|
Dzień otwarty lotniska-pułapki No i stało się! A w zasadzie jeszcze nie, ale więcej już stoi niż zostanie postawione. Dlatego w ostatni dzień starego roku liturgicznego władze wojewódzkie zorganizowały show mające udowodnić, że dotrzymały słowa. Po wielu trudnościach, włącznie z wyborem lokalizacji, udało się wreszcie w Świdniku wybudować lotnisko pasażerskie. Zgodnie z tradycją, zanim wylądował na nim pierwszy samolot, przybytek otwarto dla gawiedzi. Znajomy postanowił się tam wybrać, a ja skorzystałem z okazji i pojechałem razem z nim.
Postanowiliśmy być bardzo przezorni, dlatego uznaliśmy, że jadąc na początek przedstawienia z pewnością napotkamy dzikie tłumy. Zdecydowaliśmy, że wyruszymy z Zamościa wczesnym popołudniem. I rzeczywiście, kiedy około czternastej, kierując się ustawionymi na trasie strzałkami, zjechaliśmy w Krępcu na północ, przez pewien czas wydawało się, że mieliśmy rację. Strumień aut jadących w przeciwnym kierunku był większy niż ten w stronę lotniska. Do czasu, gdy w pewnym momencie musieliśmy raptownie zwolnić. Od tamtej pory przez kolejne trzy kwadranse nie jechaliśmy szybciej niż 30 km/h. Wielu kierowców nie wytrzymywało tego tempa i wracało. Fascynujące były zwłaszcza wyścigi z pieszymi, którzy najczęściej kilkaset metrów wcześniej sami jechali samochodami. Prowadzenie zmieniało się praktycznie co chwilę - raz my byliśmy z przodu, a raz idąca chodnikiem kilkuosobowa grupa. Kiedy chodnik się skończył, ludzi na szosie pojawiło się już znacznie więcej. I tak było do miejsca, w którym ulica z Krępca łączyła się z ulicą z centrum Świdnika. Od tego skrzyżowania znów mieliśmy z boku chodnik, który chwilami gwałtownie się urywał tworząc efektowne wyrwy.
Zaraz po zaparkowaniu nasz wzrok przykuł tłum ludzi stojących przy ogrodzeniu lotniska. Co ważne, nie byli oni odwróceni ku pasowi startowemu lub terminalowi, lecz w kierunku przeciwnym. Nie był to jednak protest przeciw zaistniałej sytuacji. Przeciwnie - ci ludzie czekali na jeden z autobusów, które miały kursować do Lublina regularnie co pół godziny, ale wszystko zaburzyły korki i niedostosowanie przedsięwzięcia do faktycznych potrzeb.
Sam terminal, mówiąc kolokwialnie, szału nie robi. Tragedią też nie jest. Na tak mały ruch samolotów, jaki jest przewidziany, to inwestycja w zupełności wystarczająca, jeśli nie za duża. Pozostałe obiekty również wyglądają dość skromnie, a umiejscowienia wieży kontrolnej do tej pory nie znam. Dreamlinera (ani żadnego innego samolotu) organizatorzy nie sprowadzili, a po pasie startowym autobusem nie jeździłem. Do tego pojazdu też była kolejka. Wrażenie na zwiedzających na pewno zrobiła wystawa odśnieżarek i innego sprzętu. Czy zgadliby jednak Państwo, co dla zwiedzających stanowiło największą atrakcję? Innymi słowy, przy jakim obiekcie ludzie najczęściej robili sobie zdjęcia? Otóż przy... szynobusie! Tak, proszę Państwa, w dniu otwartym lotniska największym zainteresowaniem cieszyła się rzecz niezwiązana z lotnictwem! Inna sprawa, że dojazd koleją będzie naprawdę dogodny. Pociąg (niekoniecznie autobus szynowy - prace nad elektryfikacją odcinka od stacji Świdnik Miasto idą pełną parą) dojedzie aż pod terminal, a przy wyjściu ze składu będzie można zobaczyć za szybą gabinety zarządu portu.
Po niecałej godzinie zwiedzania postanowiliśmy wracać. W międzyczasie tłum oczekujących pod płotem na autobus urósł, a w dodatku okazało się, że nie można w drodze powrotnej po prostu pojechać w odwrotnym kierunku. Ruszyliśmy, a na pierwszym skrzyżowaniu skręciliśmy w stronę, z której dojechaliśmy na lotnisko. Po pokonaniu przejazdu kolejowego wjechaliśmy na wertepy, a po przejechaniu dalszych kilkuset metrów ujrzeliśmy betonowy murek zagradzający dostęp do pierwotnej drogi oraz pojazdy, które usiłowały stamtąd zawrócić. Oczywiście to też spowodowało korek, bo za nami znajdowało się już kilka aut. Po dojeździe na feralne skrzyżowanie i uzyskaniu od pani w odblaskowej kamizelce informacji, że trzeba pojechać w kierunku odwrotnym, między znajomym a kobietą wywiązał się następujący dialog:
- Mówcie tym kierowcom, że tędy nie ma przejazdu.
- No to my mówimy.
- To jak się tu znalazłem?
- Nie mam pojęcia...
W ciągu kilkunastu sekund tej rozmowy obok nas w ślepą uliczkę skręciły kolejne cztery samochody.
Należało zatem jechać przez park przemysłowy, który jest dość sporym labiryntem. Gdybyśmy nie trzymali się pojazdów z miejscowymi tablicami rejestracyjnymi, istniałaby spora szansa, że w Świdniku spędzilibyśmy kolejną godzinę, jeśli nie więcej. Na koniec jeszcze czekała nas niespodzianka przy wjeździe na S-17 in spe. W celu wydostania się na właściwy pas najpierw musieliśmy zawrócić już na samym skrzyżowaniu (oznaczeń oczywiście nie było), a potem drałować boczną dróżką niemal do samego Lublina, czyli do przedłużenia Drogi Męczenników Majdanka.
Po raz kolejny mieliśmy przykład prowizorki z pompą. Wiem, że takie imprezy zazwyczaj organizuje się, gdy inwestycja jeszcze nie jest w pełni gotowa, ale jednak trzeba wszystko nieco ogarnąć. Samo lotnisko spełnia kryteria owego ogarnięcia, ale drogi dojazdowe do niego jeszcze z pewnością nie. A można było przewidzieć, że trochę ludzi przyjedzie i to z całego regionu. Większych tłumów ten port lotniczy już na pewno nie przeżyje, lecz organizatorzy mogliby się bardziej postarać. Sądząc z opinii na lokalnych forach, wielu zwiedzających ma podobny pogląd. Bitwa o polubienie lotniska przez lokalną społeczność została zatem przegrana. Oby nie odbiło się to na jego dalszych losach.
autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2012-12-06 przeczytano: 3483 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|