|
Ci wspaniali mężczyźni: Mikulski, Dziędziel i kpt. WronaStanisław Mikulski, Marian Dziędziel i kpt. Tadeusz Wrona to m.in. laureaci gali "Osobowości i Sukcesy Roku 2011", która odbyła się w warszawskim Hotelu Radisson Blu (20.02.).
Nam mówią o ostatnich wydarzeniach ze swojego życia. Jak się okazuje, znani aktorzy wystąpili w Zamościu ze swoim teatrami, a kpt. Wrona miał związek ze Zwierzyńcem, choć już nie osobisty, za to obiecuje odwiedzić Zamość podobnie jak Marian Dziędziel.
Aktora Stanisława Mikulskiego (83 lata) nagrodzono Honorowym wyróżnieniem Osobowość Roku. Będący w znakomitej formie kultowy "Hans Kloss", inaczej J-23, zapraszał na premierę najnowszego filmu ze swoim udziałem - "Hans Kloss - Stawka większa niż śmierć", który na ekrany kin wejdzie w połowie marca br.
Teresa Madej - Ponad pół wieku temu wraz z Janem Machulskim pracowaliście panowie w Teatrze Osterwy w Lublinie.
Stanisław Mikulski - Z Jankiem Machulskim poznaliśmy się chyba w 1947 r. Należeliśmy do jednej drużyny harcerskiej, on był szefem, ja byłem jego zastępcą. Później nasze drogi się rozeszły. Ponownie spotkaliśmy się w Lublinie. To był przełom lat 50-tych i 60-tych. Potem znów nasze drogi się rozeszły i już się nie spotkaliśmy. On był wspaniały, niesłychanie oddany teatrowi. On zaczął już w Lublinie, kiedy nie było jeszcze mowy o takim teatrze, jaki on potem stworzył z Haliną. To przykre, że tak szybko odszedł. Ja leżałem w tym czasie w szpitalu i z telewizji dowiedziałem się o jego śmierci.
- My jesteśmy z Zamościa, gdzie pan Jan zainicjował Zamojskie Lato Teatralne.
Stanisław Mikulski - Ach, już wiem dlaczego pani pyta o Janka Machulskiego. Oczywiście, przecież ona Zamość kochał strasznie. On tam jeździł i robił teatr. W czasach kiedy pracowałem w Teatrze Osterwy także ze spektaklami jeździliśmy do Zamościa.
- Jak było na planie pana najnowszego filmu?
Stanisław Mikulski - Było dobrze, wszystko świetnie. Zapraszam na premierę filmu "Hans Kloss - Stawka większa niż śmierć". Nic więcej nie powiem, bo nie mogę.
- Co pan czuł kiedy pan odbierał tę honorową nagrodę?
Stanisław Mikulski - To bardzo miły gest ze strony kapituły, że mnie zauważyli. Ale tak jak powiedziałem, nie chciałbym być oceniany za całokształt pracy bo chciałbym mieć jeszcze coś do powiedzenia. Do tego całokształtu dorzucam dzisiaj premierę nowego filmu.
* * *
Bezdyskusyjną gwiazdą wieczoru był Tadeusz Wrona, kapitan Boeinga 767, który jako pierwszy pilot w historii wylądował na Okęciu bez wysuniętego podwozia. Bohater uratował życie 231 osób.
Na pytanie czego należy mu życzyć skromnie odpowiada - sobie i wszystkim pilotom tyle startów ile lądowań. Sukcesu kpt. Wronie gratulowali wszyscy. Andrzej Supron dodał: ma pan dobre nazwisko, jak "wrona miałaby nie usiąść".
Teresa Madej - Jesteśmy z Zamościa. W skomplikowanej akcji usuwania samolotu z płyty lotniska uczestniczyła firma ze Zwierzyńca koło Zamościa.
kpt. Tadeusz Wrona - Pani pytała o operację podnoszenia samolotu. Nie byłem przy niej. Nie to żebym unikał tej sytuacji i kontaktu ze sprzętem, ale trwa dochodzenie przyczyn wypadku i moja obecność, tak ja to odczuwam, nie była tam potrzebna.
Zamość to śliczne miasto, historyczne. Wszystkich zamościan pozdrawiam. Muszę się tam wybrać.
- Czy pan się wahał co zrobić, wiedząc, że podwozie się nie otworzy?
kpt. Tadeusz Wrona - Nie mogłem się wahać. My musieliśmy wylądować, najlepiej delikatnie, najlepiej z podwoziem, dlatego spędziliśmy niewiele ponad godzinę w rejonie Warszawy szukając innych dróg wyrzucenia tego podwozia, innych oprócz tych które przewidział producent, bo to jest wszystko na wyczucie i kontaktowaliśmy się z wieżą kontrolną. Byliśmy w kontakcie z ziemią i naszymi specjalistami, którzy starali się, ale byli podekscytowani. Teraz tak to oceniam. Czy się wahałem? Nie, nie wahałem. To był naturalny odruch - lądować.
