|
37. ZLT: Litania do sumieniaDwie poezje w służbie Ojczyzny, wielkiego poety renesansu Jana Kochanowskiego i genialnego barda i poety Jacka Kaczmarskiego, połączyły się w jednym musicalu sarmackim "Odprawa posłów greckich", wystawionym przez Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie (21.06.).
Spektakl na dziedzińcu dawnej Akademii Zamojskiej, zakończyły długie owacje. Brawa od aktorów otrzymała również publiczność za wytrwanie do końca widowiska - pomimo błyskawic i ulewnego deszczu. Wzruszenie ściska gardło, publiczność nie odchodzi, choć na scenie nie ma już aktorów. Wykreował się niezwykły klimat, ponieważ byliśmy świadkami wielkiej rzeczy, spektakularnego wydarzenia.
O rozmowę proszę dyrektora Teatru im. Wandy Siemaszkowej, Remigiusza Cabana.
Teresa Madej - Nie wiem czy dobrze odczytałam "Odprawę posłów greckich" w wymiarze musicalu sarmackiego, z tekstami Jana Kochanowskiego i songami Jacka Kaczmarskiego, ale dla mnie to rodzaj "Litanii do sumienia"?
Remigiusz Caban - Trzeba by tu pytać autora tego spektaklu, pana Sławomira Gaudyna, ja się mogę w jego imieniu wypowiedzieć, ale właściwie jestem skazany na te same domysły, co reszta publiczności. I myślę, że pani przypuszczenie jest trafne. To ma charakter takiej litanii do sumienia. Ładnie powiedziane.
Teresa Madej - To zacny pomysł, powiedziałabym - genialny pomysł połączenie poezji XVI wieku z poezją wieku XX. Nadal intryguje Jan Kochanowski, a Jacek Kaczmarski porusza do głębi. To wszystko daje coś nowego, ważnego, co powoduje, że pomimo deszczu publiczność nie odeszła i słuchała jak zaczarowana.
Remigiusz Caban - Bo okazuje się, że genialna poezja nie starzeje się, ile by setek lat nie miała. A przy tym co jeszcze tu się okazuje - pomysł polega na połączeniu w jednej sprawie dwóch poetów. Słuchaliśmy tekstów Jacka Kaczmarskiego i okazało się jak bardzo one są zbieżne. Twórczość Kaczmarskiego jest silnie zakorzeniona w tradycji literackiej i malarskiej, historycznej i mitologicznej. Więc tu się znakomicie jedno z drugim połączyło i uczyniło rzecz bardzo współczesną, pomimo tej patyny, którą się tutaj smakuje, słyszy w polszczyźnie, w języku spektaklu. Więc i na tym polega walor tego przedsięwzięcia.
Teresa Madej - Stało się to ponadczasowe, tzn. sprawy o których mówi Jan Kochanowski i Jacek Kaczmarski. To bardzo mocno porusza widza i pokazuje, że znowu coś z nami nie tak.
Remigiusz Caban - Może trochę to jest tak, że jest to utwór z gatunku, który my Polacy lubimy, bo my lubimy sobie "powiercić w brzuchu", mówiąc kolokwialnie. Lubimy flagellację/ lubimy się pobiczować. Tutaj ten rodzaj samokrytyki, kpiny, sarkazmu, żrącej ironii - miejscami jest czytelna - to jest taka mikstura, która my, Polacy lubimy popijać. Skądinąd nie można odmówić i racji tym obserwacjom, nie bardzo zmieniliśmy, my Polacy, przez te parę setek lat. Mamy te same skłonności, te same wady, i te same cnoty, te same zalety.
Teresa Madej - Czyli kod DNA nam się nie zmienił?
Remigiusz Caban - Nie, nie zmienił. Myślę, że ten spektakl jest także i o tym, jak bardzo polskość jest trwałym składnikiem rzeczywistości, w której żyjemy, jak trudno ją zmienić, pomimo zmian wszelkich okoliczności.
Teresa Madej - Może staropolskość...
Remigiusz Caban - Tak, staropolskość jest polskością inaczej opowiedzianą. Ale okazuje się, że to jest ta sama nasza natura, nasza skłonność do różnych zachowań, które w tamtym tekście zostały opisane, a przez Kaczmarskiego skomentowane dzisiejszym językiem. Dodam, że to trafny wybór organizatorów ZLT. Trzeba przyznać, że tu organizatorzy dokonali znakomitego posunięcia zapraszając teatr ze spektaklem "Odprawa posłów greckich" do renesansowego Zamościa.
Oglądając spektakl w tych okolicznościach, jako przedsięwzięcie plenerowe, zobaczyłem jego zupełnie nowe wartości, nowy wymiar, w teatrze jest inny. Tutaj natura dodała do inscenizacji swoje efekty specjalne, które fantastycznie zadziałały. A publiczność okazała się twarda i nie przestraszyła się błyskawic i deszczu. Gramy spektakl dwa sezony, w siedzibie teatru zagraliśmy około 40 razy. To teatr mobilny i może ruszyć w Polskę. On ma już swoje życie i ciągle jest świeży.
