|
Kopciuszek rocka - rozmowa z UrszuląJedna z najlepszych polskich wokalistek, a przy tym delikatna, trochę bajkowa kobieta i wokalistka. Jej "Dmuchwce, latawce, wiatr", "Malinowego króla" i "Konika na biegunach" śpiewała cała Polska. W jedyną taką noc w roku, na Rynku Wielkim - te piosenki wraz z Urszulą zaśpiewali goście i mieszkańcy Zamościa (31.12.2014/1.01.).
Z Urszulą, wokalistką o przecudnym głosie, uczuciową, pełną pozytywnej energii i bardzo, bardzo utalentowaną, która czaruje znakomitym wykonaniem i dobrymi tekstami piosenek od trzech dekad miliony słuchaczy płyt i koncertów - rozmawiam przed i po świetnym koncercie, jaki dała w Sylwestrową Noc w Zamościu.
- Przyznała pani na czacie, że śpiewając, spełnia dziecięce marzenia. A może to za sprawą taty i mamy?
Urszula: -Nie wiem za czyją sprawą. Po prostu śpiewałam sobie. Sprawiało mi to przyjemność. Wchodziłam do łazienki, brałam suszarkę, albo patrzyłam w lustro i śpiewałam z radiem. Fascynowały mnie dźwięki. Wybijałam rytmy jadąc z rodzicami w samochodzie. Od kiedy pamiętam - miałam to zawsze - zębami stukałam rytmy. Ma to samo mój starszy syn, który będzie dzisiaj grał na perkusji. Też przyłapuję go na wybijaniu rytmów zębami. Ktoś by powiedział, że to natręctwa. Ale to są rzeczy, które wchodzą w głowę i nie chcą wyjść. Są przeznaczeniem - może... Jak się uda, to wyjdzie, ale to nie zawsze tak jest.
- Grała pani na fortepianie i akordeonie. Kto o tym zdecydował?
Urszula: -Mama wysłała mnie na akordeon, ponieważ siostra grała wcześniej. Mój ojciec był - teraz to by się mówiło - managerem zespołu ludowego w Lublinie. Miałam wtedy kilka lat. Jeździłam z nim, widziałam akordeony, korale, itd. W związku z tym, jak już miałam tak 10, 12 lat, to zaczęłam to robi
po swojemu. A ponieważ byłam nieśmiała, to mama powiedziała, że mnie wyśle do Studium Piosenki, które jest Domu Kultury Kolejarza, do którego też chodziłam żeby się oswoić z ludźmi, bo jak ktoś mnie o coś zapytał, to ja byłam cała czerwona. Nie lubiłam o sobie mówić, itd. Musiałam to "przewalczyć" w tym zawodzie.
- Od "Kopciuszka", piosenki wyśpiewanej na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, trochę lat minęło. Czy ten sukces podbudował panią?
Urszula: -Czy ja wiem?
- Miała pani wtedy 17 lat i zdobyła główną nagrodę.
Urszula: -Nigdy "nie zwariowałam".
- Ale czy był to moment, że pani stwierdziła, że będę to robić, bo to już przynosi mi owoce.
Urszula: -Może trochę tak. Na pewno Opole następnego roku było kubłem zimnej wody. I wcale wtedy już tak nie myślałam. Wcale nie jest to powiedziane, że ja nie będę śpiewać. Ja miałam kilka zwrotów akcji w swoim życiu od śpiewania. To był ten pierwszy. A właściwie dwa. Następny to był przed samym wyjazdem do Stanów, kiedy byłam w ciąży z Gutkiem, starszym synem. I zaproszono mnie żeby zdać egzamin ministerialny. Nie wiem z czego? Żeby dostać uprawnienia do wykonywania tego zawodu? Coś niebywałego. Wielu artystów w ogóle nie mogło przystąpić do tego egzaminu, ponieważ np. Zbyszek Hołdys nie miał matury, a to go zupełnie dyskwalifikowało. Nie wiem już kto był w jury, ale chyba Młynarski. Już nawet nie pamiętam. Wyszłam na tą scenę rzęsiście oświetloną światłami z tym brzuchem w 9-tym miesiącu. Byłam przekonana, bo tak mi powiedziano, że tylko się tam pojawię, że to tylko formalność, i schodzę, bo wiedzą, że nagrałam już tyle płyt, że śpiewam, itd. A oni mnie pytają czy ja znam historię muzyki, czy jestem przygotowana odpowiadać na pytania. Więc ja oczywiście w tej całej swojej nieśmiałości powiedziałam: przeprasza, k..., to jest chyba jakaś pomyłka. I zeszłam ze sceny. Dopiero wtedy ze mnie to spłynęło i zaczęłam płakać. Stasiek (Stanisław Zybowski, pierwszy mąż Urszuli - przyp. autora) strasznie się zdenerwował, że jego ciężarna tak przeżywa, i że ktoś ją postawił w takiej sytuacji. I zrobił awanturę oczywiście. Ja wtedy powiedziałam, że ja stąd wyjeżdżam, że to jest kraj chory, nienormalny, nie chcę tutaj być, nie chcę śpiewać, w ogóle mnie to nie interesuje. Wyjechałam do Stanów. A wszyscy mówili, że jedziemy karierę zrobić...
