|
The Doors, cuda się zdarzają3 lipca 1971 roku zmarł w Paryżu Jim Morrison, numer 3*, niespełna dwudziestoośmioletni frontman już wtedy legendarnego zespołu The Doors.
Sześć dni później, dokładnie 9 lipca, został pochowany na paryskim cmentarzu Pere Lachaise.
Kiedy dwadzieścia lat później, w lipcu 1991 roku, składałem hołd temu wielkiemu artyście przy jego skromnym grobie w stolicy Francji, nawet przez myśl mi nie przyszło, że kiedyś dane mi będzie wysłuchać "Alabama song" czy "Light my fire" na żywo, w wykonaniu muzyków The Doors.
Cuda się jednak czasem zdarzają. Dwadzieścia lat po mojej wizycie na Pere Lachaise, dokładnie w czterdziestą rocznicę pochówku Morrisona, uczestniczyłem w koncercie muzyków, którzy współtworzyli legendę The Doors.
Wprawdzie zabrakło w nim najważniejszego ogniwa, bo Morrison był niewątpliwie nie tylko twarzą i głosem, ale także duszą zespołu, to jednak zobaczyć z bliska pozostałych muzyków ma też swój wymiar.
Przy grobie Morrisona na cmentarzu Pere Lachaise
Klawiszowiec Ray Manzarek oraz gitarzysta Robby Krieger, czyli dokładnie połowa składu jednego z najważniejszych zespołów w historii rocka, z towarzyszeniem trzech muzyków (Dave Brock- śpiew, Phil Chen- bas, Tyler Dennis- perkusja) wystąpili w sobotę 9 lipca 2011 podczas 32. edycji Pistoia Blues Festival.
Rangę sobotniego wydarzenia czuli mieszkańcy tego toskańskiego miasta oraz turyści, wystarczy powiedzieć, że na wiele dni przed planowanym koncertem wszystkie bilety numerowane były już wysprzedane.
Przepiękny średniowieczny rynek Piazza Duomo w Pistoi, który w swej historii gościł już największe legendy rocka i bluesa, zapełnił się praktycznie do ostatniego miejsca. Blisko dziesięć tys. osób zapragnęło poczuć klimat lat 60. Okresu, w którym rodziła się muzyka rockowa, a dokonania muzyków wówczas tworzących po dziś dzień uważane są za genialne, i stanowią inspiracje dla kolejnych pokoleń.
Przekrój wiekowy fanów zgromadzonych na Piazza Duomo był ogromy. Legendę The Doors na żywo chcieli obejrzeć zarówno równolatkowie Manzarka i Kriegera jak i nastolatkowie, dla których, jak się okazało, muzyka powstała niemal pół wieku temu, nie jest wcale obca. Ba, równo z rozpoczęciem koncertu dało się wyczuć, że jest ona im nawet bardzo bliska.
Już podczas wykonywania pierwszej piosenki "Roadhouse blues" Dave Brock został zagłuszony przez tysiące gardeł, które śpiewały razem z nim. I na pierwszym utworze wcale się nie skończyło. Kolejne "Break on through" i "Strange days" również były wykonywane wspólnie. To znak, jak mocno ta muzyka zakorzeniła się w sercach i umysłach.
Piazza Duomo pęka w szwach
Moja fascynacja twórczością The Doors przypadła na koniec lat 80. Później nieco zmalała. Teraz, po latach, aż ciarki przechodziły po plecach, kiedy słuchało się na żywo "Music's over", "Spanish caravan", "Alabama song", "LA Woman" czy "Light my fire".
I wcale nie przeszkadzało, że przy mikrofonie stał Dave Brock a nie Jim Morrison. Duch tego ostatniego i tak na pewno krążył gdzieś ponad głowami uczestników tego wydarzenia.
Zresztą trzeba przyznać, że śpiewający piosenki Morrisona Brock robił to całkiem nieźle. Nieprzypadkowo właśnie jego zaprosili do współpracy Manzarek i Krieger, bowiem Brock jest frontmanem zespołu Wild Child, coverbandu wykonującego właśnie utwory The Doors.
