|
38. ZLT: Małgorzata Lipczyńska "napewnomoże"W monodramie "napewnomoże" Teatru Chorea w Łodzi, zaprezentowanym w ramach 38. Zamojskiego Lata Teatralnego w Kazamacie Bastionu VII, wystąpiła zamościanka Małgorzata Lipczyńska (19.06.).
Podobnie jak jej bohaterka Aglaia Veteranyi, kobieta niezwykła - jak mówią wszyscy ci, z którymi zetknęła się rumuńskiego pochodzenia aktorka i pisarka - na scenie Małgorzata Lipczyńska przekroczyła emocjonalne granice.
O złożoności życia artystycznego i monodramie "napewnomoże" - w rozmowie z artystką z zamojskim rodowodem.
Teresa Madej - To było tak bardzo mocne. Dlaczego wybrała panie tą osobę i uczyniła ją pani bohaterką swojego monodramu, głęboko wchodząc w tę rolę? Co panią poruszyło, co urzekło w tekstach Aglai Veteranyi, aktorki i pisarki?
Małgorzata Lipczyńska - Dlaczego? Bo z jednej strony te teksty są bardzo mocne, bardzo dosadne, takie do "trzewi". A z drugiej - jest w nich poczucie humoru i dystans, i do świata i do siebie samej. Ona była nazwana rumuńską Sarah Kane, tylko w przeciwieństwie do Sarah Kane - tutaj jest miejsce na oddech, jest miejsce na to, żeby się uśmiechnąć, na taki specyficzny rodzaj humoru i trochę na obserwowanie siebie z boku. I myślę, że to to było dla mnie najważniejsze. Że to nie było tylko smutne, tylko depresyjne i tylko w stronę śmierci, bo tak naprawdę to była osoba, która kochała życie i czerpała z tego życia i zagarniała to życie.
Teresa Madej - Ale nie była to wystarczająca ilość dystansu do życia skoro odebrała sobie życie.
Małgorzata Lipczyńska - W opisie spektaklu ja przytoczyłam fragment wypowiedzi jednego z jej przyjaciół, który powiedział, że "smutny koniec nie może być uznany za werdykt nad drogą życiową".
Teresa Madej - No nie, ale... Czy udało się pani "prześwietlić" jej życie do tego stopnia aby stwierdzić, że destrukcja nawarstwiała się czy przyszedł taki punkt kulminacyjny, impuls?
Małgorzata Lipczyńska - Z tego co wiem, to się nawarstwiało. To była depresja, która trwała kilka miesięcy i się nasilała. Potem były momenty lepsze, tak jak zwykle to bywa. Podejrzewam, że w pewnym momencie to był impuls, ale tego nie wiem i nikt tego nie wie. Ale ja nie chciałam się skupiać na samobójstwie.
Teresa Madej - Chciała pani pokazać złożone życie artystki?
Małgorzata Lipczyńska - Życie, kobiecość - tak, ale jakąś pełnię w tym wszystkim i to, że pisanie - o czym ja mówię na początku - pisanie, granie, teatr czy cokolwiek - jest też wentylem bezpieczeństwa. Też pozwala się zdystansować, pozwala zająć się czymś innym. Ona też powiedziała, że gdyby nie pozwolono jej pisać to pewnie rzuciłaby się na kogoś z nożem. Ja też bardzo się z tym utożsamiam.
Teresa Madej - Czy to nie jest rodzaj uzależnienia, niezbyt korzystny dla człowieka?
Małgorzata Lipczyńska - Nie wiem czy to jest rodzaj uzależnienia, myślę, że to jest bardziej rodzaj odskoczni. To jest to o czym mówił Grotowski, że uprawiając sztukę możemy to co mroczne prześwietlić w nas i nadać temu zupełnie inną formę.
Teresa Madej - A zatracić się? To też nie...
Małgorzata Lipczyńska - Tak, ale ja myślę, że są pewne typy ludzkie i pewne osobowości, które muszą się w czymś zatracać.
Teresa Madej - Jak długo pani pracowała nad tekstem do monodramu i przygotowaniem tej roli?
Małgorzata Lipczyńska - Teoretycznie, z samymi tekstami pracowałam około półtora roku, natomiast praktycznie już na sali 3-4 miesiące.
Teresa Madej - Rozumiem, że pani sama dobrała teksty? Emocje musiały być? A scena z nagością - to rodzaj ekshibicjonizmu, że nie ma się nic do ukrycia?
