|
Dziki krajMiałem wstawić tekst o modzie, ale znów zdecydowałem się na inny - bardzo gorzki. Być może nawet trochę w stylu rodzicielskiego "A nie mówiłem?!". Cóż jednak poradzę, że najważniejsze światowe wydarzenie zeszłego tygodnia dostarczyło mi właśnie argumentów na poparcie tez, które wcześniej publikowałem, a które spotkały się z mniejszym lub większym oporem?
Mówiąc o wydarzeniu, mam na myśli oczywiście masakrę, do której doszło 22 lipca w Oslo i na pobliskiej wyspie Utoya. Najpierw w stolicy Norwegii wybuch bomby niedaleko siedziby tamtejszego premiera zabił 7 osób, a następnie sprawca zamachu (no dobrze - domniemany sprawca, bo chaos informacyjny przy tym wszystkim był iście nieziemski) w przebraniu policjanta pojechał na pobliską wyspę, gdzie akurat zebrała się młodzieżówka partii socjaldemokratycznej. Powystrzelał w sumie 85 młodych ludzi.
Można było się spodziewać, że w mediach zacznie się jazda na wszystkich frontach. Tym bardziej, że na początku mówiono, że za zamachem stoją muzułmanie. Kiedy zaś okazało się, że sprawcą tego masowego mordu jest rdzenny Norweg, polskie media ruszyły na całego. Uparcie powtarzano więc, że zabójcą jest "chrześcijański fundamentalista o skrajnie prawicowych poglądach". Dało to asumpt różnego rodzaju lemingom, które na forach i blogach jęły oskarżać wszystko co związane z katolicyzmem lub PiS-em. Wprawdzie ponad 80% Norwegów to luteranie (katolicy to ledwie 0,9% - z czego większość to Polacy), a o PiS-ie i Kaczyńskim zamachowiec słyszał pewnie tyle, ile wyczytał w zachodniej prasie, ale to ujadać ludziom nie przeszkadzało.
Mało kto jednak zwrócił uwagę (a może po prostu nie chciano tego robić?), iż rzecz działa się w Norwegii, czyli państwie uważanym przez Polaków za coś w rodzaju ziemi obiecanej. Moi stali Czytelnicy z pewnością pamiętają zażarte dyskusje, jakie toczyły się pod felietonami pt. "Ręka obywatelskiej sprawiedliwości", czy "Jak inni dbają o zdrowie naszych dzieci". Podawano w nich Norwegię jako przykład kraju, w którym wszystko jest znakomicie zorganizowane przez państwo i to do tego stopnia, że obywatele godzą się na to z radością. Z tego powodu z uśmiechem na ustach płacą niemałe podatki i oddają swoje dzieci na wychowanie państwu. Państwo zaś wzorcowo wypełnia wszystkie swoje obowiązki. Ja również mam rodzinę w Norwegii, która w dodatku całkiem niedawno spędzała u nas urlop. Już zupełnie na żywo nasłuchałem się jaki to cudowny kraj, jak wspaniale się tam mieszka, jak bardzo tolerancyjni są ludzie i jak dzięki temu zupełnie się nie tęskni za Polską. Nie odmówię sobie zacytowania przykładu takiej wypowiedzi "Gdy w Polsce dziecko prosi rodzica o zabawkę, to trzeba mu odmówić, bo kosztuje ona 30 złotych. Tam wystarczy, że wnuczka do mnie przyjdzie i powie, że kilka osób w klasie ma już jakąś grę komputerową i też chce taką mieć, a ja już wchodzę do Internetu i tę grę po prostu kupuję". I jeszcze jedna z usłyszanych tez: "Tam ludzie są spokojni i nic ich nie obchodzi poza zdrowiem króla. Jak król jest zdrowy, to wszyscy są szczęśliwi". No i do piątku żyli sobie Norwegowie w tym poczuciu szczęśliwości.
Mam nadzieję, że masakra na Utoya wyrwała ich w końcu z tego idyllicznego snu i dotarło do nich wreszcie, że tak dłużej postępować nie wolno. Mam nadzieję, choć na pewno będzie to trudne. Mordercą był wszak "chrześcijański fundamentalista", a ofiarami najmłodsi socjaldemokraci, czyli piewcy tolerancji i ściągania imigrantów, których Anders Behring Breivik nie cierpi. Teraz ten degenerat dostanie najwyżej 21 lat więzienia, czyli wyjdzie z niego najpóźniej wtedy, gdy będzie 53-latkiem. Wiedzieli Państwo przed tym zdarzeniem, że tyle wynosi maksymalna kara w Norwegii?
