|
Mariusz Pujszo idzie po OscaraAktor, reżyser, scenarzysta, producent, naczelny "Gentlemana" - showman. Jednym słowem - Mariusz Pujszo, Pan na "Pujszanach" w rozmowie polityczno - artystyczno - filozoficznej.
Teresa Madej - Byłeś królem życia.
Mariusz Pujszo - A co to znaczy - byłeś?
Teresa Madej - To taka prowokacja.
Mariusz Pujszo - Ja wiem, że to jest prowokacja, nie byłem królem życia, cały czas jestem. Jak Francuzi mówią - le bon vivant, czyli kocha żyć, i tak robię. Nie zwracam uwagi na style, modę, na układy polityczne, po prostu, jestem sobą.
Teresa Madej - Należysz do partii?
Mariusz Pujszo - Nie należę. Sympatyzuję z ludźmi normalnymi. Na świat trzeba patrzeć z pewnym dystansem i uważam, że prawica nie patrzy tak na świat, ale tacy jesteśmy. Trzeba być wyrozumiałym, na historię patrzeć przez pryzmat historii. Tacy jacy byliśmy sześćdziesiąt lat temu to nie znaczy, że tacy jesteśmy dzisiaj. Nie możemy patrzeć na ludzi, którzy byli naszymi wrogami, że nimi są dzisiaj, bo to jest jakaś głupota. Ja jestem bonapartystą, osobą zamiłowaną i zakochaną w epoce napoleońskiej i patrzę na nią bardzo obiektywnie. I jak ktoś porównuje Napoleona do Stalina, do Hitlera, to jest totalna bzdura. Ludzie mieszają epoki, a nie można tego robić i porównywać tego co było dwieście lat temu z tym co było pięćdziesiąt lat temu. To tak, jakbyśmy chcieli porównywać życie teraz i dwa tysiące lat temu - nie zrozumielibyśmy życia w Grecji. Mężczyźni mieli po dziesięć kobiet i było to normalne. Można było kupować i sprzedawać niewolników. Moglibyśmy od razu zanegować epokę, ale nie można, bo tamte czasy były takie.
W epoce napoleońskiej Francja walczyła z imperialistycznymi krajami - z Austrią, Prusami i Rosją czy Anglią, a Niemcy i Hitler czy Stalin - nie walczyli z imperialistycznymi krajami. Więc na to trzeba popatrzeć zupełnie inaczej. Powiem jedną rzecz - w epoce napoleońskiej mieliśmy trzech wybitnych mężów stanu, a przynajmniej tak mówiono: był to książę Józef Poniatowski, Henryk Dąbrowski i Józef Zajączek. Każda z tych osób zasługiwała na pomnik, tylko, że oni się nienawidzili. Najgorsze było to, że co chwila do Napoleona przychodziły petycje i jeden drugiego oczerniał. Mnie się wydaje, że u nas tak jest zawsze. Jak mamy kilku mężów stanu w danej epoce, to jeden zagryzłby drugiego. Norwid powiedział, że "Polacy w chwilach przełomowych wielcy są, w potocznych sprawach zaniedbani", i zapewne coś w tym jest. Ostania historia, ale nie będę o tym mówił.
Teresa Madej - Sprzedałeś kiedyś posiadłość na Mazurach, by wybrać okolice Skierbieszowa i zbudować "Pujszany". Dlaczego?
Mariusz Pujszo - W pewnym sensie to tradycje rodzinne, przyjaciół miałem tutaj, spotkałem tu ładne miejsce, które mi się podobało. To była taka miłość od pierwszego wejrzenia. Postanowiliśmy stworzyć tutaj coś fajnego, jakieś fajne "ognisko" i nic więcej.
Teresa Madej - Jest coś więcej, chcesz robić film na Zamojszczyźnie.
Mariusz Pujszo - Chcę. Napisałem scenariusz dziesięć lat temu - "Bracia Kowalscy" ("Kowalski Brothers") i tak ubijałem ten grunt przez dziesięć lat. Ja się cieszę, że po dziesięciu latach coś z tego wychodzi. 21 września zaczynamy zdjęcia w Zamościu, odpukać - jeśli wszystko pójdzie dobrze. Warto czasami czekać dziesięć lat żeby zrealizować swoje marzenie. Kiedyś we Francji biegałem jedenaście lat ze scenariuszem "Królowie życia", który napisałem, żeby zainteresować jakiegoś producenta i żeby zagrać w tym filmie. Warto więc biegać, żeby zrealizować coś fajnego.