Małgorzata Lipczyńska - Tak, sama dobrałam i ułożyłam. To były jej teksty, nie było tu ani jednego mojego słowa, natomiast one są mi bliskie. Ta scena to nawiązanie do tego, że elementem jej historii było variete i podrzędne lokale w których tańczyła jako trzynasto-czternastolatka, dokąd wypychała ją matka chcąc bardzo zrobić z niej gwiazdę. Dlatego wcześniej jest ten tekst o ciele i spelunkach. Natomiast - z jednej strony jeśli tutaj jest striptiz, czy stylizacja na striptiz, a z drugiej strony tekst "o krowie" - dla mnie też jest zdarzeniem tego, że często te kobiety są "takimi krowami", czymś na sprzedaż, na pokaz. To jest gra z widzem, bo jak się rozbieram, to wiadomo, że zaraz się rozbiorę bardziej i jest to w jakiś sposób oczekiwane, a z drugiej strony - przez to, że moja intencja jest taka, że absolutnie ten moment obnażenia nie ma być erotyczny, seksualny, ani nie ma być w żaden sposób kuszący - to jest takim policzkiem niż prezentowaniem swoich wdzięków.
Teresa Madej - Czy było trudno zagrać tę scenę?
Małgorzata Lipczyńska - Nie, ja nie mam z tym żadnego problemu. To jest po prostu moje narzędzie pracy.
Teresa Madej - A jak monodram podobał się mamie?
Małgorzata Lipczyńska - Mama widziała sztukę po raz pierwszy. Bardzo jej się podobało. Powiedziała, że mi dziękuję.
Teresa Madej - Mnie też się podobało, tylko to bardzo mroczne, ale życie też bywa czasem mroczne...
Małgorzata Lipczyńska - Ja też chciałam żeby w tym było też trochę ironii.
Teresa Madej - Kukurydza i buty - to ważna cześć scenografii?
Małgorzata Lipczyńska - Kukurydza to dlatego, że druga książka Aglai Veteranyi nosi tytuł "Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze". Kukurydza to nie jest jeszcze mamałyga ale surowiec. Stąd ta kukurydza i ten rodzaj kwadratu - trochę piaskownicy, trochę azylu, trochę więzienia. Jest jeszcze miś - z jednej strony jest czymś bezpiecznym, a z drugiej - demonem. Jest taki przytłaczający i zawłaszczający, ale też jest czymś, w czym ja mogę się schować, ukryć, czy też pobawić, czy nawet zabawić i sprawdzić - ile mogę. To tak samo jak z zabawami z siostrą. Gdzieś się przekracza granice zabawy i ląduje w szpitalu. Te wszystkie elementy związane są z Aglają i jej historią.
Teresa Madej - Buty - dlatego, że zdjęła je przed wejściem do Jeziora Genewskiego?
Małgorzata Lipczyńska - Też, i dlatego, że ona była ich miłośniczką i kolekcjonowała buty. Tutaj są buty męskie i damskie i jeden taki malutki. Dla mnie - może to zabrzmi tandetnie - ale to też jest jakiś symbol. Każda z tych par ma jakąś swoją historię, której ja nie znam, ale to są stare buty - więc ją mają.
Teresa Madej - Jak pani monodram został przyjęty w środowisku i przez krytyków teatralnych?
Małgorzata Lipczyńska - Bardzo różnie. Z jednej strony są głosy, że jest mocny i odważny i że jest bardzo poruszający. Z drugiej - że jest za dużo ekshibicjonizmu i że za mocny. Że jest za dużo emocji i za gęsto. Inni z kolei mówią, że to jest wyważone, że ma też w sobie dużo subtelności. Bardzo różnie. I chyba o to chodzi.
Teresa Madej - Połączyła pani słowo z ruchem/tańcem. Trzeba było to wypracować?
Małgorzata Lipczyńska - Ja mam "szkielet" i nie mam każdego kroku wyliczonego. W niektórych momentach - tak, ale są momenty gdzie buduję sobie kroki "na szkielecie", ale nie muszę zrobić 2 kroków w lewo i 4 w prawo. Mogę na odwrót, tym bardziej, że jestem sama i nie muszę uważać na nikogo.
Teresa Madej - Jak pamiętam z wcześniejszej rozmowy - pani wykorzystuje znajomość tańca (pierwsza rozmowa z Małgorzatą Lipczyńską odbyła się po śmierci ojca - Stanisława Lipczyńskiego 7.09.2012 r. - przyp. autora).
Małgorzata Lipczyńska - Tak, ja tańczę przez cały czas i trenuję. Dla mnie aktor i tancerz to jedno pojęcie.
Teresa Madej - "napewnomoże" - pani wybrała tytuł monodramu?
Małgorzata Lipczyńska - To jest z tekstu Aglai - jakoś sobie poradzę - "napewnomoże".
Teresa Madej - A co w planach?
Małgorzata Lipczyńska - W planach mamy nowy spektakl, już nie monodram tylko spektakl z Zespołem. Będzie się nazywał "Ecce homo" i jest o mózgu ludzkim. Premiera odbędzie się pod koniec listopada. Też będzie mocny.
Zamość onLine jest patronem medialnym 38. Zamojskiego Lata Teatralnego autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2013-06-23 przeczytano: 4610 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|