|
Za kulisami "Sądu nad czarownicami"Zamysł wystawienia "Sądu nad zamojskimi czarownicami" pojawił się ponad dwa lata temu, wkrótce po rozstrzygnięciu Konkursu literackiego na "Ducha Zamościa". Wcześniej zamarzył nam się duch, który kojarzyłby się mieszkańcom i turystom z Zamościem. Duch nieszczęsnej Katarzyny, żony wójta, oskarżonej o czary i ściętej z wyroku połączonych sądów wójtowskiego i radzieckiego, znakomicie do tego pasował.
Należało go tylko wypromować, najlepiej jak tylko jest to możliwe. Jak? Po przez wystawienie go na deskach scenicznych, czyli pokazanie ducha Katarzyny publicznie.
Zaledwie trzy tygodnie temu rozpoczęto przygotowania na ogromną skalę. Należało przygotować scenariusz, ustalić bohaterów inscenizacji i zaangażować odtwórców ról, pozyskać wsparcie od wszystkich instytucji i organizacji dysponujących historycznymi kostiumami oraz zamówić "ściętą głowę nieszczęsnej Katarzyny" w Liceum Plastycznym.
Do realizacji naszego przedsięwzięcia promującego miasto Zamość włączyła się z ogromnym zaangażowaniem Marianna Fostakowska, właścicielka restauracji "Padwa", którą wybraliśmy jako miejsce egzekucji skazanej za czary Katarzyny.
Może trudno uwierzyć, ale wszyscy poproszeni o udział w inscenizacji, zgodzili się bez chwili wahania. Czyżby działały czary? A może to duch artystyczny tego miasta renesansowego? Przecież wystarczy wyjść wieczorem na Rynek Wielki, by znaleźć się na najpiękniejszej scenie świata. Pachnie tu Szekspirem. W dobrej pamięci jest także postać Jana Machulskiego, inicjatora Zamojskiego Lata Teatralnego. Czy trzeba lepiej tłumaczyć inicjatywę teatralną grupy zapaleńców, pozytywnie "zakręconych" na punkcie Zamościa?
Pierwszy telefon wykonany został do historyka dr Jacka Feduszki. Zgodził się oskarżać czarownice i podpowiedział kilka nazwisk osób, które mogłyby wziąć udział w projekcie. Kolejny telefon do Wojciecha Łosiewicza, przewodnika turystycznego. Początkowo miał zostać narratorem, ale już podczas pierwszej próby został mianowany na Bazylego Rudomicza. Jak podkreślał, zawsze marzył, by zagrać rolę XVII - wiecznego kronikarza Zamościa.
Teraz rola Sędziego - trudna, więc powinien poprowadzić ją prawdziwy adwokat. Piotr Hildebrand wyraził zgodę po pierwszym pytaniu. Jak wiedzieliśmy z kronik Rudmicza, wyrok na czarownicy został wykonany w asyście samego Jana "Sobiepana" Zamoyskiego. Do tej roli rewelacyjnie pasował nam Zbigniew Choma, także przewodnik turystyczny i pracownik Muzeum Zamojskiego.
Obstawę dla ordynata stanowili rycerze z Zamojskiego Bractwa Rycerskiego. Nie było problemu, aby przekonać Leszka Sobusia, który w trakcie prac nad scenariuszem, otrzymał także rolę wójta Macieja, męża oskarżonej o czary żony.
Nazwisko kata znane było od początku. To Piotr Maciąg, etatowy kozak zaporoski, dysponujący kostiumem kata i naostrzonym toporem. Ale, ale... Topór należało zamówić nowy, okazały ale ... drewniany. To najnowsze dzieło rzeźbiarza Zygmunta Jarmuła. Ceramiczna głowa, która w scenie ścięcia Katarzyny ma dużą role do odegrania, także wyszła z jego pracowni, za przyzwoleniem dyrektor Liceum Plastycznego, Hanny Maziarczyk.
Z paniami, które miały towarzyszyć podczas sądu nad Katarzyna poszło dosyć sprawnie. Wybór od razu padł na przewodniczki, pracownice Muzeum Zamojskiego. W trakcie ustaleń nastąpiła drobna korekta i padły dwie deklaracje od Marii Rzeźniak i Jadwigi Kozłowskiej. Przyszło im zagrać role Piernikowej i Mikołajkowej Szewcowej.
Wyobraźnia podpowiedziała dalsze działania przy realizacji spektaklu, by wiernie oddać epokę. Wiedzieliśmy, że pod tym względem Zamość posiada ogromny potencjał. Inscenizację powinien rozpocząć koncert Zespołu Muzyki Dawnej "Capella all Antico", prowadzony przez Krzysztofa Obsta, wprowadzając wszystkich w czas renesansu.
Musi być także oprawa muzyczna. Pod scenariusz opracował ją znakomity muzyk Walery Semeniuk, pracujący w Zamojskim Domu Kultury. Oczywiście nie może zabraknąć stosownej publiczności. Taka rola został przypisana członkom Zespołu Pieśni i Tańca "Zamojszczyzna". Jolanta Kalinowska - Obst, kierownik artystyczny poproszona o współpracę zgodziła się. Tancerki i tancerze nie protestowali i zostali zaangażowani by uczestniczyć w spektaklu jako "historyczna" widownia.
