|
Acid Drinkers zagrał dla zamojskich fanówOstatni z zapowiadanych na październik metalowych koncertów odbył się 29 października 2011 tradycyjnie już w Kazamatach. Po bardzo dobrych występach KATA i CETI gratka dla wszystkich fanów - ACID DRINKERS. Titus z ekipą zawitali po 10 latach do naszego miasta w ramach trasy koncertowej "Back on the Streets". Jako support zagrał MINDFIELD - po raz pierwszy w Zamościu.
MINDFIELD pochodzą z Jasła, mają już zarejestrowany materiał, EPkę pt.:
"Snap of fingers" nad dużą płytą obecnie pracują. Koncerty Acidów otwierali
w Rzeszowie, Stalowej Woli, Chełmie i Zamościu.
Na scenie zainstalowało się pięciu grzecznie wyglądających kolesi, wśród których oprócz tradycyjnego instrumentarium był nowy nabytek zespołu
DJ, który wspomagał chłopaków zza konsoli. Na uwagę zasługiwał również leworęczny perkusista, ze specyficznym stylem gry (lewą ręką walił w hi-hat
a prawą w werbel.). Grał bardzo dobrze, dając siłę napędową dla zespołu. Jednak największą uwagę zwracał gitarzysta i zarazem wokalista Karol "Panku" Pankiewicz. Z dyndającą maskotką Prosiaczka z Kubusia Puchatka przy gitarze dawał popisy swoim wokalem.
Na początek intro i zaraz po nim "Bloodstoned" - kawałek który znajdzie się na zapowiadanej płycie. Następnie "The black in the ground", pokręcone riffy
z podkładem perkusyjnym, spokojna zwrotka i ostry, porywający refren,
a w tym wszystkim kilka manier wokalu. Pierwsze skojarzenia jakby SYSTEM OF A DOWN, a w kolejnych kawałkach można było odnaleźć wpływy takich kapel jak TOOL, MACHINE HEAD czy SLIPKNOT. Ciężko stuprocentowo określić muzykę MINDFIELD, bo nu-metal byłoby zdecydowanie krzywdzące dla nich zaś metal core nie do końca trafne. Na pewno w tych ostrych partiach (głównie refreny) kapela brzmi ciężko i ostro. Na takie właśnie momenty najbardziej reagowali zgromadzeni licznie tego dnia w Kazamatach. Ogółem publika była dość młoda wiekiem - przynajmniej w pierwszych rzędach a więc taka muzyka trafiała do nich lepiej niż do starych wyjadaczy wychowanych na tradycyjnym heavy i thrash metalu. Następne utwory to nowy "44" i dalej już materiał ze wspomnianej "Snap of fingers". Utwór "Halo" z melodyjnym wokalem i jeszcze dwa: "Unchanged" i "Useless". Okrzyki publiczności "jeszcze, jeszcze!" nic nie pomogły i po udanym występie MINDFIELD opuścili scenę.
Była godzina dokładnie 20:22 kiedy jeden z technicznych zapowiedział co nastąpi za chwilę słowami: "ACID FUCKING DRINKERS!" i przy skandowaniu publiki "Acid grać, k...mać!" z aparatury nagłaśniającej popłynęło intro... Po chwili muzycy wbiegli na scenę i wszyscy rozpoczęli zabawę przy chwytliwym kawałku "Zero".
Od lewej Darek "Popcorn" Popowicz z czarno białym Gibsonem Flying V, za nim piękny błękitny zestaw Maćka "Ślimaka" Starosty ustawiony bokiem, w środku, w charakterystycznym rozkroku ze swoim basowym wiosłem Tomasz "Titus" Pukacki i wreszcie drugi gitarzysta Wojciech "Yankiel" Moryto, który zastąpił zmarłego Aleksandra "Olassa" Mendyka (grał na takiej samej gitarze jak Popcorn). Po "Zerze", Titus zapytał zgromadzonych czy pasuje, odwiedź była oczywista i poszło "Anybody Home ???" Już wtedy ochroniarze musieli trzymać barierkę odgradzającą publikę od tzw. fosy przed sceną. Napór był coraz większy i coraz więcej czupryn fruwało wśród publiki. Titus to niezmiennie ten sam rock'n'rollowy wulkan energii. Prężył się, wyginał, biegał ze swoim basem po scenie - co chwile zamiatał włosami i śpiewał swoim charakterystycznym wokalem.
