|
Piękna zamościanka Był ostatni dzień lutego roku 1656. Od ul.Ormiańskiej spiesznym krokiem podążała młoda dziewczyna. Była to Helenka, bratanica imć Bazylego Rudomicza, rektora Akademii Zamojskiej, bardzo mądrego i majętnego człowieka. Halszka, bo tak nazywano dziewczynę, była jeszcze mała, kiedy to kozacy Chmielnickiego spalili Jej rodzinny dom, zabili ojca, a Tatarzy porwali matkę i uwieźli w jasyr. Halszka cudem ocalała z pożogi i biedną sierotą zaopiekował się stryj z Zamościa.
Nie było dziewczynie źle, niczego jej przecież u stryja nie brakowało, ale czy to nie umiał jej kochać, jak własnego dziecka, czy zbyt mocno utkwiły w jej pamięci straszne sceny z dzieciństwa, dość że rzadko się uśmiechała. Dziś jej piękna twarzyczka była szczególnie poważna, bo przecież od kilku dni Szwedzi ze swym królem wielką potęgą stali pod murami miasta. Wprawdzie miasto otoczone było murem dziewięciometrowej wysokości, najeżonym potężnymi bastionami, a ordynat Jan Sobiepan Zamojski, który dowodził obroną, słynął z wielkiej odwagi, jednak nikt nie mógł przewidzieć, co przyniesie następny dzień. Ludzie pamiętali głód i epidemię przed ośmiu laty, kiedy miasto oblegał Chmielnicki.
Tak oto rozmyślając dziewczyna otuliła się szczelniej ciepłym szalem i weszła za bramę kolegiaty, gdzie właśnie miało się odbyć nabożeństwo w intencji błagalnej o odwrócenie nieszczęścia i odstąpienie Szwedów.
Następnego dnia dziewczynę obudził dźwięk dzwonów. Zerwała się prędko i podbiegła do okna swojego panieńskiego pokoju. Otworzyła je na oścież i usłyszała na dole radosne okrzyki:
- Szwedzi odeszli! Poszli na Tomaszów! Zostawili łupy i konie, a kupcy szwedzcy
wzięci do niewoli!
W mieście zapanowała wielka radość Halszka dowiedziała się od swojego opiekuna, że ordynat Zamojski kazał szykować wielką ucztę, na którą zaprosił co znaczniejszych gości.
Oczywiście stryj również został zaproszony. Jak mogłoby być inaczej. Przecież od dawna byli z ordynatem kompanami. Doskonale się rozumieli, bo obydwaj mieli tęgie głowy do myślenia, a także zamiłowanie do mocnych trunków. Pan Rudomicz powiedział swej bratanicy, że ordynat życzy sobie widzieć w pałacu również ją.
Dziewczynę opuściła natychmiast cała radość, ta wiadomość ją wręcz zasmuciła .Halszka miała szczególne powody, by unikać ordynata. Podziwiała Jana Sobiepana za męstwo i wierność królowi, ale trudno go było podziwiać za rozpustę.
Otóż bywał on nieraz w domu stryja, wiodąc z nim przy kielichu wina długie dysputy na temat Akademii, którą stryj zarządzał lub na tematy polityczne, czemu dziewczynka z ciekawością przysłuchiwała się, siedząc w kącie z robótką.
A ręce miała niezwykle piękne i delikatne i ogromnie zręczne. Umiały tkać z cienkich niteczek przepiękne samodziały, umiały szyć i haftować. Często haftowała szaty kościelne lub serwety i obrusy na ołtarz. Zdarzyło się kiedyś, gdy tak siedziała, że ordynat Zamojski popatrzył na nią swym przenikliwym wzrokiem i powiedział do stryja:
- Twoja wychowanica wyrosła na piękną dziewczynę. Niejeden będzie walczył o jej względy, bo nie tylko urodziwa, ale ma też złote ręce.