- To był długi pobyt.
Urszula: -To było od 1987 r. do 1994 r., z przerwami. Pierwszy wyjazd był z Budka Suflera, kiedy Gutek (Piotr, pierwszy syn Urszuli - przyp. autora) miał 3 miesiące. Wróciliśmy, potem znowu wyjechaliśmy w 1988 r.. Wróciliśmy. Potem znowu wyjechaliśmy w 1990 r.
- Co pani w tym śpiewaniu najbardziej kocha? Robi to pani od tylu lat...
Urszula: -Chyba taką nieprzewidywalność, też między innymi. Lubię tych ludzi, którzy ze mną są. Lubię być w grupie, jednoczyć się. Kiedyś byłam w harcerstwie, potem byłam w kółku śpiewaczym, teraz znowu mam zespół. Ja myślę, że ludzie lubią się jednoczyć w czymś takim. Jeżeli jest to dobre, pod dobrą banderą - to fajnie.
- "Kopciuszek rocka" to tak dobrze brzmi, jeśli tak powiem o pani?
Urszula: -Może być.
- Czy lepiej "Anioł rocka"?
Urszula: - Kopciuszek chyba lepiej.
Po przerwie na prawie godzinny znakomity koncert na Rynku Wielkim w Zamościu, podczas którego Urszula zaśpiewała, z towarzyszeniem swojego zespołu, m.in.: Konik na biegunach na start i na bis, Niebo dla Ciebie, Na sen, Malinowy król, Skaczę na dach, Rysę na szkle, Za twoje zdrowie mała,... Po muzyce bardzo żywej, mocnej, z przekazem rockowym i spokojnymi balladami/ bluesem - kontynuuję rozmowę z Urszulą.
- Wszystkiego najlepszego. Dużo zdrowia na Nowy Rok!
Urszula: -Dziękuje. Im dłużej żyję, tym bardziej wydaje mi się to uzasadnione. Zawsze mnie to śmieszyło: zdrowia, szczęścia. Na pewno zdrowia. Jak zdrowie jest, to na pewno wszystko inne się uda.
- Nie zmarzła pani?
Urszula: -Nie, skakałam cały czas. Jestem prosto po antybiotyku, ale myślę, że nic złego się nie stanie.
- Na swojej długiej drodze artystycznej spotkała pani wielu ludzi, którzy w pewien sposób zdecydowali, że pani kariera poszła w tym kierunku, a nie w innym. Mam na myśli pana Lipko.
Urszula: -Ale najpierw był Rysio Kniat. Absolutnie Ryszard Kniat. Gdyby on się nie pojawił, nie byłoby Lipki i całej reszty. Rysio współpracuje teraz z Krzysztofem Krawczykiem, ale wcześniej robiliśmy kilka nagrań w Radio Łódź i on mówi: - Przecież ty jesteś z Lublina, oni są z Lublina, może zadzierzgnęlibyście jakąś nić sympatii i współpracę. Ja mówię, że wprawdzie się nie znamy, ale jak ktoś to zrobi za mnie, bo taka już jestem, że się nie pcham. Jak się coś wydarzy, to ja pomagam temu czemuś, ale musi się coś wydarzyć sprzyjającego, jakaś okoliczność, która mnie prowadzi w jakąś stronę. Bo gdy jej nie ma, to sama nie wychodzę naprzeciw. To już zrozumiałam, tak ze mną jest. Ale tak się zdarzyło, to szczęście zadziałało, że Rysio zadzwonił do Romka (Romuald Lipko - przyp. autora) i oni postanowili nagrać w Poznaniu kilka piosenek. I tak się zaczęło z Budką Suflera.
- Czy to w wyniku swojego rozwoju zdecydowała pani, że będzie pisać teksty do swoich piosenek, bo Romuald Lipko zajmował się kompozycją, aranżacją?
Urszula: - Tak. Tam nie było mowy abym cokolwiek robiła, bo tam był już ustalony podział ról. Romek Lipko, Marek Dudkiewicz - tam nie było nawet takiej możliwości aby zamarzyć o czymś na własne konto - w tworzeniu, czy wyrażeniu siebie przez teksty, czy przez muzykę.
- Ale przyszedł ten moment i na niektórych płytach mamy bardzo dużo pani tekstów. Jak to się stało?
