|
Joanna Moskowicz i "Namysłowiacy" nie tylko dla zakochanychSrebrzysty sopran koloraturowy Joanny Moskowicz, światowej sławy Tadeusz Wicherek, prezentująca znakomitą formę najstarsza w kraju Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego i melodie miłości to recepta na znakomity koncert, który odbył się z okazji Walentynek w Zamościu (13.02.).
Tadeusz Wicherek, dyrektor naczelny i artystyczny Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego, nie przestaje zaskakiwać swoich fanów, także melomanów. Tym razem koncertową ofertę skierował do zakochanych, także zakochanych w grze "Namysłowiaków". Święto zakochanych stało się przyczynkiem do zagrania przez Orkiestrę Symfoniczną najpiękniejszych melodii świata. Jak powszechnie wiadomo, do miłości niezbędna jest kobieta. Tak było i w tym przypadku. Do udziału w specjalnym koncercie walentynkowym zaproszono uznaną sopranistkę Joannę Moskowicz, laureatkę VIII Konkursu Moniuszkowskiego. Jej występ z "Namysłowiakami" był rezultatem, ufundowanej przez Orkiestrę Symfoniczną dla najlepszego sopranu koloraturowego oraz najlepszej polskiej śpiewaczki, nagrody specjalnej (2013).
Najpierw Tadeusz Wicherek "nastroił" publiczność, zauważając, że koncert rozpocznie się delikatnie. Wyraził też nadzieję, że muzykowanie będzie wspólne. Przy wypełnionej po brzegi sali, muzycy Orkiestry Symfonicznej pod batutą Tadeusza Wicherka - zagrali niewyobrażalnie piękny walc "Ponad dachami Paryża". Nie można było wybrać lepiej, bo przecież walc jest pierwszym tańcem na weselach na całym świecie. W walcu francuskim muzyka jest szybsza, niż w walcu wiedeńskim, pełna ozdobników, z wiodącą rolą akordeonu. Znakomicie zagrany przez Orkiestrę walc pozwolił co niektórym na snucie marzeń o romantycznym balu w objęciach baśniowego księcia, a innym na wdzięczne murmurando.
Świetny początek, a kolejna propozycja jeszcze bardziej efektowna. To była brawurowa koloratura Joanny Moskowicz w popisowej arii Olimpii, kobiety-lalki z "Opowieści Hoffmanna" z muzyką Jacques'a Offenbacha. Cudowny sopran, znakomite aktorstwo - w roli "mechanika" nakręcającego kluczem lalkę sam Tadeusz Wicherek, piękna suknia solistki, ale przede wszystkim bezbłędne wykonanie arii wzbudziło zachwyt zamojskiej publiczności. Nie można też zapominać o rewelacyjnej batucie dyrygenta Wicherka, który wyzwolił z orkiestry wszelkie możliwe niuanse dźwięków wspaniałej muzyki Offenbacha. Było zmysłowo, namiętnie, sentymentalnie i dynamicznie.
Należy przyznać, że ten wysoki poziom oczarowania słuchaczy - wykonawcy, czyli Joanna Moskowicz, dyrygent i muzycy Orkiestry Symfonicznej - utrzymali do końca koncertu zakończonego owacjami na stojąco publiczności i dwoma bisami.
Ale zanim, z uwagi na wysoką klasę artystyczną koncertu, jego finał przybrał taki wymiar, podczas prawie dwugodzinnego programu walentynkowego, wysłuchaliśmy prawdziwych arcydzieł o zakochanych i dla zakochanych. Wśród nich najsłynniejsza melodia o zakochanych, czyli "Love story" oraz doskonale, znane wszystkim - także symfoniczne, wykonanie walca z "Nocy i dni" w opracowaniu Zbigniewa Małkowicza.