Według mnie naprawdę nie najbardziej istotne są motywy tej zbrodni. Z tego powodu za skrajnie kompromitujące uważam opinie takie, jak Krzysztofa Liedla, mieniącego się ekspertem do spraw zwalczania terroryzmu międzynarodowego, który powiedział, że: "Jeżeli jest to członek organizacji, która ma cele polityczne, to może się okazać, że są problemy z systemem bezpieczeństwa w Norwegii. Ocena systemu bezpieczeństwa w Norwegii nie ma jednak znaczenia, jeżeli okaże się, że była to osoba chora psychicznie". Po takim dictum pan Liedel powinien się głęboko schować. Jeżeli bowiem nawet Anders Behring Breivik jest chory psychicznie, to NIC nie usprawiedliwia bezradności norweskich służb. W poważnym państwie trzeba być przygotowanym na WSZYSTKO. Na każdy ekstremizm i na każde ześwirowanie. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby w jakimkolwiek kraju (tak, w Polsce też) po oczywistym zamachu na obiekty rządowe nie wprowadzono w państwie najwyższych środków bezpieczeństwa. Zatem jeśli wiadomo, że w pobliżu stolicy kraju odbywa się zlot młodzieżówki partii (rządzącej!), to podstawowym obowiązkiem policji jest zabezpieczenie tego miejsca. Tymczasem morderca wzbudził zaufanie młodych tym, że przybył w stroju... policjanta!!! Czyli de facto żadnego policjanta tam nie było! Zgroza!!!
Sprawa druga. Na wyspie przebywało naprawdę wiele osób i choć byli to ludzie młodzi, to idę o zakład, że przynajmniej część z nich widziała choćby kilka filmów, na którym krew leje się strumieniami. Rozumiem wprawdzie, że byli zszokowani zaistniałą sytuacją, ale czytałem opisy kolejnych mordów, które odbywały się tak, że zabójca najpierw strzelał do ofiary, a następnie dobijał ją jeszcze z innej broni. To naprawdę musiało mu zająć sporo czasu, a jednak chłopaki nie próbowali się jakoś dać sobie znać, by rzucić się w sile kilku na faceta i go obezwładnić! W głowę zachodzę czemu nie było jakiejkolwiek ich reakcji. Zastanawiam się też co by było, gdyby ktokolwiek tam miał broń, wszak były tam już i osoby nominalnie dorosłe. Zresztą może i był ktoś taki, tylko ideały nie pozwalały mu strzelać? Odsyłam do mojego tekstu "Zdeformowana męskość".
No i sprawa trzecia. Znalazł się ktoś, kto ocalił niektóre osoby przed niechybną śmiercią. To Kasper Ilaug, 53-letni programista, który spędzał piątkowe popołudnie przed swym domkiem letniskowym na niedalekiej wyspie Storoya. Zawiadomiony przez przyjaciela o strzelaninie założył żółtą kurtkę, czerwony kask i cholewy, po czym pobiegł na przystań. Wskoczył szybko do swojej niezbyt dużej łódki dla wędkarzy i odpalił silnik. Trzy razy płynął na Utoya i zabierał stamtąd młodzież. Co jednak zobaczył, gdy pierwszy raz docierał z ocalonymi w bezpieczne miejsce? Zacytuję Onet: "Ilaug skoncentrował się na tym, by jak najszybciej dowieźć dzieci do brzegu, na którym, obok radiowozów policji, stały już karetki pogotowia, z lekarzami szykującymi się do akcji ratunkowej".
To już jest zgroza do sześcianu!!! Zwykły człowiek ryzykując życiem (zwracam uwagę, że przez swój strój był bardzo widoczny dla zamachowca) trzykrotnie udawał się na wyspę, by ratować ludzi, a policja cały czas stała sobie na drugim brzegu!!! Nie mogę pojąć co robiła przez tyle czasu...
Bardzo przepraszam osoby zafascynowane Norwegią, ale dla mnie to zwyczajnie dziki kraj. Można smolić farmazony o dalece tam posuniętej tolerancji, wolności i swobodach obywatelskich, ale to po pierwsze - jedynie ułuda, która - po drugie - prowadzi do takich wydarzeń, jak na wyspie Utoya. Jeśli państwo prowadzi "politykę miłości" i w jej imię zawłaszcza sobie kolejne sfery życia wychowując obywateli na potulne i pacyfistyczne baranki, które łatwo przekupić socjalem, parytetami i głaskaniem po główce przez najwyższego władcę, to prędzej lub później znajdzie się ktoś, kto to z zimną krwią wykorzysta.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2011-07-28 przeczytano: 3171 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|