|
Ewolucja delikatnie rewolucyjna. Rzecz o pewnym festiwalu. Sezon imprez kulturalnych w Zamościu stopniowo zbliża się do końca. Wprawdzie do końca roku zostało ich jeszcze kilka i na pewno warto się na nie wybrać, ale te największe przewidziane na Rok Pański 2008 już się odbyły. Ostatnie wydarzenie tego kalibru obserwowaliśmy w ubiegły weekend, a był nim II Zamojski Festiwal Kultury imienia Marka Grechuty.
Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że uczyniono go sztandarową imprezą kulturalną naszego miasta. Nie pamiętam, by jakaś inna cykliczna okazja zamojska była tak szeroko pokazywana przez media ogólnopolskie. Owszem, niegdyś wzmianki o Zamojskim Lecie Teatralnym pojawiały się choćby w "Teleexpresie", ale były to jedynie najwyżej kilkudziesięciosekundowe materiały, które szybko ginęły w potoku innych informacji i przez to nie zostawały na dłużej u pożądanej grupy odbiorców. Teraz zaś mieliśmy zakotwiczoną na oba festiwalowe dni ekipę telewizyjną, która przygotowuje nawet relacje bezpośrednie. Ale dość uwag ogólnych. Chciałbym przedstawić moje, a zatem w pełni subiektywne, wrażenia z festiwalu, z którymi mogą się Państwo zgodzić lub nie i mam cichą nadzieję, że znajdzie to odbicie w komentarzach pod tekstem.
Przede wszystkim przypomnijmy sobie jak wyglądał festiwal premierowy. Wszyscy byli nim wręcz oczarowani, ale powiedzmy sobie szczerze - gdyby nie profesjonalizm dyrektora Wicherka, to byłoby raczej cienko. Nie było wiele czasu więc postanowiono, że na początek pojedzie się po najlżejszej linii oporu, a więc zaproszeni goście po prostu zaśpiewają piosenki Marka Grechuty, a swoje dołoży ówczesna Polska Orkiestra Włościańska im. Namysłowskiego i będzie fajnie. Do tego zrobiono ciekawy koncert, gdzie utwory Grechuty zagrano w wersji jazzowej. Nie powiem, postarano się solidnie zwłaszcza pod względem miejscowej oprawy muzycznej, a wokaliści mniej lub bardziej znani spełnili swoje zadanie. Impreza odniosła sukces i wszyscy w napięciu czekali co przyniesie festiwal numer dwa.
Ciekawi byliśmy przede wszystkim o formę wydarzenia. Już w zeszłym roku zapowiadano zmiany w postaci poszerzenia repertuaru wykonawców o utwory, których Marek Grechuta nie śpiewał. Mówiono o uczynieniu z imprezy czegoś w rodzaju trampoliny dla młodych ludzi zajmujących się śpiewaniem. Wspominano też coś o nawiązaniu do pozamuzycznej działalności naszego mistrza, a więc głównie do malarstwa. Sądziłem zatem, że teraz integralną częścią festiwalu będą jakieś wystawy lub pokazy. Akurat tutaj się pomyliłem.
W każdym razie zrobiono imprezę zupełnie inną niż ubiegłoroczna. Niewątpliwie sporą rolę odegrała tu telewizja, która niejako wymogła na organizatorach takie ustawienie koncertu sobotniego, by spokojnie mogła transmitować przez półtorej godziny występ Grzegorza Turnaua i tego dnia praktycznie wszystko kręciło się wokół niego. I tu zdarzył się dosyć spory błąd. To prawda, że przez cały dzień TVP POLONIA obwieszczało światu, że koncert pana Grzegorza jest częścią Zamojskiego Festiwalu Kultury im. Marka Grechuty, ale idę o zakład, że spora grupa telewidzów oglądających występ naszego gościa wcześniejszych wejść z Zamościa nie oglądała. Tymczasem w programach telewizyjnych w sobotę o 21:00 widniały jedynie słowa "Grzegorz Turnau i jego goście" (tak swoją drogą przypomnieć trzeba, że na antenie TVP POLONIA przed rokiem wyemitowano jedynie 45-minutową "sklejkę" występów poszczególnych gwiazd. Zrobiono tak 3 tygodnie po całym wydarzeniu, w nocy z soboty na niedzielę, o godzinie 23:45, bez jakichkolwiek powtórek. Widzicie Państwo jaki dokonał się postęp na gruncie istnienia festiwalu w telewizji?). Mało tego, przez całą transmisję ani razu nie padło nawiązanie do imprezy w ramach której grał i śpiewał pan Grzegorz i to zarówno w napisach, jak i w wejściach prowadzącej koncert Anny Karnej. Przez to telewidzowie pewnie byli zdziwieni, jak na początku koncertu muzycy obecnej Zamojskiej Orkiestry Symfonicznej właściwie ni z gruchy, ni z pietruchy odegrali suitę z piosenek Marka Grechuty, a kilkadziesiąt minut później gwiazda wieczoru ciekawie sparodiowała naszego krajana. Widownia sprzed ekranów zapewne zastanawiała się z jakiej właściwie racji właśnie w Zamościu Turnau ma swój benefis i nikt jej nie przekazał, że to nie jest jakaś impreza jednorazowa, tylko festiwal, który odbywa się co roku. Poza tym jednak koncert naprawdę mi się podobał. Grzegorz Turnau spełnił moje nadzieje, a występujący przed nim i po nim młodzi artyści pokazali naprawdę duże umiejętności. Z tego co wiem, to publiczności najbardziej przypadł do gustu młodzieniec o nazwisku Orzechowski. Nie powiem, jego poziom jest wysoki, ale mnie najbardziej ujęła swym śpiewem dziewczyna, która tego wieczoru wyszła na scenę jako druga, właściwie bezpośrednio przed Turnauem.