Teresa Madej - Zrealizujesz ten scenariusz?
Mariusz Pujszo - Jestem autorem scenariusza, gram jedną z głównych ról w tym filmie. Reżyserem będzie Łukasz Palkowski, ten, który zrobił "Rezerwat". Jestem jakby twórcą całego tego zamieszania i prowodyrem tego wszystkiego. Jeżeli dostaniemy pewnego rodzaju wsparcie regionu i miasta - to tak, jeśli nie dostaniemy wsparcia regionu i miasta, to nie.
Teresa Madej - Jest wsparcie?
Mariusz Pujszo - Na razie jest duże zainteresowanie Zamościa. Jest jeszcze Klemensów należący do Gminy Zamość i jest zainteresowanie, i z tego się cieszę, że będziemy temat kontynuować. Mam jeden problem, że musimy zorganizować dla potrzeb filmu wielki koncert, napisałem taką scenę. Teraz jest kwestia czy Miasto Zamość w tej czy innej formie będzie partycypować, bo chcieliśmy zaprosić na koncert piętnaście, dwadzieścia tysięcy ludzi. Zaprosilibyśmy gwiazdy, które by na nim wystąpiły i to wszystko byśmy kręcili, tylko chcielibyśmy mieć wsparcie Zamościa, żeby chociaż na siebie wzięli koszt sceny, nagłośnienia a mu zajęlibyśmy się zaproszeniem gwiazd. Myślimy o kilku znanych zespołach, które przyjechałyby i dały wielki koncert.
Teresa Madej - Słyszałam, że miasto Zamość jest przychylne. Czy podtrzymasz wersję obsadzenia Borysa Szyca w tym filmie?
Mariusz Pujszo - Tego nie wiem. Łukasz Palkowski jako reżyser decyduje o tym, to nie moja działka. Aktualnie prowadzone są rozmowy, także z Dereszowską, Bohosiewicz i innymi.
Teresa Madej - Czy ten film się sprzeda?
Mariusz Pujszo - Ależ oczywiście, że ten film się sprzeda. Moim zdaniem jest bardzo komercyjny, bardzo zabawny i bardzo przygodowy. Takiego gatunku w Polsce do tej pory nie było, wszystko wskazuje na to, że wygralibyśmy na tym filmie, Oby tak, a przy okazji życzyłbym sobie, aby Zamość i Gmina Zamość się wypromowały.
Teresa Madej - Zaangażowałeś się w przedsięwzięcie promujące Zamość, czyli zależy ci na Zamościu?
Mariusz Pujszo - Tak. Zacząłem to i chcę tutaj skończyć, aczkolwiek są w Polsce inne miasta, którym zależy na realizacji tego filmu. Raz, że Zamość jest przepięknym miastem i moim zdaniem, bardzo filmowym, zupełnie nie wykorzystanym przez polskie kino, więc warto tutaj robić filmy, nawet bez względu na sentymenty. Jest to miejsce warte pokazania i odkrycia, bo uważam, że Zamość jest nadal miastem nieodkrytym. Przeciętny Polak mało wie o Zamościu. Zna z historii, ale dla niego Zamość to miejscowość pod Kijowem. Więc trzeba tym ludziom powiedzieć, że do Zamościa jest bliżej jak na Mazury.
Teresa Madej - Zagrałeś w "Ojcu Mateuszu". Nadal pociąga cię granie w filmach?
Mariusz Pujszo - Pociąga. Przede wszystkim gram. Gram a przy okazji piszę, by grać. W każdym scenariuszu filmowym, który napiszę, obsadzam się w jakieś roli.
Teresa Madej - Dalsze plany?
Mariusz Pujszo - Dużo. Film "Płetwonurek" i komedia obyczajowa, którą chcę robić w stylu "czterdziestoletni prawiczek", czyli "Amerycan pie", komedia z domieszką seksu, to mnie interesuje. Może z Jurkiem Gruzą coś zrobimy.
