|
12. LAF: Festiwal bez snobizmuZwierzyniec ma unikalną cechę - bezpretensjonalność. Nie ma czegoś, co nazywam snobizmem. Być może dobrym snobizmem, gdy oglądamy filmy, których nie rozumiemy, dyskutujemy o rzeczach, o których nie mamy zielonego pojęcia[...].Każdy być może w swoim życiu taki etap przerabiał, natomiast mnie w tym wieku takie rzeczy nie bawią - mówi Łukasz Maciejewski, znany krytyk filmowy, który po raz szósty przyjechał do Zwierzyńca dla Letniej Akademii Filmowej.
Beata Dzida: Zadomowił się Pan w Zwierzyńcu, był Pan wielokrotnym gościem. Jak spędza się tutaj czas?
Łukasz Maciejewski: Ten festiwal wyróżnia się kilkoma rzeczami. Najważniejszą cecha tej imprezy dla mnie jest bezpretensjonalność. Przyjeżdżając tutaj wiem jedno - nie sprawdzam repertuaru wcześniej - będą ciekawe filmy, starannie wybrane przez Piotra Kotowskiego, będzie wspaniała atmosfera, wynikająca również z faktu, że nikt tutaj się nie ściga, nie ma żadnych konkursów, kilometrowych kolejek po bilety. W tym pięknym miejscu ogląda się filmy miło spędzając ze sobą czas. Mnie się tutaj bardzo podoba, zawsze traktuje pobyt tutaj jako rodzaj wakacji z filmem. Znam już wszystkie kąty, wszystko obszedłem - jestem tutaj piaty albo szósty raz, ale za każdym razem zdarza się coś nowego.
Co sprawia, ze znani krytycy filmowi, pracujący dla ogólnopolskich gazet - jak Pan, Konrad Zarębski, Wojciech Kałużyński - decydują się na przyjazd do Zwierzyńca?
Zwierzyniec zaczynał w dobrym momencie, kiedy festiwali filmowych nie było tak wiele. Teraz sytuacja jest na tyle paradoksalna - sezon letnich festiwali filmowych zaczyna się w połowie czerwca i trawa do końca września. Jeżeli współpracujemy z branżowymi periodykami nie byłoby żadnego problemu - przynajmniej z mojej strony - żeby trzy miesiące spędzić poza domem, jeździć z jednego festiwalu na drugi. Tych propozycji jest tak wiele, że jest w czym wybierać. Trzeba znaleźć dla siebie takie imprezy, które podobają nam się najbardziej. Ja cenię w festiwalu przede wszystkim znakomite tytuły, sekcje, które mi imponują. Z drugiej strony tutaj nie ma takiego podejścia, że idziemy w jakiś straszny splendor, celebryctwo, nie są tutaj zapraszane gwiazdy i gwiazdeczki, nie ma wirujących balonów i bankietów. Mnie się tutaj podoba, bo jest skromniej, ale nie w sensie bogactwa repertuaru. Z wielu ofert, które dostaję, wybieram kilka i na tym szlaku zawsze jest Zwierzyniec.
W jednym ze swoich felietonów dla fimweb.pl krytykował Pan festiwal Era Nowe Horyzonty(od 2011 "Nowe Horyzonty" - red.), nazywając go "snobistycznym", skupiającym się na głośnych wydarzeniach. Wybrał Pan LAF jako kontrapunkt do NH?
Ten tekst, który zrobił spore zamieszanie kilka lat temu, powstał właśnie kilka lat temu, dlatego trudno mi oceniać NH i zestawiać te dwie imprezy. Nowe Horyzonty są gigantycznym przedsięwzięciem, z ogromnym budżetem, bardzo profesjonalnym i to oczywiście szanuję. Jedziemy tam, gdzie czujemy się dobrze. Na festiwalu NH nie czułem się dobrze, byłem zmęczony tą superprodukcją, źle się w tym wszystkim znajdowałem. Nie jestem generalnie fanem festiwali filmowych szczerze mówiąc, nie jeżdżę tak często, jak większość moich kolegów. W LAF-ie podoba mi się ta absolutna swoboda. Nie wchodzę w porównania jednej imprezy do drugiej, tylko fakt, że równie dobrze można iść na spacer, można iść do kina - nie wiadomo, co dla nas w tym momencie okaże się ważniejsze. Porównując różne festiwale, Zwierzyniec ma unikalną cechę - bezpretensjonalność. Nie ma czegoś, co nazywam snobizmem. Być może dobrym snobizmem, gdy oglądamy filmy, których nie rozumiemy, dyskutujemy o rzeczach, o których nie mamy zielonego pojęcia albo czytamy książki, których nie jesteśmy w stanie przeczytać. Każdy być może w swoim życiu taki etap przerabiał, natomiast mnie w tym wieku takie rzeczy nie bawią. Nie mam cierpliwości do obserwowania zjawisk, do których nie mam szacunku, tylko dlatego, że ktoś mi powie, że to jest coś wspaniałego i wielkiego. Tutaj nie ma takiego napięcia.