Koncert niedzielny zaś miał być chyba pewnym ponowieniem zdarzenia sprzed roku, z rozszerzeniem utworów własnych piosenkarzy, którzy mieli obowiązek wykonania tylko po jednej piosence Grechuty. Koncepcja ciekawa, choć chwilami nie bardzo było wiadomo jaki był klucz wyboru poszczególnych piosenek. Młodzież znów spisała się bez zarzutu. Niemniej podniosły się głosy, że Grechuty jako takiego było zdecydowanie za mało i w ogóle ubiegłoroczny koncert finałowy był lepszy.
Szanowni Państwo. To był II Zamojski Festiwal Kultury IMIENIA Marka Grechuty. Naprawdę trudno nie zauważyć, że nie ma on charakteru ograniczonego do repertuaru naszego mistrza, którego tak co roku wspominamy. Forma imprezy musi więc ewoluować. Nie byłem przeto zdziwiony, gdy piosenki Grechuty były grane na scenie dosyć rzadko. Natomiast jest pytanie czy przy tym nie wylano dziecka z kąpielą. Tego dotyczyły moje refleksje, z których wnioski teraz, po kilku dniach od festiwalu, chciałbym przedstawić.
Po pierwsze: oba koncerty były mimo wszystko nieco za długie. Wiem, że równie późno kończy się niejeden spektakl Zamojskiego Lata Teatralnego, ale tego typu przedsięwzięcia akurat z reguły rozpoczynają się nieco później. Tutaj po dwóch godzinach na twarzach widzów widać było już pewne zmęczenie. Zdaję sobie sprawę, że chciano pokazać możliwie dużo ze szczególnym uwzględnieniem najmłodszych wykonawców, ale na przyszłość sugerowałbym raczej wydłużenie festiwalu o jeden dzień, by nie dwóch, a w trzech koncertach przedstawiono wszystko co jest tego warte. Po drugie: bardzo brakowało mi chóru. Przed rokiem mogliśmy się przekonać jak ciekawie brzmi wiele piosenek wzbogaconych o śpiew grupowy. Teraz tego nie było, a chyba szkoda. Po trzecie: być może faktycznie utworów Grechuty było nieco za mało, zwłaszcza w wykonaniu uznanych już gwiazd. Postulowałbym organizacyjny wymóg, by śpiewali oni nie po jednej, lecz po dwie piosenki patrona naszego festiwalu. Po czwarte: nawiążę do ubiegłorocznego koncertu "Grechuta na jazzowo". Wiem, że to nie byłoby łatwe, ale czy nie można byłoby spróbować przedstawić twórczości naszego wielkiego krajana również i w innych gatunkach muzycznych? Choćby jako rock, bo to chyba jest w miarę proste i nie otarłaby się ta inicjatywa o profanację Marka Grechuty. Chodzi mi bowiem o to, żeby podczas tej imprezy przedstawiać kulturę w różnych aspektach, rzecz jasna dbając o to, by "ideał nie sięgnął bruku". Tego jednak, tak jak do tej pory, pilnowałby dyrektor Wicherek i sądzę, że poradziłby sobie również z wprowadzaniem w życie mojego pomysłu. Zresztą myślę, że nawet w takim koncercie rockowym znalazłoby się miejsce dla Zamojskiej Orkiestry Symfonicznej. Pamiętam jak przed kilku laty orkiestra z pewnej filharmonii zagrała na Przystanku Woodstock i zadowoleni byli zarówno jej muzycy, jak i publiczność.
Konkludując, było naprawdę dobrze, a za rok mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Wreszcie mamy imprezę kulturalną, która ma szansę stać się naprawdę ważną pozycją tego typu w Polsce! Bądźmy więc z niej dumni i nie mówmy już, że w Zamościu nie dzieje się nic wartego uwagi.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2008-09-12 przeczytano: 3474 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|