Na scenie ponownie Joanna Moskowicz, tym razem ubrana w czerwoną suknię. Solistkę Tadeusz Wicherek anonsował słowami: - Taka pani, jak pani. I dodawał: Pani mi się odwdzięczy słowami: -Taki pan, jak pan. Znakomita sopranistka wykonała najsłynniejszy, rozpoznawalny przez wszystkich, fragment operetki "Zemsta nietoperza" Johanna Straussa, a dyrygent - bez dwóch zdań - uwodził solistkę, prawie jak hulaka Gabriel własną żonę (w przebraniu) na balu, przed pójściem do więzienia.
Potem, najsłynniejszy z utworów o zbliżającej się, sprzyjającej zakochanym, porze roku. Joanna Moskowicz zaprezentowała się w kompozycji Johanna Straussa (syna) "Odgłosy wiosny". Jak zauważył Tadeusz Wicherek - solistka wykonała utwór w języku niemieckim, bo polski tekst jest tak "częstochowski", że w Zamościu nie przejdzie. Komentarz wyraźnie spodobał się słuchaczom.
Część pierwszą koncertu zakończyło prawdziwe arcydzieło muzyczne, jeden z najsławniejszych musicali wszech czasów, amerykański musical autorstwa Richarda Rodgersa "Król i ja" z 1956 r. Zaprezentowana przez Tadeusza Wicherka recenzja musicalu była bezcenna. - Despotyczny król Syjamu zatrudnia na swoim dworze angielską wdowę w charakterze guwernantki swoich dzieci. Na początku bohaterowie musicalu nie zapałali do siebie sympatią. To się oczywiście skończyło happy endem i dlatego gramy ten utwór na Walentynki - zauważał dyrygent i kontynuował: - Energiczna nauczycielka uczy również króla - manier i tańca. Zabrzmi znakomita, nastrojowa barkarola, potem przechodzi w walca, a król Syjamu jest zaskoczony, że tańczy. Dochodzi do kulminacji, wykonania wielkiego walca, a potem znanej polki przez dystyngowaną damę i króla, w którego rolę wcielił się, urodzony we Władywostoku, w Rosji, Yuli Bryner. Po sukcesie "Króla i ja" otrzymał Oskara dla najlepszego aktora, był także laureatem specjalnej statuetki za 4625 występów w życiowej roli Króla Syjamu. Wykonanie "Króla i ja" przez "Namysłowiaków" typuję do muzycznego Oskara.
Po przewie Joanna Moskowicz, tym razem w niebieskiej sukni, z towarzyszeniem "Namysłowiaków", zaprezentowała przepiękną arię Lauretty "O mio Babbino Caro" (O mój ukochany ojciec) z opery o bogatej narracji, melodyce i orkiestracji - "Gianni Schicchi" Giacomo Pucciniego. Tadeusz Wicherek był w swoim żywiole i przywołał swoje skojarzenia z tą arią, czyli komedię pomyłek z udziałem Jasia Fasoli, podróżującego do Cannes na wakacje i jego arcyzabawne przygody. W filmie, Jaś Fasola, wykonuje mimiką arię, nawiązującą do arii z "Madame Butterfly". I całkiem nieźle mu się wiedzie.
Zaprezentowany drugi wspaniały utwór Giacomo Pucciniego to walc Musetty z opery "Cyganeria". Jak komentował dyrygent - to "krzywy" walc, ponieważ klasyczny zaczyna się "na cztery", a potem jest "na trzy". Tylko spróbujcie Państwo to zatańczyć - ostrzegał. Walc "Quando men vo" sentymentalnie i zalotnie wykonała sopranistka Joanna Moskowicz.
- Zawsze się kojarzą z Walentynkami. Kolejny utwór to miłość, która przytrafiła się w pracy, ale takie jest życie, nad pewnymi emocjami, niestety, nie można zapanować - zapowiadał Tadeusz Wicherek, a my wraz z pierwszymi dźwiękami trąbki rozpoznaliśmy nieśmiertelny hit Whitney Houston "I will always love you" . I jeszcze jeden hołd muzyków Orkiestry Symfonicznej dla zmarłej trzy lata temu wokalistki i wzruszające "I can't live".