* * *
Na premierze "Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego w 1579 r., podczas zaślubin Jana Zamoyskiego z Krystyną Radziwiłłówną, był obecny król Stefan Batory, posłowie na sejm, magnateria - a więc ci, co "Rzeczpospolitą władali" i byli za nią moralnie odpowiedzialni. Treść przedstawienia odnoszono do ówczesnych wydarzeń, przed spodziewaną wojną z Moskwą. Tym razem, już w Zamościu, obecni byli potomkowie ostatniego ordynata Ordynacji Zamoyskiej, po mieczu i kądzieli, którzy przybyli na I Zjazd Rodziny Zamoyskich. Licznie przybyli także zamościanie. A co ze sceny mogli usłyszeć widzowie tym razem? Czyżby Ojczyzna znowu w potrzebie?
Jak powszechnie wiadomo, akcja "Odprawy posłów greckich" opiera się na jednym z wątków mitu o wojnie trojańskiej. Troja, jako metafora XVI-wiecznej Polski, dała Kochanowskiemu okazję poruszenia spraw patriotyczno-obywatelskich. Parys - syn króla Troi porwał i poślubił Helenę, najpiękniejszą kobietę świata. Punktem wyjścia tragedii jest przybycie do Troi posłów greckich z żądaniem zwrotu uprowadzonej, grożąc w razie odmowy wojną. Przed królem trojańskim Priamem i jego doradcami staje problem, co odpowiedzieć posłom i czy spełnić ich żądania. Co ważniejsze - sprawy kraju, czy jednostki?
Jan Kochanowski nie daje jednak obrazu Troi, tym bardziej nie daje tego obrazu Sławomir Gaudyn, ubierając scenę w wizerunki Sarmatów, możnych dam i portrety trumienne, a aktorów w szlacheckie kontusze. Wyśmienita jest tu scena i song o pasie słuckim, tak charakterystyczny dla tamtych czasów. Do dramatu reżyser wprowadził zagadnienia związane z naszą rzeczywistością. Tu wszystko przypomina szlachecki styl sejmowania, gdzie posłowie kłócą się, marszałkowie uciszają krzykaczy, a częstokroć prywata przeważa nad dobrem ojczyzny. Obradującym brak jest poczucia odpowiedzialności, honoru i wyobraźni.
Dramat Kochanowskiego wiązać można/należy z sytuacją Rzeczypospolitej szlacheckiej. To otrzymaliśmy z klasycznej sztuki poety renesansu. Teraz otrzymaliśmy wartość dodaną. Reżyser musicalu sarmackiego Sławomir Gaudyn sztukę doprawił songami Jacka Kaczmarskiego z programu "Sarmatia", nawiązującego do współczesnych przywar narodowych, wywodzących się z Polski szlacheckiej. To próba porachunku wybitnego poety i barda z upiorami przeszłości i teraźniejszości. Piętnuje Kaczmarski wady i przywary Polaków. Poetycko rozprawia się z dziedzictwem historycznym stereotypów i sarmackiej mitologii Polaków. To satyra, prowokacja i gorzki moralitet. A Sarmacja? No cóż, ona jest po prostu w nas - cały czas, i nie jest to pochlebna dla nas cecha. Obaj panowie, choć oddaleni od siebie wiekami, pisali ku naszej przestrodze, zatroskani o los Ojczyzny. Czy powiodła się ich misja? Na to pytanie odpowiedzcie sobie Państwo sami.
Łza w oku zakręciła się niejednemu ze wzruszenia. Pompatyczna atmosfera płynąca ze sceny poruszyła i wzruszyła także dyrektora ZDK Janusza Nowosada. Słowa niejednej pieśni zapadły w nas bardzo głęboko. Pełne rozmachu widowisko zawładnęło widzami. Zasłuchaliśmy w staropolskie kwestie Jana Kochanowskiego i współczesne, niezwykłe, poruszające teksty, ze znakomitą muzyką, Jacka Kaczmarskiego - bez reszty. Dlaczego? Ponieważ mówiły o Polsce i Polakach, o nas samych, takich samych - 400 lat temu i dziś, tak jak w tym fragmencie finałowego songu "Kantyczka z lotu ptaka".
...Co nam hańba, gdy talary
Mają lepszy kurs od wiary!
Wymienimy na walutę
Honor i pokutę!
Jeden naród, tyle kwestii!
Wszystkich naraz - nie wysłuchasz! -
Zadumali się Niebiescy, w imię Ojca, Syna, Ducha
My także zadumaliśmy się na długo...
Portal Zamość online jest patronem medialnym 37. Zamojskiego Lata Teatralnego
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2012-06-29 przeczytano: 17159 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|