Do złudzenia podobny do zmarłego przed czterdziestu laty charyzmatycznego muzyka i poety. Podobna fryzura, podobne stroje, wreszcie podobne zachowanie i ruchy na scenie. Choć wiadomo, że wiele w tym było aktorstwa, to jednak spełniało oczekiwania publiczności, bo ta przyszła przecież uczestniczyć w widowisku.
A przecież powszechnie wiadomo, że Morrison był wielkim improwizatorem, szalał na scenie, zachowywał się niemal jak indiański szaman. W taki trans wprawiały go różnego typu używki, od których przecież nie stronił.
To wszystko można obejrzeć na archiwalnych koncertach kalifornijskiego kwartetu. Tam też można zobaczyć jak na koncertach bawiła się publiczność, jej żywiołowe i niemal spazmatyczne reakcje.
Myślałem, że takie reakcje to domena lat 60. Ale okazało się, że nie tylko! Podobnie reagowała publiczność zgromadzona na Piazza Duomo.
Jeszcze zanim rozpoczął się koncert przez kilkanaście minut tłum skandował "We want Doors"! Kiedy muzycy pojawili się na scenie a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki, przed sceną zakotłowało się. Wszyscy chcieli być jak najbliżej tego wydarzenia. Organizatorzy chyba nie spodziewali się takiej reakcji, bowiem przed sceną przygotowali sektor z krzesełkami. Rozstawili kilka tysięcy krzesełek myśląc, że publiczność wysiedzi na nich do końca koncertu. A ta wysiedziała dokładnie do jego rozpoczęcia! Wielki kocioł przed sceną i napieranie tłumu na barierki było przyczyną przerwania koncertu. Kilkanaście minut trwało zanim ochrona wespół z muzykami trochę uspokoili szalejący tłum. Ochronie udało się też utrzymać barierki, które od sceny dzielił zaledwie metr, co wcale nie było łatwym zadaniem. Koncert mógł być kontynuowany...
Robby Krieger z The Doors oraz Dave Brock i Phil Chen
I może na zakończenie kilka słów o najważniejszych aktorach sobotniego widowiska. Pomimo swojego wieku zarówno Manzarek (72 lata) jak i Krieger (65 lat) wydawali się być w bardzo dobrej kondycji fizycznej. Tak na marginesie powiem, że kilka dni później byłem na koncercie BB Kinga, który ma na liczniku 86 lat i wciąż potrafi wyczarowywać niesamowite dźwięki. Jak widać przy Królu Bluesa muzycy The Doors to jeszcze młodzież.
I podczas koncertu momentami można było odnieść takie wrażenie. Obaj tryskali energią, starali się być częścią show. Nie ograniczali się tylko do gry na instrumentach. Manzarek kilkakrotnie porzucał swoje klawisze na rzecz różnych przeszkadzajek i z nimi tańczył i śpiewał na scenie. "Show must go on"- jak śpiewał nieżyjący już też Freddie Mercury.
* Na przestrzeni niespełna roku, począwszy od września 1970 do lipca 1971, zmarło troje niespełna dwudziestoośmioletnich, niezwykle uzdolnionych muzyków, po dziś dzień uważanych za wybitnych. Pierwszy odszedł Jimi Hendrix, później Janis Joplin, jako trzeci ze światem pożegnał się Jim Morrison.
* * *
Koncert Raya Manzarka i Robby'ego Kriegera z The Doors poprzedziły występy kilku wykonawców regionalnych i mniej znanych oraz występ tria Robbena Forda.
Trio Robbena Forda
Uznany kalifornijski blues-rockowy gitarzysta Robben Ford w przeszłości współpracujący m.in. z Georgem Harrisonem, Milesem Davisem, Bobem Dylanem i Joni Mitchell, złożył hołd The Doors wykonując ich kompozycje w zaaranżowanych przez siebie, typowo gitarowych, bluesowych wersjach.
* * *
Gwiazdami 32. edycji Pistoia Blues Festival, oprócz Raya Manzarka i Robby'ego Kriegera z The Doors, byli ponadto Skunk Anansie i Lou Reed. autor / źródło: wald dodano: 2011-08-02 przeczytano: 15140 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|