Halszka zarumieniła się i czym prędzej opuściła komnatę, nieprzyzwy czaj ona do takich słów, które były zresztą ze wszech miar prawdziwe. Dziewczyna była piękna jak zjawisko. Miała drobna, twarz o delikatnych rysach, długie złote włosy i niebieskie oczy, które odziedziczyła po matce, jej postać była smukła i gibka. Niejeden, gdy ją ujrzał, stawał olśniony jej urodą, ale ona nie zwracała na to uwagi. Była poważna, zamyślona, jej spojrzenie spod długich, czarnych rzęs było zawsze smutne i przejmujące. Nie lubiła też zabaw i ucztowania, tytko nie chcąc robić przykrości swemu opiekunowi czasami w nich uczestniczyła, zawsze z niechęcią patrząc Jak opróżniano kolejne gąsiory z winem .Pobożna i skupiona bardziej chyba nadawałaby się do zakonu, niż do wesołego towarzystwa.
Od czasu, gdy ordynat zwrócił na nią uwagę, zaczął w domu stryja bywać jeszcze częściej, zawsze bacznie ją obserwując. Wydawało się, że szuka pretekstu, aby zwabić dziewczynę do pałacu. Najpierw zażyczył sobie, by Helenka wyhaftowała mu chorągiew z herbem rodowym Jelita, potem chciał, by ozdobiła mu obrusy na stoły i za każdym razem prosił, by dziewczyna osobiście przynosiła do pałacu ukończone dzieła. Halszka czuła na sobie zawsze jego palący wzrok i nie mogąc go znieść, wykręcała się czym mogła, by jak najszybciej uciec do domu.
Nie była już dzieckiem i domyślała się, co może oznaczać to zainteresowanie jej osobą. Słyszała przecież nieraz. Jakim to kobieciarzem był ordynat. W pałacu utrzymywał podobno fraucymer pań, świadczących mu usługi. Kiedyś dziewczyna posłyszała rozmowę służących, które mówiły, że sypialnię Sobiepana odwiedzaj ą codziennie nowe dziewczęta.
Nic więc dziwnego, że Helenka zaczęła prosić stryja Bazylego, aby nie kazał jej iść ze sobą do pałacu Zamojskich, ale on się tylko żachnął, że w tak wielkim i radosnym dniu nie powinna wymyślać jakichś fanaberii, a cieszyć się i bawić ze wszystkimi, szczególnie, że Jan Sobiepan wyraźnie powiedział, że Halszki osoba bardzo go ucieszy.
Imć Rudomicz widział, jak wielkim zainteresowaniem ordynata cieszy się jego wychowanica i całkiem było mu to na rękę. Może po cichu nawet marzył o tym, że serce nie sługa, kto wie, może wielki pan Zamojski zechce się ożenić nie bacząc na to, że dziewczyna jest biedną sierotą. Na myśl o takiej koligacji, aż zacierał ręce z radości.
Kazał więc stroić się dziewczynie w suknie, a ona nie chcąc mu się sprzeciwiać posłusznie się ubrała.
Kiedy przybyli do pałacu , stoły były już bogato zastawione wszelakim jadłem i trunkami różnego gatunku. Zamojski siedział w otoczeniu szlachty i co znaczniejszych mieszczan, zabawiając wesołe towarzystwo opowiadaniem, jak to przyjmował w pałacu szwedzkich posłów. Ze zwykłą sobie swadą i humorem przedstawiał niedawne wydarzenia, upiększając i koloryzując jak to miał w zwyczaju, a wszyscy śmiali się do rozpuku.
Na widok Helenki wstał i poprosił by usiadła obok niego, czym od razu wzbudził zazdrość niektórych panien, tym bardziej, że w miarę opróżniania kolejnych kielichów coraz częściej nachylał się do jej ucha, szepcząc coś, co powodowało, że rumieniec nie schodził z jej twarzyczki. Kapela cały czas przygrywała, więc Zamojski ruszył do tańca.
Ściskał mocno delikatną dłoń dziewczyny i przeszywał ją wzrokiem, aż bliska była omdlenia. W końcu przycisnął ją do siebie i rzekł:
- Od jutra waćpanna zamieszkasz w pałacu. Jeszcze dziś poproszę o to twojego stryja, a nie sądzę żeby miał coś przeciwko temu. Jesteś najpiękniejsza ze wszystkich zamościanek. Obsypię cię złotem i klejnotami, jeśli będziesz mi posłuszna.