Kolejne kawałki jakie usłyszeliśmy to "Rattlesnake blues" oraz "Human bazooka" znane z płyty "High proof cosmic milk". Pomiędzy nimi pierwszy
z coverów zaserwowanych przez Acidów podczas tego koncertu "Bad Reputation" z repertuaru THIN LIZZY.
Titus pamiętał poprzedni pobyt
w Zamościu, powiedział że trochę się zmieniło w tym bunkrze, ale dalej tak samo zimno. Zimno na pewno nie było, bo atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca za sprawą takich numerów jak "Slow and stoned", który wtórował wokalnie Yankiel, wszystkim znany i lubiany "Hit the Road Jack", w którym Titus, Popcorn i Yankiel kręcili rękoma kółeczka. Dalej były czaderski "Dancing in the slaughter-house" oraz "Silver meat machine" z płyty "Verses of Steel". Następnie Titus w swoim stylu, niczym rasowy konferansjer zapowiedział "mesje Ślimaka". To mogło oznaczać tylko jedno: "Et si tu n'existais pas". Trzeci tego wieczoru cover, tym razem z repertuaru Joe Dassina z promowanej podczas tej trasy płyty "Fishdick Zwei - The Dick Is Rising Again". Kawałek ten zagrał na gitarze i zaśpiewał po francusku Ślimak, gitarę basową przejął Yankiel, zaś na garach zasiadł Titus ( który niegdyś swoją przygodę z muzyką zaczynał właśnie od tego instrumentu). No i ku uciesze zgromadzonych, kawałek wyszedł bardzo fajnie, brawom nie było końca. Powrót do poprzedniej konfiguracji i znów znajome dźwięki... "Another brick in the wall" w wykonaniu ACID DRINKERS. Po prostu mistrzostwo i tyle. Ulubiony mój motyw gdzie w miejscu "Hey, Teacher! Leave them, kids, alone" Titus zawsze śpiewa "Acid Teacher..." (tak jest także na płycie "Fishdick"z której cover ten pochodzi i tak było i teraz).
Po legendarnych PINK FLOYD Titus zapowiedział kawałek
"I'am a rocker" z wydanej blisko dwadzieścia lat temu płyty "Strip Tease" który przeszedł w "Track Time: 66.6 sec" - chyba najkrótszy i najszybszy numer Acidów. Na płycie "Infernal Connection" śpiewał go Robert Friedrich znany bardziej jako "Litza", obecnie na koncertach robi to Yankiel. W refrenie wspomagał go Titus, wykonując przy tym charakterystyczny gest kroczem, co dawało mu wielką radość. Ci co byli wiedzą co mam na myśli. W ogóle Titus to wg mnie największy jajcarz na naszej rockowej scenie. Już sam sposób jego mówienia, akcentu powoduje uśmiech na twarzy. Widać, że granie, rock'n'rollowy styl bycia to jego pasja - ma to po prostu we krwi. Tak samo jak jego idol Lemmy Kilmister, którego zespołu podkoszulek miał tego wieczoru na sobie. Mimo upływu lat Titus pozostaje pod tym względem niezmienny i dzięki temu koncerty ACID DRINKERS są niesamowitym przeżyciem dla fanów. Potwierdzały to kolejne numery: "High proof cosmic milk", "Backyard bandit" oraz "Blustery Nite Tour".