Czy przegląd nieznanego kina litewskiego lub repertuar kin studyjnych, będących w programie LAF są w stanie zachęcić przeciętnego widza do odwiedzenia kina?
Mówię o niewielu filmach, do których mam prelekcję, bo poza pracą nie zostaje zbyt wiele czasu, żeby korzystać z bogatej oferty tematycznej. Kiedy mam prelekcję, mówię do widzów, to mam wrażenie, że - przepraszam za określenie - patrzą na mnie osoby myślące, które wiedzą dlaczego tu przyszły. To nie jest reguła. Zdarza mi się mieć prelekcje przy różnych okolicznościach, zapowiadać filmy, imprezy z gwiazdami i często moje spostrzeżenia są diametralnie różne. Myślę, że tu nie ma ludzi przypadkowych.
Mam na myśli drugą stronę. Czy ludzie, którzy na co dzień nie fascynują się kinem, są stanie przyjść na przegląd dosyć wyszukanych filmów, jakie proponuje Zwierzyniec?
Zawsze można iść na łódkę, do parku lub na lody.
Ale w takim festiwalu również chodzi o to, żeby zbliżyć ludzi do filmu...
Tak, myślę że ci, którzy kupują bilety, to wiedzą, na co idą - na film litewski, czy z repertuaru kin studyjnych - to nie są przypadkowe wybory. Festiwal, który grałby komercyjne przeboje nie miałby najmniejszego sensu. Pomysł festiwali filmowych polega na tym, żeby pokazywać produkcje trudno dostępne. Komedie, kryminały, kino komercyjne zawsze można zobaczyć na dvd. To jest jedyne miejsce, żeby zobaczyć litewski film sprzed 10 lat. Decydujemy się, żeby kino było dla nas przygodą intelektualną albo rozrywką.
Który z cykli tematycznych proponowanych przez LAF najbardziej Pana zainteresował?
Jest wiele ciekawych rzeczy, niestety nie mam zbyt wiele czasu, żeby wszystko śledzić, większości filmów nie znam. Kolejny rok jest kino afrykańskie, co jest pewnym ewenementem. Zarówno w Polsce, jak i w tej części Europy nie sposób zobaczyć. Pewną osobliwością jest przegląd filmów Tinto Brass?a. To nie jest wielki reżyser, ale wprowadzał kino pornograficzne czy erotyczne na salony. To jest pewna osobliwość - Brass to reżyser, za którego obiektywnie nie dałbym pięciu groszy, to nie są dobre filmy - on zjednywał sobie najwybitniejszych aktorów XX wieku. W jego produkcjach grali: Malcolm McLaren, Ingrid Thulin - najlepsze nazwiska uświtlniające filmy Bergmana, Viscontiego, Kubrick?a. Coś niezwykłego, grali w filmach pornograficznych u Tinto Brass?a. Roger Corman, który jest bardziej znany nie ze swojej twórczości, lecz z tego, jakie nazwiska dzięki niemu zaistniały. Wymienić trzeba: Martina Scorsese, Roberta de Niro, Jacka Nicholsona, Tima Burtona. Naprawdę mocna stawka najważniejszych twórców amerykańskiego kina. Również nowe polskie kino oraz przegląd repertuaru kin studyjnych.
W jednym z wywiadów narzekał Pan na mierny poziom ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni. Nowy dyrektor artystyczny sprowadził konkurs na właściwy tor?
Festiwal w Gdyni jest zawsze zagadką, tutaj dyrektor artystyczny nie ma na to wielkiego wpływu. Jest odbiciem polskiej kinematografii - są lata lepsze i są lata gorsze. W tym roku był wyjątkowo wyrównany poziom. Fundamentalnym pomysłem, w który mało kto wierzył, a przeforsował go nowy dyrektor Michał Chaciński, był wybór 12 filmów do Konkursu Głównego. Wcześniej z 30, 40 filmów wybierano 20, więc była to prawie cała produkcja, pomijając typowo komercyjne hity. Wydawało się, że to pomysł karkołomny, ale okazało się, że było to 12 dobrych filmów - po raz pierwszy od kiedy jeżdżę na festiwal. Nie było ani jednego tytułu w tym zestawieniu, który byłby kompletnym nieporozumieniem. Wydaje mi się, że to zmiana w dobrą stronę. Było wiele pomysłów, które korzystnie zmieniły tę imprezę. Mam na myśli klasyki mistrzowskie, bardzo ciekawe, przemyślane retrospektywy.