Dziewczyna poczuła najpierw gorąco, a potem nagły chłód. Pomyślała w popłochu:
- Jak to, mam zamieszkać w pałacu? Jako kolejna nałożnica? Poczuła, że musi się bronić. Powiedziała:
- Przestań waćpan, proszę. Mało waćpanu pięknych panien w pałacu? Każda z nich czeka na choćby jedno twoje słowo, a ja jestem tylko prostą dziewczyną .Nie dbam o klejnoty. Zajmij się waść którąś z nich, a mnie zostaw w spokoju.
Ordynat roześmiał się tylko i odparł:
- Dla każdego myśliwego cenniejsza jest zwierzyna, którą wytropi i z trudem upoluje, niż ta, która przypadkiem trafi w jego sidła, Jesteś dla mnie cenną zdobyczą, tym cenniejszą, im bardziej się opierasz, a powinnaś wiedzieć, że Zamojski nigdy się nie poddaje.
Halszkę ogarnął nagle gniew. Pomyślała, że pan ordynat znalazł sobie kolejną zabawkę. Bo na cóż ona Jest mu potrzebna, jeśli nie do zabawy? Przecież taki wielki pan ożeniłby się tylko z panną z wielkiego rodu, a nie za zwykłą mieszczką. Twarz jej pobladła i wyrzuciła z siebie:
- A więc waćpan chcesz mnie wziąć w jasyr, jak brankę, tak jak Tatarzy wzięli moją matkę!
Takiej obelgi Zamojski z ust dziewczyny się nie spodziewał. Puścił natychmiast jej rękę, twarz jego pałała wściekłością. Porównać go do Tatarzyna! Nikt dotąd go tak nie znieważył.
- Jak śmiesz waćpanna zwracać się do mnie takimi nikczemnymi słowami!- wysyczał. Nie omieszkam powiedzieć twojemu opiekunowi, jak mnie potraktowałaś!
Dziewczyna wybiegła z sali. Nikt z bawiących się osób nie zwrócił nawet na to uwagi. Halszka połykając łzy pobiegła schodami w górę, by uchronić się przed spotkaniem kogokolwiek, kto mógłby się zainteresować, dlaczego opuszcza sama wesołe towarzystwo. Na dziedzińcu niechybnie spotkałaby straże, wolała więc pobiec na wieżę, gdzie miała nadzieję, że będzie sama. Wspięła się po schodach na samą górę, na taras widokowy, skąd zwykle znamienici goście podziwiali wspaniałą panoramę miasta. Przez głowę przelatywało jej tysiące myśli. Wiedziała, że słowa, które nieopatrznie wyrwały jej się z ust, były wielce uwłaczające godności magnata, ale sama czuła się również znieważona i zdeptana. Bała się
też reakcji stryja Rudomicza na to, co się stało. Czuła bezsilną złość, ból i wstyd. Patrzyła na miasto, które otulił już mrok, czas mijał, ale ukojenie nie nadchodziło. Tak bardzo brakowało jej teraz matki. Nagle spojrzała w dół i znalazła proste rozwiązanie. Tak, to wydawało się takie proste i łatwe. W jednej można uwolnić się od smutku, który przecież nie opuszczał, jej od utraty rodziców. Dziewczyna wspięła się na balustradę, okalającą taras i skoczyła. Nad ranem straże znalazły martwe ciało Helenki.
Od tego czasu duch pięknej zamościanki błąka się po korytarzach pałacu Zamojskich Nie znalazła ona ukojenia za życia, nie znalazła go też po śmierci. Wiele razy widział ją Jan Sobiepan w swojej sypialni jak patrzyła na niego swoimi pięknymi smutnymi oczami. Jeszcze częściej wtedy sięgał po trunki, chcąc w kielichu i kolejnych romansach utopić wyrzuty sumienia. Nie pomógł też ożenek ordynata z Marią Kazimierą d'Arquien. Ona również widywała ducha dziewczyny w pałacowych komnatach i nigdy nie była tutaj szczęśliwa.
Chociaż gmach pałacu przestał być siedzibą ordynatów, był wielokrotnie przebudowywany i pełnił różne funkcje, jednak duch pięknej Helenki wiele razy ukazywał się w nim różnym osobom i tak jest do dziś.autor / źródło: Justyna Niedźwiecka - Dłuś dodano: 2007-04-04 przeczytano: 14927 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|