|
Arystokrata życia i ilustracji - rozmowa z Januszem StannymZ legendą polskiej ilustracji książkowej, a także rysunku satyrycznego, prof. Januszem Stannym, związanym od kilkudziesięciu lat z Zamościem i Zamojszczyzną poprzez plenery ilustracji, w których uczestniczył i sprawował kierownictwo artystyczne - rozmawiam o spełnionym życiu.
Teresa Madej - Chciałabym zapytać o pana dziadków, rodziców, o pana dzieciństwo.
Janusz Stanny - Moi dziadkowie ze strony ojca byli z Kujaw. On był Kujawiakiem a ona Kujawiaczka, może ja dlatego lubiłem tańczyć. Nie wiem. A ze strony matki mojej, czyli moi dziadkowie, u których często bywałem, pochodzili z Łowickiego. Oni mieszkali w mieście, które jest uwiecznione przez Sienkiewicza, Sobota. Tam były targi końskie, gdzie Zagłoba kupował konie. Jest opis tego miasta. Zresztą miasto bardzo śliczne. Tam upływało moje dzieciństwo.
Rodzice mieszkali na Grochowie i tam się wychowałem. I jak teraz czasem tam pójdę to czuję się bezpieczny w tym miejscu, chociaż tam nie było tak bezpiecznie, bo były dwie wojny - 1939 r. i potem w 1945 r. Teraz wiem, że tam musiałem mieć szczęśliwe dzieciństwo i nie narzekam na nie. Rzeczywiście jak sobie wspomnę to miałem dużą swobodę jeśli chodzi o rodziców.
Ja nie wiem skąd ja mam przekonanie o tym, że trzeba być dobrym, moralnym - ja nigdy nie miałem tego wciskanego na siłę. Zawsze miałem dużą swobodę w ocenie sytuacji i za to jestem bardzo wdzięczny rodzicom, że mnie na siłę do niczego nie namawiali.
Teresa Madej - Kim z zawodu byli pana rodzice?
Janusz Stanny - Mama była przy ojcu, a tata miał sporo zawodów. Był ślusarzem i tokarzem. Miałem brata starszego o pięć lat. W tamtych czasach, gdy ja byłem chłopcem, to ta dzielnica to były dalekie peryferie, to jeszcze nie była Warszawa, jak jest dzisiaj. Tam były pola zasiane jakimś żytkiem, drewniane chałupki. Ja mieszkałem przy byłym Kinie 1 Maja przy ulicy Kobielskiej. Były tam bloki czteropiętrowe.
Teresa Madej - Czy pamięta pan kiedy sięgnął po kredkę, ołówek? Pan powtarza, że zawsze wiedział, że będzie plastykiem.
Janusz Stanny - Muszę się nieco cofnąć. Ponieważ miałem starszego brata o pięć lat to na jego zajęcia w szkole ja mu rysowałem martwe natury. Dzisiaj mogę to powiedzieć, że otrzymywał piątki. Ja byłem przekonany, że ja będę plastykiem. Co prawda o pedagogice nie myślałem długo dosyć, ale plastykiem to ja wiedziałem, że będę. Nie wiem skąd miałem wewnątrz takie światło, ale miałem. Nic nie interesowało innego, tylko siedzieć i rysować.
Teresa Madej - Jak wtedy wyglądał egzamin do Akademii Sztuk Pięknych?
Janusz Stanny - Ja miałem bardzo dobrą teczkę, inną niż teraz. Ja miałem teczkę złożoną z moich prac domowych, już z ilustracji. Tam były m.in. Pani Twardowska, moje szkice z Łowickiego, znad Bzury, przy mostach, jak budowali, pływanie na łódkach. Nie pamiętam, żeby ktoś składał teczkę z aktem 100 na 70 cm. To były troszkę inne czasy. Zanim się dowiedziałem, że jestem już studentem, to coś w rodzaju strachu i ciekawości miałem. To były czasy socrealizmu. Ale jeżeli mam mówić o tych czasach to - studia do dzisiaj mam w pamięci i pamiętam, że nie padał deszcz. Cały czas działo się coś sympatycznego. Programy i zadania były wówczas jasno postawione - trzeba było nauczyć się rysować. Trzeba było zrobić akt, który stał na jednej nodze i trzeba było to ołówkiem 6H narysować, czyli dosyć twardym. Ja nigdy nie narzekałem. Na malarstwie byłem u świetnego profesora. Grafiki uczył mnie również doskonały prof. Tomaszewski, a malarstwa profesor, który był uczestnikiem wesela Wyspiańskiego. Nie wiem czy to była legenda, czy nie, ale on był z Krakowa, doskonały malarz Stanisław Czajkowski. W weselu występuje Nos, to jest inna postać, to nie jest malarz, to jest jakaś parafraza jego, bo on miał taaaki nos. To był znakomity, z czasów Młodej Polski, malarz pedagog i rozmówca. Choć to był czas socrealizmu, on wiedział swoje, wiedział jak uczyć, jak malować i co malować.
