|
Mam szczęście - rozmowa z Łukaszem ZagrobelnymŁukasz Zagrobelny jest na fali wznoszącej. Lata pracy w Teatrze Muzycznym "Roma" i na estradzie przyniosły mu zasłużony sukces. Jego świetny głos, znakomita muzyka i rewelacyjne teksty piosenek procentują płytami, nagrodami i hitami. Artysta z rozbrajającą szczerością mówi: "Łukasz Zagrobelny jest szczęśliwym człowiekiem".
Koncert "Łukasz Zagrobelny Symfonicznie" z Namysłowiakami to wyjątkowa okazja do rozmowy z charyzmatycznym artystą, który nawet podczas dużego koncertu potrafi wykreować klubowy nastrój. Może to też dlatego, że śpiewa o miłości... I tylko szkoda, że nie zostaje u nas na dłużej, chociaż obiecał..., słowami piosenki "Ja tu zostaję"!
- Jak się podobał Zamość?
Łukasz Zagrobelny: Piękny.
- A była chwila, żeby go zobaczyć?
Łukasz Zagrobelny: Ale dosłownie - krótka chwila. Niestety, to są uroki takich wyjazdów - przyjeżdża się tak naprawdę na chwilę, nie ma czasu żeby zwiedzić, żeby tak dokładnie zobaczyć, ale myślę, że jeśli kiedykolwiek będę w okolicy to znajdę dzień albo dwa aby tu przyjechać.
- Ale Wrocław, dla Pana, zapewne jest piękniejszy?
Łukasz Zagrobelny: Nie można robić porównań, które miasto jest piękniejsze. Wiadomo, że ja z Wrocławiem jestem bardzo związany sentymentalnie, bo tam się urodziłem, tam spędziłem większość swojego życia. Ale jest również wiele innych pięknych miast. Wrocław bardzo się rozbudowuje, pięknieje w oczach, staje się prawdziwą europejską metropolią, ale jest mnóstwo innych urokliwych mniejszych miasteczek w Polsce, jak np. Zamość, Lublin, i to są równie piękne miejsca. Tak, że nie ma piękniejszych czy mniej pięknych. Każde miasto ma swój urok i jest niepowtarzalne.
- Jeśli Łukasz Zagrobelny nie byłby solistą wokalistą bo byłby ekonomistą (ukończył Technikum Ekonomiczne - za wikipedia.org - przyp. autora)?
Łukasz Zagrobelny: Byłby lekarzem, albo pilotem.
- Na edukacyjnej drodze był akordeon. Czy pan Łukasz używał go ostatnio?
Łukasz Zagrobelny: Przez ostatnie siedem lat nie używałem go, ale mam plan aby w tym roku, na letnią trasę koncertową i na cykl koncertów akustycznych, jednak akordeon odkurzyć, wyciągnąć z futerału i przynajmniej w dwóch utworach zagrać na nim.
- Wracając do pana wykształcenia, to zapytam czy będzie pan miał swój chór?
Łukasz Zagrobelny: Nie, nie będę miał. Poszedłem do akademii muzycznej ponieważ skończyłem szkołę muzyczną I i II stopnia i pomimo tego, że wiedziałem, że będę związany z estradą - chciałem jednak jakoś zakończyć tę swoją -jakby nie patrząc - czternastoletnią drogę kształcenia. A tytuł magistra sztuki, tak naprawdę, nic nie daje oprócz osobistej satysfakcji. I taką też sobie satysfakcję wywalczyłem i skończyłem Akademię Muzyczną we Wrocławiu. Co prawda przez ostatnie dwa lata miałem już indywidualny tok studiów bo już mieszkałem w Warszawie, grałem w "Miss Saigon", ale takową Akademię skończyłem. Ale chórem nie będę dyrygował, ponieważ ja totalnie nie mam cierpliwości do pracy z takim dużym zespołem i myślę, że po prostu weszliby mi na głowę.
- To wróćmy do Elżbiety Zapendowskiej, że wskazała na pana... To ważne?
Łukasz Zagrobelny: Wskazała na mnie, ale tak samo wskazała na sto innych osób. Jeździłem do Eli Zapendowskiej na zajęcia, uczyła mnie śpiewać. Ale nie jeździłem tylko ja, ale i mnóstwo innych osób. I szczęśliwe zbiegi okoliczności, które się po drodze wydarzyły w moim życiu sprawiły, że otworzyły się dla mnie drzwi solowej kariery. Oczywiście myślę, że Ela Zapendowska dużo wniosła w mój życiorys, ale myślę też, że to element szczęścia przede wszystkim był takim czynnikiem, który się w moim życiu pojawił.
- Naprawdę tak to pan odczuwa?
Łukasz Zagrobelny: Tak, tak. Myślę, że nic się nie dzieje bez przyczyny, i sądzę, że takie mam swoje przeznaczenie. Mam w archiwum domowym swoje zdjęcie kiedy - mam 3, może 4 lata - i trzymam w ręku mikrofon. To czasami jest jak wyrocznia, czy przeznaczenie - tak sobie czasami myślami wracam do tego zdjęcia. Nie pamiętam co to było, ale chyba wywróżyłem sobie tym zdjęciem przyszłość.