Mniejsza liczba filmów, zakwalifikowanych do Konkursu Głównego, będzie łatwiej wypromować w kraju i za granicą.
Na pewno tak. Tym bardziej, że z tych 12 dziesięć było naprawdę przyzwoitych, to bardzo dużo.
W Zamościu mamy multiplex, który z powodzeniem łączy kino popularne z repertuarem bardziej niszowym(funkcjonuje Dyskusyjny Klub Filmowy). Wcześniej była mała placówka lokalna. Czy cyfryzacja w Polsce nie wyeliminuje kin studyjnych z rynku?
To jest pozytywny przykład, więcej jest negatywnych. Duże sieci np. Multikino, Cinema City generują zyski, tam nie ma kina z ambicjami. Kina standardowe - jak "Skarb" w Zwierzyńcu - podtrzymują tradycję kina artystycznego. Cyfryzacja jest czymś innym. Polega na nowej technologii odtwarzania przede wszystkim obrazu. Widzimy go w nieskazitelnej wersji, bez porysowanej taśmy nawet przez 50 lat. Dużą rolę odgrywa to w procesie restaurowania arcydzieł polskiego kina. Ta akcja trwa już kilka lat, przynosi wspaniałe efekty.
Kina studyjne, które nie stać na zakup drogiego projektora, a nie załapią się na dofinansowanie, będą miały problem za kilka lat.
Myślę, że to tak szybko nie pójdzie. Cała przeszłość - katalog, którym dysponuje Sieć Kin Studyjnych - to są kopie 35 mm. Oczywiście wszystko zmierza do tego, żeby powoli przechodzić na technologię cyfrową, ale równolegle w kinach studyjnych są prezentowane projekcje z odtwarzaczy dvd, blu-ray. To już nie jest wielki wydatek dla kina, w granicy kilku tysięcy. Jeżeli nie zdobędą funduszy na prezentację filmów z kopii cyfrowej, to można z blu-raya. Jakość jest również bardzo przyzwoita, przypominająca, a czasem i przewyższająca to, co możemy oglądać na taśmie 35 mm.
Wydał Pan książkę, serię wywiadów ze znanymi osobistościami środowiska kultury, która była wielokrotnie nagradzana. Czy są jeszcze osoby, z którymi chciałby Pan porozmawiać?
Ciągle robię wywiady, taka forma przylgnęła do mnie. Moja współpraca z wieloma czasopismami polega na tym, że głównie przeprowadzam wywiady. Książka, o której pani wspomniała, to wybór moich rozmów, publikowanych w prasie. Są plany. Nie chcę za dużo o nich mówić, bo dostajemy wiele propozycji, z których niewiele wynika. Mam szczęście zawodowe, bo bez przerwy dzieje się coś ciekawego. Do końca roku muszę dokończyć książkę, która nie będzie wywiadami, lecz czymś w formie biografistyki. Niedawno wróciłem z Rzymu, bardzo ciekawego festiwalu "Isola del Cinema", który był pierwszą prezentacją polskiego kina w Rzymie. We Włoszech również ukazała się moja publikacja o nowym polskim kinie. Za kilka tygodni wyruszam na ponad dwa tygodnie do Maroka na festiwal "Otwórz oczy na polskie kino". To trasa objazdowa - będę drugi raz odwiedzał marokańskie uniwersytety, spotykał się ze studentami i opowiadał im o polskim kinie.
To pewien powrót do przeszłości. Ukończył Pan filmoznawstwo na UJ, a teraz będzie Pan spotykał się ze studentami, rozmawiał z nimi o kinie.
Tak...jak to się zmienia. Wysługa lat.
* * *
Łukasz Maciejewski - ur. 1976 , współpracuje m.in. z "Filmem", "Machiną", Filmweb.pl, Onet.pl, "Teatrem", "Notatnikiem Teatralnym". Autor oraz współautor wielu publikacji: "Przygoda myśli. Rozmowy obok filmu", "Autorzy kina polskiego", "Głosy wolności. 50 lat polskiej szkoły filmowej", "Zanussi. Przemiany".
autor / źródło: Beata Dzida dodano: 2011-08-12 przeczytano: 17060 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|