Na widok pojawiającej się na scenie Joanny Moskowicz w kolejnej, wybitnie seksownej kreacji - Tadeusz Wicherek rozpromienił się i puentował: - Ja wiem, że to jest to, na co Państwo zawsze czekacie. Publiczność zareagowała prawidłowo - znaczącymi oklaskami. Wraz z solistką i muzykami, za sprawą "Dziewcząt z Kadyksu", mogliśmy się przenieść do ciepłych krajów, a dokładnie na hiszpańską wyspę. Uroczo zabrzmiała, w wykonaniu ślicznego sopranu, kompozycja Leo Delibesa, a pani Joanna była delikatnie uwodzicielska.
- Na walentynki, zwykle są tańce - stwierdził Tadeusz Wicherek i złożył słuchaczom ofertę nie do odrzucenia - aby przenieść się, za sprawą melodii świata, w świat tańca. W domyśle padło - imprezę taneczną czas zacząć. Na wykonaną po mistrzowsku wiązankę niezrównanych melodii, opracowanych przez Mariusza Matuszewskiego, złożyły się między innymi: słynne, nie mające sobie równych "Końcowe odliczanie" ("The Final Coundown) zespołu Europe, genialne "Yesterday" The Beatles, liryczny walc "Chim Chim Cher-Ee" z "Mary Poppins", salsa "El Cumbanchero", musicalowe "Stormy Weather", "Cheek to Cheek" Franka Sinatry oraz hit "The Muppet Show".
Burzliwe oklaski były tylko namiastką nagrody dla Namysłowiaków. - Przejdźmy do musicali - zaproponował dyrektor Tadeusz Wicherek. Chwila zamieszania i... w całej swojej krasie, w bogato zdobionej kamykami i cekinami czarnej sukni z wycięciami, pojawiła się na scenie Joanna Moskowicz. - No cóż, wspaniale! - westchnął dyrygent na widok pani Joanny. Ponownie brawa jako wyraz uznania dla sopranistki i już za chwilę popłynęło przepiękne "Somewhere" z musicalu "West side story". Świetny warsztat wokalny, wielka swoboda sceniczna i znakomity kontakt z publicznością pozwalały pani Joannie na bezbłędną, przecudowną interpretację utworu.
Ale to nie koniec koncertu. Niczym wisienka na torcie - najsłynniejsza aria sopranowa, czyli Eliza i jej "Przetańczyć całą noc" z "My Fair Lady". Przed zamojską publicznością, wszystkie swoje atuty: ślicznego sopranu i wspaniałej młodości - zaprezentowała Joanna Moskowicz, czarując wszystkich bez wyjątku. Reakcja publiczności na takie wykonanie szlagieru mogła być tylko jedna - aplauz na stojąco.
- Jesteśmy przygotowani - skomentował owacje wybitnie zadowolony Tadeusz Wicherek. I finałowy, popisowy, z efektami specjalnymi - także uderzeniami butem w rytm irlandzkiej muzyki - "The Lord of The Dance" ("Pan Tańca") rozbrzmiał w sali (salce!) koncertowej Orkiestry. To było oszałamiające wykonanie muzyków Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego. Ale publiczności nie było dość muzyki i śpiewania.
Kolejny bis "Przetańczyć całą noc" Joanny Moskowicz został nie tylko krystalicznie wyśpiewany, ale także zatańczony. Para mogła być tylko jedna - młoda, utalentowana sopranistka i dystyngowany, światowej sławy dyrygent. Cóż za widok! Cóż za emocje! Cóż za muzyczne kreacje! - można było usłyszeć w kuluarach. W taki to oto sposób, podczas koncertu walentynkowego, w przeddzień swoich urodzin, Joanna Moskowicz odbierała swoją nagrodę specjalną występując ze znakomitą Orkiestry Symfoniczną w Zamościu. Wykonawców koncertu oklaskiwano długo i burzliwie. autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2015-02-16 przeczytano: 15257 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|