- "Miss Saigon" przydarzyła się po castingu?
Łukasz Zagrobelny: Tak. Po moim występie na koncercie "Debiuty" w Opolu zostałem zaproszony na casting do "Miss Saigon". Przeszedłem ten casting i tak już w tej "Romie" zostałem - czternaście lat.
- Jak jest w Teatrze Muzycznym "Roma"?
Łukasz Zagrobelny - Już praktycznie kończę grać "Deszczową piosenkę". W tym tytule pojawiłem się jako gość specjalny tego przedstawienia. W "Nędznikach" zagrałem ponad 300 razy. Teraz "Roma" będzie zamknięta z powodu poważnego remontu. Także na moment się z tym teatrem rozstanę. Może na dłuższy, może na krótszy moment. Tego nie wie nikt.
- Czternaście lat w "Romie" to sporo.
Łukasz Zagrobelny: Tak. 1600 przedstawień.
- Jest pan szczęśliwy z tego powodu?
Łukasz Zagrobelny: Oczywiście, że tak. Jakby na to nie patrzeć - jedną trzecią życia spędziłem w tym teatrze. To jest bardzo poważne doświadczenie. Brałem udział w naprawdę świetnych tytułach, i chociażby dlatego warto było tam być.
- W międzyczasie rozwinął pan swoją solową karierę.
Łukasz Zagrobelny: To był 2007 rok. Wtedy nagrałem swoją pierwszą płytę. Pojawiły się moje pierwsze piosenki. Potem to się już samo potoczyło: był "Taniec z gwiazdami", duet z Eweliną Flintą (piosenka "Nie kłam, że kochasz mnie" nagrana w duecie z Eweliną Flintą promująca komedię romantyczną Piotra Wereśniaka "Nie kłam, kochanie" (2008) zyskała status przeboju i została nagrodzona na XLV Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu oraz zdobyła nagrodę publiczności i trzecie miejsce decyzją jury na 42. Bałtyckim Festiwalu Piosenki - Karlshamn 2008 - przyp. autora), potem była druga płyta, trzecia płyta, potem mój gościnny udział w " High School Musical 3". To był film dla dzieciaków, gdzie dubbingowałem głównego bohatera. I tak w miarę moich sukcesów, a tak naprawdę uczciwej i ciężkiej pracy, pojawiały się kolejne propozycje zawodowe. Póki co, skończyłem na mojej płycie "Łukasz Zagrobelny Symfonicznie". Chwilę temu wyszedł mój najnowszy singiel "Dotrę do Ciebie", a w tym roku rozpocznę pracę nad kolejną płytą.
- "Łukasz Zagrobelny Symfonicznie" to cacuszko.
Łukasz Zagrobelny: Dziękuję bardzo. To już nie jest tylko moja zasługa. To przede wszystkim zasługa Polskiej Orkiestry Radiowej , która ze mną nagrała tę płytę. To również zasługa Tomka Filipczaka, który zrobił aranżację i ubrał w zupełnie nowe nuty utwory, które do tej pory były znane publiczności w całkiem innej aranżacji. Miło mi, że tak ta płyta jest odbierana, bo to wyjątkowe wydawnictwo.
- Fajnie, że pan Wicherek uznał, że to wyjątkowy materiał aby zaprosić pana do Zamościa.
Łukasz Zagrobelny: Bardzo dziękuję za to zaproszenie, bo to wyjątkowa przyjemność zagrać z Waszą Orkiestrą.
- Pana talent ma rodzinne korzenie?
Łukasz Zagrobelny: Ja jestem absolutnie samorodek. Jestem jedyny i póki co, nikt w mojej rodzinie nie zajmuje się muzyką. Moja mama ma talent muzyczny, ma bardzo dobry słuch, ale nie kształciła się muzycznie.
- To znowu to szczęście. A teraz - mnóstwo planów, dużo pracy...
Łukasz Zagrobelny: Mnóstwo planów, dużo pracy, ale też czas dla siebie, bo ostatnie siedem, czy osiem lat bardzo ciężko pracowałem. Broń Boże nie idę na muzyczną emeryturę, ale będę starał się w tym całym zamieszaniu znaleźć większą chwilę też dla siebie.
- Pana kostium sceniczny wpisał się w wiosnę. A w życiu prywatnym Łukasza Zagrobelnego - maj?
Łukasz Zagrobelny: Łukasz Zagrobelny swoje życie prywatne oddziela grubą ścianą i szybą. I ma na nie czas. Łukasz Zagrobelny jest szczęśliwym człowiekiem.
- Dziękuję za wspaniały koncert i za rozmowę.
Łukasz Zagrobelny: Dziękuję bardzo. autor / źródło: Teresa Madej, fot. Renata Bajak dodano: 2014-03-11 przeczytano: 11227 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|