Teresa Madej - Jak doszło do tego, że został pan wykładowcą?
Janusz Stanny - Ja dosyć długo się wahałem. Te wątpliwości miałem i później. Jak się siedzi na egzaminie i widzi prace zdających, jeszcze nie studentów, to ja to miałem chyba zawsze, że jest to moment, w którym ten człowiek wchodzi na jakąś ścieżkę życia. I albo mu się uda to życie, albo mu się nie uda. I zawsze miałem tę odpowiedzialność i zawsze uważałem, żeby komuś nie poplątać życia. A jeśli chodzi o korekty to początkowo myślałem, że wszyscy muszą być geniuszami. Ale później troszkę mi przeszło i po pewnym czasie dopasowywałem korekty, po poznaniu studenta, do tego jakie on ma możliwości intelektualne i manualne.
Teresa Madej - Podaje się, że ukończył pan kierunek sztuka książki. Na czym to polega?
Janusz Stanny - To była pracownia książki. I tak jak się obejrzę za siebie to sympatycznie to wspominam. Ja ukończyłem pracownię plakatu. W swoim życiu zrobiłem kilkanaście plakatów. Ale to co mi dał mój prof. Henryk Tomaszewski to było przez cały czas widoczne w moich działaniach artystycznych, jakby takim punktem wyjścia. On znakomicie prowadził pracownię, znakomicie prowadził studentów. Były znakomite zadania przez niego proponowane i były jego świetne korekty. On się całkowicie oddawał studentom, jeśli chodzi o korektę. To był również dobrym mimem, robił korekty plastycznie. Ja bardzo się cieszę, że u niego byłem i ogromnie dużo skorzystałem. Np. robiłem zadanie, przy którym trzeba było szalenie dużo myśleć. Jak długo trawa chwila? - zapytał mnie prof. Tomaszewski. Coś tam plotę. A on na to - To zrób mi taki plakat. To trzeba się było nakombinować żeby dojść do jakiegoś sensu. Natomiast malarz Stanisław Czajkowski to ciepły, miły człowiek. Zupełnie niedzisiejszy. I do dzisiaj pamiętam sytuację jak rysowałem modelką. Zrobiłem ją jak żywą 1:1. Przyszedł Czajkowski i roztarł mi to ręką po kartonie. Spojrzałem i rzeczywiście ona nabrała więcej uogólnienia a mniej szczegółów. Studia u jednego i drugiego profesora były znakomite.
Teresa Madej - Pana znakiem rozpoznawczym stała się ilustracja/grafika, również karykatura.
Janusz Stanny - Tak. Ja długo współpracowałem ze "Szpilkami", dlatego, że świat do dziś wydaje mi się tak groteskowy w wielu aspektach. I do dzisiaj uprawiam karykaturę. Rysunek, który błędnie nazywa się satyryczny, bo satyra powinna coś zmienić. A ponieważ mam tyle lat ile mam i wiem ile ludzie narysowali rysunków satyrycznych - to jest "groch o ścianę", to nic nie daje, daje tylko satysfakcję wtedy jak się coś zmieni. Rysowałem dosyć długo dla jednej z gazet centralnych, aktualnie rysuję dla "Przeglądu". Tam co tydzień rysuję. Trudno jest powiedzieć czy to jest komentarz do bieżących wydarzeń. Nie chciałbym być takim Gallem Anonimem, tzn. nie zawsze do wydarzeń, że "Kaczyński się pokłócił z Tuskiem". To nie ten temat, wolę to uogólniać, np. patrzeć raczej na takie zjawiska -jak: "Co będzie z Grecją?" .
Teresa Madej - Większość swojego życia, a właściwie skoncentrował Pan swoją twórczość na zilustrowanie bajek i książek dla dzieci.
Janusz Stanny - Wie pani skąd to się wzięło? Jak powiedziałem, plakatów rozbiłem sporo, ale w tym okresie nie miałem pracowni. Teraz mam dobrą pracownię na ulicy Marchlewskiego. Siłą rzeczy musiałem pracować na małym stole. Zresztą, rozmowa poprzez plakat jest inna, inna jest poprzez ilustrację. Mówi się też do innego odbiorcy
Teresa madej - Czy to było zaproszenie od wydawnictw?