Ten ostatni jak powiedział Titus nie został nagrany na żadnej płycie Acids, w 1998 roku Jan Borysewicz namówił ich do udziału
w składance pt.: "Być wolnym". W kawałku tym oprócz Titusa i Yankiela zaśpiewał się również Popcorn. Wydawało mi się że techniczny podawał również mikrofon Ślimakowi. Bardzo fajne wykonanie, co również było widać po reakcjach publiczności. Brawa, okrzyki i z publiki padają życzenia: "Drug dealer", ktoś woła "I Fuck the violence" - "nie dzisiaj kolego, to grało się kiedyś" - rzekł Titus. Była natomiast podróż na Broadway i rozsławiony dzięki Frankowi Sinatrze kawałek "New York, New York" - rewelacyjnie wykonany przez ACIDÓW. No i przyszedł czas na "Blues Beatdown". Ten świetny utwór śpiewał na płycie "Verses of Steel'a" potem na koncertach Olass. Szczerze to nie wiedziałem że po śmierci Olka kawałek dalej jest grany - bardzo dobrze. Na pewno jest to jakaś forma hołdu dla Kolegi. Za mikrofonem stanął Yankiel i doskonale sobie poradził - tylko chyba była to nieco skrócona wersja "Bluesa".
Potem był "The Joker". Przy tym ale i przy wszystkich utworach nie sposób wspomnieć o grze Ślimaka. Taki show jaki robi za swoimi garami, to po prostu rewelacja. Gra jak w transie, robi to całym ciałem. Na jego grę patrzy się z wielkim zachwytem. Nie raz przecież zbierał nagrody za najlepszego perkusistę w różnych plebiscytach. Ostatnio zaś Maciek otrzymał tytuł "Najbardziej inspirujący Polski Perkusista Wszech Czasów" co nawet odnotował na swojej stronie Zildjian (którego blach używa Ślimak). Gratulacje! No i "Joker" zakończył set. Ale czy na pewno?
Okrzyki "Acid grać k... mać" "jeszcze, jeszcze, jeszcze..." przyniosły efekt. Po długim intro wyszli ponownie, z papierosami w ustach, Popcorn i Titus zmienili swoje wiosła i zagrali jeszcze "Bring it on Home" starych dobrych Zeppelinów oraz "The boys are back in Town" który ostatecznie zakończył koncert. Nie uciekli od razu, stanęli obok siebie, ukłonili się ładnie, podziękowali i dopiero zeszli. Z głośników popłynęła jeszcze muzyka - tym razem już w wykonaniu Monty Pythona - "Always look on the bright side of life" a publiczność bawiła się dalej: śpiewała i tańczyła...
Kolejna udana impreza, pod względem technicznym również. Trzeba zwrócić uwagę na nagłośnienie, które było wręcz idealne - w tej kwestii było lepiej niż na KACIE. Porównując jeszcze ze wspomnianym koncertem to ludzi na ACIDACH było troszkę mniej - jednak to w niczym nie przeszkadzało. Atmosfera była naprawdę super. Co prawda nie zagrali nic z pierwszych kultowych płyt " Are you a rebel?" oraz "Dirty money, dirty tricks", nie było kontrowersyjnego wykonania "Nothing else matters" z Czesiem Mozilem w roli głównej czy wreszcie "Seasons in the abyss" SLAYERA w wersji country. Mimo tego, ponad 100 minut setu jaki zaserwował ACID DRINKERS sprawiło, że fani wychodzili z sali z uśmiechami na twarzy.
Voluntary Kamikaze Club szykuje kolejne imprezy. Podobno w pierwszej kolejności FRONTSIDE oraz CORRUPTION . Lista kapel które zamościanie chcieliby zobaczyć w Kazamatach jest spora, ale ostatnio najczęściej pojawia się nazwa VADER. Ja również dołączam się do tego życzenia...
autor / źródło: Paweł Czop dodano: 2011-10-31 przeczytano: 17104 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|