|
Gwiazdy w zakrystii katedralnejW koncercie noworocznym "Z potrzeby serc" (6.01.), finalizującym akcję charytatywną "Paczka na Wschód", transmitowanym przez TV Polonia z Katedry Zamojskiej, zorganizowanym przez Stowarzyszenie "Wspólnota Polska" i Caritas Polska wystąpiły gwiazdy sceny rozrywkowej.
Opinie wykonawców na temat koncertu i znaczenia kolędy w życiu: Alicji Majewskiej, Haliny Frąckowiak, Włodzimierza Korcza, Zbigniewa Wodeckiego, Niny Nowak i Janusza Szroma zarejestrowaliśmy w chwilę po koncercie, w zakrystii katedralnej, która na czas koncertu stała się garderobą dla gwiazd, specjalnie dla naszych Czytelników. Nie było łatwo. Artyści, otoczeni wianuszkiem "chóralnych aniołków" oczekujących na autografy, musieli dzielić czas i uwagę na pamiątkowe fotografie, wypisywanie autografów i rozmowę.
Alicja Majewska
- Pani Alicjo. Materiał z koncertu zatytułuję "Muzyczny dotyk Nieba". Czy dla Pani ma ten koncert podobny wymiar? Czym dla Pani jest ten koncert? Nas zachwycił?
- Te nasze niezwykłe kolędy śpiewamy w takim składzie już siedemnaście lat. To były tylko wyrywki z większego programu. Nastał czas śpiewania kolęd. I to jest piękne. Problemem jest to, że nie wszystkie kościoły są ogrzewane. W sobotę śpiewałam w kościele, dziś się asekurowałam ciepłym kożuszkiem, ale nie było źle.
To wielka przyjemność. Dzieciaki w chórze robiły niesamowitą atmosferę.
- To nie jest Pani pierwsza wizyta w Zamościu?
- Ja nigdzie nie byłam po raz pierwszy. Parę lat temu miałam przepiękny koncert na Rynku Wielkim, zaprosił nas Prezydent Zamoyski.
Halina Frąckowiak
- Czy kolędy są dla Pani wymiarem czegoś niezwykłego, dotykiem Nieba?
- Tak. Kolędy, które wszyscy śpiewamy, mają ważny wymiar. Kolędy łączą się ze świętami Bożego Narodzenia, z naszym domem, rodziną, tradycjami, z tym wszystkim, co pamiętamy z dzieciństwa - to jest najpiękniejsze. To, że udało nam się przenieść ten klimat - w naszym wykonaniu, interpretacji na scenę, dzięki Włodkowi Korczowi, który to wszystko przygotowywał, to jest wspaniałe. Te kolędy są takie inne. Ciągle nam się wydaje, choć śpiewamy je od lat, że zawsze pełne są emocji i takie świeże, bliskie nam.
Włodzimierz Korcz
- Panie Włodku, sukces dzisiejszego koncertu to także pańska zasługa. Piękne kolędy i ich wykonanie.
- To oni śpiewają. Ja tak nie potrafię. Faktem jest, że napisałem rozmaite rzeczy. Nie miałem pomysłu, kto mógłby to wykonać. Potem przyszło mi do głowy, że mamy tak fantastycznych wykonawców jak trójka tych fantastycznych wykonawców, która pani dziś widziała. Oni to robią najlepiej na świecie. Nikt by tego lepiej nie zrobił.
- Już wiem, że artyści śpiewają te kolędy siedemnaście lat. Brzmiało to tak radośnie i z wielkimi emocjami, jakby było napisane pod ten koncert.
- Najcenniejsze jest to, że oni śpiewają to siedemnaście lat i tak samo się tym bawią, tak samo się tym cieszą, radują tym, w sposób piękny, że wszyscy czerpiemy z tego przyjemność. To jest koncert kolęd, śpiewaliśmy go prawie w całej Polsce, śpiewaliśmy w Paryżu, w Toronto, w Chicago. Teraz znowu jedziemy z tym koncertem do Paryża.
- Przeurocza jest muzyka i niezwykłe są teksty. Kto jest autorem słów?
- Ten koncert powstawał etapami. Zamawiano u mnie kolejne koncerty telewizyjne dla programu TVP 2. Wcześniej robiłem takie koncerty z Łucją Prus i Alicją Majewską. To były kolędy tradycyjne. Na trzeci rok, kiedy mi zaproponowano mi to samo, powiedziałem, że wszystkie kolędy najpiękniejsze zrobiliśmy, i to co mogę dla nich zrobić, to napisać nowe kolędy. Bardzo się ucieszyli. Ja się wtedy zwróciłem do wspaniałych twórców, ludzi, którzy maja dobre pióro, dobrą szkołę pisania, czytali w życiu dobre książki. Swój talent przetwarzają w sposób najpiękniejszy. To Wojciech Młynarski, Jacek Korczakowski, Magdalena Czapińska, Wojciech Kejne i przede wszystkim Ernest Bryll. Podczas koncertu, jego tekstów było najwięcej. To jest fantastyczne. Po prostu literatura, coś, o czym zapomnieliśmy, że teksty do piosenek, kolęd mogą pisać literaci, teksty mogą być literaturą. Na ogół teksty są tym, co sobie amator wymyśli i napisze. Kiedyś było tak, że piali zawodowcy. Teraz jakoś przestali, bo okazuje się, że amatorzy tez potrafią, ale wydaje mi się, że nie tak samo.