- Czy pozostał lęk?
kpt. Tadeusz Wrona - Nie, przez chwilę się obawiałem, kiedy już wiedzieliśmy że to podwozie nie zadziała, a był to już ostatni dzwonek, żeby lądować, to staraliśmy się przypomnieć wszystkim pasażerom, którym wcześniej mówiliśmy, że taka ewentualność może wystąpić, że właśnie taka ewentualność się zbliża i że będą sobie musieli z tym poradzić. Myśmy, od momentu w którym wylądowaliśmy od razu, że tak powiem kolokwialnie, wzięliśmy się do roboty. Zabezpieczyliśmy samolot, a w międzyczasie okazało się że nikogo już nie ma na pokładzie i prawdopodobnie nikt nie ucierpiał.
- Gratuluję i dziękuję za rozmowę.
* * *
W kategorii aktor kapituła wskazała na wziętego aktora - Mariana Dziędziela. Ostatni rok spędził na planach filmów: "Kret" w reż. Rafaela Lewandowskiego, "Taxi A" Marcina Korneluka, "Wymyk" Grega Zglinskiego, "W imieniu diabła" Barbary Sass, "Róża" Wojciecha Smarzowskiego, "Pokaż kotku, co masz w środku" Sławomira Kryńskiego i "1920. Bitwa warszawska" Jerzego Hoffmana.
Marian Dziędziel - Trochę chyba głupio gadałem o nagrodzie jako aktor roku, że wyjdzie z tego Obywatel Pekoś (pan Dziędziel zagrał w tej sztuce w Teatrze im. J. Słowackiego - przyp. autora). Nie o to idzie.
Teresa Madej - Należy pan aktualnie do grona najbardziej zapracowanych aktorów.
Marian Dziędziel - Mam akurat dużo wolnego, będzie tego ze 4 miesiące.
- Były role trzecioplanowe i drugoplanowe. Teraz obsadzany pan jest w pierwszoplanowych rolach.
Marian Dziędziel - Nie tylko, a drugoplanowe bardzo lubię.
- Nawet jeśli tak jest, to dopracowuje pan tę role do perfekcji.
Marian Dziędziel - Tak mówią? To miło.
- Mówią też, że pan dotarł do tego punktu, że doskonale wie na czym polegają prawdziwe emocje.
Marian Dziędziel - Docieram do tego, że wiem gdzie są moje emocje, gdzie mogę je znaleźć. Ale to skomplikowana sytuacja. Gdzie to jest? Między duszą, sercem a żołądkiem.
- To prawda, że pan w młodości chciał być księdzem? Zagrał pan taka rolę. Było łatwiej?
Marian Dziędziel - Ostatnio zagrałem rolę księdza w teatrze dwa razy albo trzy. Zagrałem tez księdza w filmie Barbary Sass - "W imieniu diabła". Było tak samo trudno jak z każdą inną rolą.
- Jak to było z tą gwarą śląską. Przyjęto pana na PWST pod warunkiem, że w ciągu pół roku nauczy się pan języka polskiego.
Marian Dziędziel - Bo taki akcent miałem. Ilu to chłopaków przestało chodzić do szkoły teatralnej bo mówili "Aj ześta". Tak to wychodziło, a mnie się udało. To jest kwestia akcentu i uświadomienia sobie gdzie powstają samogłoski i jak je wyartykułować.
- Osobowość zdaniem pan to kto?
Marian Dziędziel - Jest parę takich osób w kraju. Dziś obchodził wielkie święto, 90 -te urodziny, pan Bartoszewski. To jest wielka osobowość.
- Czy ma, miał pan mistrza w swoim zawodzie?
Marian Dziędziel - Bardzo sobie cenię kilku, właściwie wielu aktorów. Nie wymienię żadnego aby nie urazić innych.
- Czy ta najważniejsza rola została już zagrana czy jeszcze przed panem? A wymarzona rola?
Marian Dziędziel - Wszystko jest przede mną. Nie miałem wymarzonej roli, zawsze korygowałem to w zależności od tego jak sobie zdawałem sprawę z tego kim jestem, na co mnie stać i na co mogę liczyć. I nic nie zmieniłbym w swoim życiu.
- Dziękuję i życzę dalszych sukcesów.
Marian Dziędziel - Dziękuję. Zamościowi również gratuluję i życzę wszystkiego dobrego. Jest to przepiękne miasto. Jeździliśmy tam z Teatrem im. Słowackiego wielokrotnie. Grałem nawet na Rynku, scena była przy schodach. Graliśmy sztukę Forda, a reżyserował Witkowski. Nie tylko to. To było chyba dwadzieścia lat temu.
- Zapraszam ponownie do odrestaurowanego Zamościa.
Marian Dziędziel - Wiem o tym. Niedługo przyjedziemy bo jedna córka była a druga nie, ale obydwie chcą jechać do Zamościa.autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2012-02-26 przeczytano: 17033 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|