Teresa Madej - Rozumiem, że sprzedaż "Pujszan" nie jest aktualna?
Mariusz Pujszo - "Pujszany" to trzeba albo sprzedać albo doinwestować. Na razie o tym nie myślę poważnie. Czasami temat powraca i są rozmowy aby zarazić ludzi tym miejscem, żeby przyjechali i zainwestowali w ten region. Jest tutaj niedaleko kilka miejsc do sprzedania.
Teresa Madej - Nie żałujesz, że właśnie tutaj zbudowałeś "Pujszany"?
Mariusz Pujszo - Nie. Ja nigdy nie żałuję niczego. Jak coś robię, to robię. Czasami spotykamy się tutaj w miłym gronie i chociażby po to warto mieć takie miejsce.
Teresa Madej - To nie jest szczyt Twoich marzeń?
Mariusz Pujszo - Nie. Szczytem moich marzeń jest Oscar. Wszystko robię w tym kierunku. Kiedyś, jak statystowałem i grałem epizody we Francji to mówiłem, że moje marzenie to zagrać główną rolę w filmie francuskim. Wszyscy pukali w głowę i mówili - To jest nierealne, ani Olbrychski, ani Seweryn ani Pszoniak nie zagrali głównych ról w kinie we Francji. A ty, człowiek z ulicy, to się nie uda. Napisałem scenariusz i po jedenastu latach to zrobiłem. To tak samo jak w tej chwili rozmawiamy, a może za jedenaście lat dostanę Oscara? W show-biznesie nigdy nic nie wiadomo. Jest coś takiego, żeby robić swoje.
Kiedyś zrobiłem "Polisz kicz projekt", film bardzo kontrowersyjny. Uwielbiany i nienawidzony. Ten film został zakupiony przez Amerykanów, był blockbuster (hit filmowy), nawet był w book office (ranking) komedii obcojęzycznych. Mam Francuzów, którzy są zainteresowani aby zrobić remake tego filmu, także Rosjan, żeby kupić ode mnie prawa. "Polisz?", kręcony amatorską kamerą miał dziesięć czy dwanaście tysięcy widzów. Mówiono, że tylko. A w Polsce było około czterdziestu filmów z budżetem od miliona do dwóch i miały pięciokrotnie mniej widzów. Film Bromskiego z Żebrowskim, który się dzieje w Chinach, miał 2-3 tysiące widzów. Ostatni film o Witkacym, gdzie grał Stuhr jeden, Stuhr drugi, wielcy aktorzy i 25 kopii - jak myślisz, ilu widzów? Dziesięć tysięcy. Gorzej niż mój "Polisz kicz projekt". To co mam sobie do zarzucenia? Zrobiłem film za dwieście tysięcy złotych, oni za 4 mln.
- To nie jest tak, że liczysz na coś. Trzeba mieć odwagę by zawalczyć, mieć śmiałość pokazania czegoś innego i obronić to. Na tym polega sztuka. 95% artystów za życia zawsze było atakowanych, a potem się okazało, że jednak coś fajnego zrobili i może to wcale nie było takie złe. Jak się człowiek zastanowi, to tak jest. Artyści, indywidualności. Ja nie mówię, że ja jestem jakąś indywidualnością, jestem inny. Nie jestem kontrowersyjny, ja mam swój umysł, swoją politykę i robię swoje rzeczy, ja się nie naginam, nie uginam pod presją krytyki, tylko robię swoje. Trzeba mieć tyłek nosorożca, żeby tak robić, jak ja robię. Generalnie ludzie się uginają. Coś zrobili i ktoś ich atakuje - O jejku, bez sensu, nie możesz tak. A może ta osoba wcale nie była obiektywna, może była zazdrosna, może nie lubi nas itd. Jeżeli mamy wiarę w to co robimy, to wcześniej czy później, wygramy.
Teresa Madej - Tobie to łatwiej, masz genialne credo życiowe.
Mariusz Pujszo - Sukces odnosi nie ten, co wcześnie rano wstaje, tylko ten, co wstaje rano uśmiechnięty. I to jest najważniejsze.
Teresa Madej - Dziękuje bardzo.
(Rozmowa odbyła się 8.05. w posiadłości Consuelli i Mariusza Pujszo).
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2010-05-25 przeczytano: 16322 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|