Janusz Stanny - To różnie było. Ja zresztą byłem kierownikiem, swego czasu asystentem u prof. Jana Szancera, i on mnie zaprosił do współpracy, do kierowania wydawnictwem "Ruch". Miałem go zastąpić na tydzień a byłem piętnaście lat, bo tak się zdarza w życiu. Ja się dosyć, jak by tu powiedzieć - dobrze układam z życiem. Tak to nazwę, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. To znaczy, dzięki Bogu nie miałem sytuacji które musiałbym wybrać a potem żałować. Mówię o tych znaczących decyzjach, podstawowych kierunkach, które człowiek w swoim życiu organizuje. Nie pamiętam sytuacji, w której miałbym żałować czegoś na co się zdecydowałem.
Teresa Madej - To komfortowa sytuacja.
Janusz Stanny - To daje optymizm. Już teraz mogę powiedzieć, że udało mi się. Nie wiem w jaki sposób, jakiś miałem GPS i tak mnie dobrze prowadził aż dojechałem do rozmowy z panią.
Teresa Madej - Czy są ilustracje, które Pan ceni sobie najbardziej? Czy to tak jest, że wszystkie lubi się jednakowo?
Janusz Stanny - Śmieszność polega na tym, że ja napisałem trzy książeczki i kiedy uświadomiłem sobie, kiedy one już były, że ja najpierw miałem do nich ilustracje, gdzieś tutaj "z tyłu głowy", a później nastąpiło opisanie tych ilustracji i ich wykonanie. Ilustrowałem też książki do szkół. To jest zupełnie inne zagadnienie, bo w bajach buduje się wyobraźnie, fantazję dziecka itd., a tam trzeba się postarać pokazać mu ulice, dom, w którym mieszka. To są dwa różne problemy do rozwiązania.
Teresa Madej - Zajmował się pan także ilustracją do animacją filmowych.
Janusz Stanny - Robiłem opracowania dla filmów dla Bielska. Dziwna to jest sytuacja bo trzy tygodnie temu zgłosiła się do mnie pani, która szyje dziecięce ubranka. I pytała, czy ja byłbym skłonny sprzedać jej prawa autorskie do Misia Kudłatka, to nie był Uszatek, i do innych postaci, występujących w filmie. Zgodziłem się.
Teresa Madej - Powrócę do pytania o najbardziej lubianą ilustrację, choć pewnie w życiu namalował Pan tysiące ilustracji. Może pan dla swojej córki taką namalował?
Janusz Stanny - To zna pani to?
Teresa Madej - Nie, dopiero pytam.
Janusz Stanny - Z córką to w ogóle była sprawa tajemna, powiedziałbym, ale również czarodziejska. Ja robiłem plakat, dostałem zamówienie, żeby się na nim dzieci kąpały, taki dla młodych matek. Kasi jeszcze na świecie nie było. Ja namalowałem to dziecko kąpiące się. A później, kiedy Kaśka miała parę lat, ja ten plakat odnalazłem, patrzę - a na plakacie Kaśka. To jest tajemnica jak to się stało. Kasia (32 lata) zrobiła doktorat i jest asystentką na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Jestem zadowolony, bo samo malowanie czy rysowanie to jest za mało, to zależy od tylu decyzji wydawniczych. W tej chwili robi opracowanie elementów, które będą w folderach na Euro 2012. Jest dobrze, to cały czas działa GPS. Czy można wiedzieć co będzie napisane na tej mojej tablicy w Zamościu?
Teresa Madej - "Janusz Stanny - artysta grafik, pedagog".
Janusz Stanny - O, to dobrze. A kto tam już jest upamiętniony?
Teresa Madej - Panowie: Jan Machulski, Jan "Ptaszyn" Wróblewski i Krzysztof Zanussi.
Janusz Stanny - Tak myślałem.
Teresa Madej - I już na koniec. Panie Januszu jak się zaczęła współpraca z BWA w Zamościu?
Janusz Stanny - Z Zamościem to się zaczęło za sprawą śp. Rychlickiego. To było sto lat temu, nie pamiętam. Odbył się pierwszy plener w Zamościu lub w Krasnobrodzie i byliśmy z wystawą właśnie w Zamościu. Ja bym polecił osobę Zdzisława Witwickiego, on był na I plenerze organizowanym przez Rychlickiego i prowadzi kronikę. Wie kto, kiedy i z kim był na plenerze.
Teresa Madej - Czego, poza zdrowiem, można panu życzyć?
Janusz Stanny - Jestem raczej człowiekiem zrealizowanym.
Teresa Madej - Dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia w Zamościu, w Alei Sław.
Janusz Stanny - Dziękuje bardzo. autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2011-07-08 przeczytano: 14298 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|