Zrodził się także pomysł na chór płaczek, śpiewający stosowną pieśń po scięciu Katarzyny. Tu zgodę otrzymaliśmy od Alicji Saturskiej i kilku pań, członkiń Chóru "Rezonans". W ekspresowym tempie dopracowano utwór i kostiumy - nic lepszego nie można było sobie wymarzyć.
Pierwsza próba odbyła się dziesięć dni przed inscenizacją. Określono zakres dialogów, które tworzyli i pisali dla siebie odtwórcy ról. Przyjęto podstawowe założenie, że aktorzy będą mówić językiem staropolskim. To podnosiło stopień trudności, ale stanowiło dodatkową atrakcję.
Podczas omawiania ról okazało się, że niezbędna jest postać mnicha, bez którego nie może obejść się żadna egzekucja. To jedyna postać, która jest po stronie Katarzyny. Z ochotą wcielił się w tę postać Jerzy Tyburski, na co dzień dyrektor BWA Galeria Zamojska. Kostium mnicha, najprawdziwszy habit, dostarczył nam o. Sylwester Skirliński, gwardian zgromadzenia oo. bernardynów w Radecznicy. Habit, różaniec oraz krzyż w ręku i doświadczenie sceniczne Jerzego Tyburskiego gwarantowało dobrą scenę.
Skład wykonawców uzupełniono o postać Hieronima Żaboklickiego, chorążego bracławskiego, którym został dr Jacek Krzysztof Danel, historyk z wykształcenia, wykładowca PWSZ w Zamościu.
Jeszcze pomysł na werblistę, którym został Paweł Stanibuła, uczeń Szkoły Muzycznej w Zamościu. Jego udział sprowadzał się do wygrania mocnych akcentów podczas prezentacji wykonawców, odczytywania i wykonywania wyroku.
Chcąc zapewnić dobry odbiór publiczności zaplanowaliśmy nagłośnienie i oświetlenie inscenizacji. Niezwykle pomocny okazał się Witold Maziarczyk z Zamojskiego Domu Kultury. Kilka dni przed terminem inscenizacji zostało ustalone, że zainstalowane zostaną mikrofony na statywach, ściągające głos wykonawców, Zespołu Muzyki Dawnej i Chóru "Rezonans".
Pomyśleliśmy także o reflektorze punktowym, który wyłowi z mroku postać ducha Katarzyny, ukazującego się w chwilę po jej ścięciu na Rynku Wielkim.
Już pierwsza próba pokazała, że wykonawcy dobrani zostali bardzo dobrze. Każdy doskonale wiedział jak poprowadzić swoją rolę. Krok po kroku omówiony został scenariusz, choć podczas kolejnych dwóch spotkań role zostały jeszcze rozbudowane.
Piotr Maciąg podsunął rewelacyjny pomysł "ogrania" sceny z katem. Co więcej, każda z zaangażowanych osób chciała mieć kwestię mówioną. To było zadziwiające, jak od początku wszyscy poczuli klimat inscenizacji.
Każdy wykonawca musiał zadbać o stosowny kostium historyczny. Fakt, że w przedsięwzięciu weźmie udział około pięćdziesięciu wykonawców już na starcie robił wrażenie. To było budujące. Potwierdzało także sens realizacji projektu.
Jeszcze plakaty, zaproszenia oraz zapytania i prośby o patronat medialny. Zgoda wyrażona przez wszystkich naczelnych redaktorów zamojskich mediów by patronować naszemu przedsięwzięciu była dla nas niesamowicie mobilizująca.
W każdym z nas, tak myślę, narastały emocje i pytania czy sprostamy wyzwaniu. Fakt, że są to osoby, którym znakomicie znana jest historia Zamościa a do tego mają za sobą pewne doświadczenia występów publicznych pozwalał sądzić, że wszystko pójdzie po naszej myśli.
Liczyliśmy oczywiście na sprzyjające warunki atmosferyczne.
Kolejne dwa spotkania, choć nie w pełnym składzie i dwie próby generalne, tuż przed inscenizacją, to wszystko co można było zrobić w tak krótkim czasie, w sytuacji gdy każda z osób ma wiele swoich terminowych spraw i oczywiście pracę zawodową.
Pełna koncentracja, opracowane i wyuczone kwestie w języku staropolskim. Pogoda nie nastraja optymistycznie. Deszcz najpierw siąpi, a potem wali w szklany dach nad podwórkiem, gdzie realizujemy próbę, zagłuszając wypowiadane przez nas kwestie.
O 20.00 Stawiam pytanie? Gdzie gramy? Czy dużo ludzi? Może zmieszczą się na galeryjkach zadaszonego podwórka? Nie! - pada odpowiedź .
Wszyscy jak jeden mąż decydują się grać w ogródku restauracji "Padwa". Jest w nich tyle determinacji, że nie można już inscenizacji odwołać. Czeka na nas wdzięczna zamojska publiczność. Zajmujemy swoje miejsca. Rozpoczyna się koncert renesansowej muzyki w wykonaniu Zespołu Muzyki Dawnej "Capella all Antico". Ja mam ciągle nadzieję, że deszcz przestanie padać.
Parasole tylko częściowo dają osłonę przed ulewnym deszczem. Niesamowita dramaturgia, to tak jakby niebo zapłakało nad niewinną Katarzyną, sądzoną o czary...
Jak przebiegła inscenizacja - już w następnym artykule: Deszczowa egzekucja w Zamościu.
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2009-05-18 przeczytano: 15071 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|