Urszula: -Zaczęło się, myślę - od "Białej drogi". Bo wcześniej to były takie próby. Nawet na "Urszula - Czwarty raz" były piosenki pisane na spółkę. To były czarne krążki. Jedna strona, czyli A - była Romka Lipki, a druga strona - to była Staszka - kompozycje. A teksty były raczej Olewicza, Zeliszewskiego, nie moje. Natomiast po powrocie ze Stanów... To też musi być, że ktoś uwierzy we mnie, że zachęci człowieka: -Ty, dobrze ci wychodzi, pisz, itd., bo bez tego wsparcia drugiej osoby czasami jest ciężko. Niektórzy ludzie robią to bez wsparcia, są na tyle przebojowi, silni, wierzą w siebie, że piszą niezależnie. Kłody pod nogi, a oni piszą i są wytrwali. Mnie natomiast rzeczywiście trzeba było trochę wsparcia. Nie wiem, może to jest kwestia wychowania, czy innych rzeczy, ale ta nieśmiałość we mnie tkwi. I to wsparcie ze strony Staszka było bardzo ważne. Zaczęłam to robić sama. Rzeczywiście nie jest tak kiepsko, nie jestem głupia przecież, mogę coś napisać od siebie. I rzeczywiście wyszło fajnie. Tylko to jest tak - mam wrażenie, że ileś tam tematów się wyczerpało, a niektórymi tematami nie mam zamiaru dzielić się z ludźmi, inne były już powiedziane. Dlatego w tej chwili trudniej mi pisać teksty niż kiedyś. Kiedyś po prostu siadałam i to wychodziło. Były świeże, świeża głowa, jeszcze nigdy o tym nie mówiłam i mogłam się wyrazić. A potem jest trudniej.
- Zauważam, że pani cały czas śpiewa o miłości, o drugiej osobie.
Urszula: Generalnie tak, bo na tym się znamy. O polityce - nienawidzę. Moja siostra pracuje w polityce, Partia Kobiet, po ojcu ma chyba coś takiego. Uwielbia występować, mówić, ja wolę śpiewać, wyrażać się poprzez śpiewanie. Jak mam coś powiedzieć - to niechętnie, ale śpiewam...
- Czy jest ulubiony temat, w sensie piosenki? Czy jest taka pani ulubiona, czy czeka pani ciągle na coś nowego? Czy może każda piosenka jest dla pani droga?
Urszula: Które są bliższe? Są takie. Uwielbiam "Rysę na szkle". Jest to trudna piosenka do śpiewania, ale, ale fajna, dobrze się w niej czuję. Ja myślę, że jeszcze nie ma takiej piosenki, w której czuję się najlepiej. Tak mi się wydaje. Tak teraz o tym pomyślałam, że często wymieniam "Biała drogę", "Na sen" - tego typu rzeczy. Fajne to wszystko... Jest OK.
- A co Urszula bierze na sen?
Urszula: -Nic, aczkolwiek, jak jestem starsza, tym gorzej mi się zasypia. Ale to z wiekiem budzę się o 4 nad ranem, chodzę, zjem coś i kładę się z powrotem. Przeczytam kawałek książki i znowu zasypiam. Może mam to po matce? Moja matka jak ma gdzieś jechać, to nie śpi całą noc.
- Ktoś z Internautów nazwał panią "polską Mylene Farmer" (francuska piosenkarka od 1984 r., na koncie 30 mln wydanych płyt, jedna z największych gwiazd francuskiej piosenki. "Generalnie [jestem] nieśmiała i w przypadku mówienia o sobie, o rzeczach skrywanych i niespotykanych" - powiedziała w 2010 r. wokalistka w rozmowie z francuskim radiem NRJ. Piękny głos Francji.)
Kojarzy ją pani?
Urszula: Nie kojarzę, ale spróbuję ją "wygooglować".
- Jeśli fani mówią, że "Malinowy król" - to klasyka Urszuli. Co to oznacza pani zdaniem?
Urszula: Ja myślę, że chodzi o barwę. Wychowałam się na piosenkach Sipińskiej, Sośnickiej. Pamiętam, że na koloniach śpiewałam z tą manierą...
- Pani Urszulo, dlaczego wybrała pani rock?
Urszula: Bo zaczynałam z zespołem rockowym. Myślę, że jestem na tyle osobą otwarta i zdolną - okey, nie bójmy się tego słowa, że mogłabym robić w każdym rodzaju muzyki, naprawdę. Zresztą każdy rodzaj muzyki mi się podoba. Fascynowaliśmy się - przyszedłeś (dołączył do nas z wielką prośbą o finał rozmowy życiowy partner pani Urszuli Tomasz Kujawski), więc mówię, że wspólnie - zespołem "Pantera" (założony w 1981 roku w Dallas w USA był jednym z najważniejszych zespołów metalowych lat 90. - przyp. autora). Generalnie lubię różne rodzaje muzyki...
- Co przed panią Urszulą?
Urszula: Mam nadzieję, że następne nowe nagrania, nowe piosenki, tworzenie coraz bardziej dojrzałe. Takie moje odkrywanie, zgłębianie. Po prostu, tworzenie. Myślę, że wszystko... Pan jest tutaj przede mną... (Pan Tomasz upomniał się o prawo do kochanej kobiety w Nowy Rok - przyp. Autora).
- Bardzo Państwu dziękuję za rozmowę.
Urszula: Dziękujemy.
Szanowni Czytelnicy!
Informuję, że powyższa rozmowa z Panią Urszulą nie była autoryzowana!
Teresa Madej
Zamość onLine był patronem medialnym Galaktycznej Nocy Przebojów z Urszulą w Zamościu autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2015-01-04 przeczytano: 15409 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|