- Dziękuję za te kolędy, były jedyne w swoim rodzaju. Gratuluję.
Zbigniew Wodecki
- Czym jest dla Pana śpiewanie tych niezwykłych kolęd?
- Tym samym, czy dla wszystkich kolędników, zarabianiem pieniędzy - uśmiechając się, odpowiadał Zbigniew Wodecki. A poza tym, to jest jak każdy koncert. Staramy się wypaść jak najlepiej. Nam się wydaje, że od tego świat zależy, nasza przyszłość, co jest nieprawdą. Czujemy ten klimat, tak nas nauczono i to się przekłada na ludzi, bo tak wszyscy są "ogłupieni" tym, co dzieje się w "publikatorach", komercją, Bogu dziękować, że nie wszyscy.
Staraliśmy się dotrzeć do tych, którzy jeszcze nie są "ogłupieni". Śpiewanie kolęd ma zupełnie inny wymiar. Niektóre kolędy są nudne i stare, ale to wszystko w nowym opracowaniu, w tym okresie, brzmi dobrze. Ja tylko żałuję, że w lipcu nie można kolęd śpiewać, bo byłoby cieplej w kościołach. Bywa, że czasem strasznie marzniemy.
- Czy w domu Pan także podaje nutę podczas kolędowania?
- Nie. Tak jak to mówią: "szewc bez butów chodzi". W domu kolędy śpiewają dzieci i wnuki.
Janusz Szrom
- Czym dla Pana jest kolędowanie? Czy śpiewanie w tak szczytnej idei ma znaczenie?
- Dla mnie za każdym razem muzyka, jest okazją do święta. Kolędowanie? Użyję jednego słowa żeby zobrazować. Wewnętrznie, taki rodzaj muzykowania to przeżywanie. Jeśli jest to przeżywanie wspólne, z taka ilością wspaniałych artystów, którzy jak śpiewają mają "serce na talerzu", to przyznaję szczerze, jest to przeżywanie zwielokrotnione. Coś w rodzaju ekstazy, tak jak to przeżywają "czarni" wokaliści. Jest to coś niezwykłego, jest to rodzaj święta. Ktoś powiedział: jeśli śpiewasz, to modlisz się trzy razy.
Taka ilość malutkich serc, które wspierają muzycznie człowieka, to jest dotyk Boga. Trudno się z tym nie zgodzić. Ja często mam do czynienia z profesjonalnym chórem, te dzieci, zaśpiewały znakomicie, z profesjonalnym chórem, złożonym z tak młodziutkich gardeł. Za tym idzie dziecięca, prawdziwa radość. I to jest najważniejsze, i to słychać, te dźwięki, które słychać z głośników przepełnione są radością. To nie jest wyćwiczone, to nie jest wytresowane, to się w tym momencie zdarzyło. To uskrzydla - przyznaję.
- Dziękuję. Życzę powrotu do zdrowia i do spotkania - latem!
Nina Nowak
- Czym jest dla Pani dzisiejszy koncert i świąteczne kolędowanie?
- Ja kocham polskie kolędy, co było chyba widać. Szczególnie "Bóg się rodzi" - to moja ulubiona kolęda. Lubię śpiewać takie utwory, które mogą coś przekazać - światu i ludziom, chociażby "Barka". W domu nie mam czasu na kolędowanie. Ciągle w biegu, w rozjazdach. Za dwa tygodnie koncertuję w Stanach.
* * *
Artyści jak to artyści - ciągle na walizkach. Dzień wcześniej koncert kolęd w Gdańsku, potem Zamość i kolejne plany. Zmęczenie daje znać o sobie. A tu trzeba się uśmiechać, być miłym i przede wszystkim perfekcyjnie śpiewać, szczególnie podczas świątecznego koncertu, który był "prezentem" dla wszystkich Polaków, tych w kraju i poza jego granicami. To wyzwanie i zobowiązanie.
Relacja z przepięknego koncertu noworocznego z Katedry Zamojskiej, który stał się rewelacyjną promocją Zamościa, transmitowanego przez TVP Polonia, już w następnym artykule.
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2009-01-08 przeczytano: 14911 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|