|
Dylemat kibicaChoć upłynęła już chwila od meczu zamojskiego Hetmana z "Wisłą jakąś", jak usłyszałem z ust pewnej urodziwej młodej kobiety na przystanku autobusowym, to nie na nim się skupię, aczkolwiek również poruszę temat piłki nożnej. Tyle, że będzie to futbol w wydaniu ogólnopolskim.
Dwa tygodnie temu w Mariborze nasza reprezentacja poniosła sromotną klęskę ze Słowenią. Zaraz po meczu najpierw cała Polska, a potem Leo Beenhakker dowiedział się, że został zwolniony z funkcji selekcjonera kadry. Oczywiście od razu odezwały się głosy, że Holendra należało wyrzucić dużo wcześniej, że jego praca była totalnym nieporozumieniem i w ogóle Leo okazał się grabarzem polskiej piłki nożnej. Zupełnie nie zgadzam się z tymi opiniami. Być może faktycznie powinien się on rozstać z reprezentacją po blamażu w Belfaście, ale w sumie jego pracę muszę ocenić pozytywnie. Totalnie nie przekonują mnie słowa, że Leo osiągnął właściwie tyle samo, co krytykowani przed nim Jerzy Engel i Paweł Janas, czyli wygrał eliminacje do głównej imprezy. Przede wszystkim dlatego, że miał zdecydowanie trudniejszą grupę do przejścia. Powiem wprost: gdy zobaczyłem, że trafiamy do grupy z Belgia, Serbią i Portugalią, to pomyślałem, że powalczymy maksymalnie o trzecie miejsce, ale okazało się, że nawet w tak silnej stawce potrafimy zająć pierwszą pozycję! A kogo miał Engel? Praktycznie tylko Ukraina miała rzeczywisty potencjał, żeby nam zagrozić, bo Norwegowie byli już wtedy cieniami sprzed kilku lat, a Białoruś wprawdzie trochę postraszyła rywali, ale ogólnie była dość słaba. Janas? Za jego kadencji najpierw przegraliśmy eliminacje do EURO w Portugalii (zgoda - większość popsuł tam jeszcze Zbigniew Boniek, ale zaledwie remis ze słabiutkimi wówczas Węgrami u siebie to już zasługa "Myśliwego z Wronek"), a potem mieliśmy w grupie z silnych przeciwników tylko Anglię, z którą de facto oba mecze przegraliśmy 1:2. Dodajmy, że pojedynki z Austrią i Walią wygraliśmy tylko dzięki Tomaszowi Frankowskiemu, którego Janas powołał będąc w desperacji. Oba mundiale były grane przez nas wcale nie lepiej niż ostatnie EURO więc nie mówmy, że Beenhakker nie osiągnął więcej! Na pewno nie jest on też w całości winny naszej futbolowej mizerii. Najlepiej o tym świadczy rekordowo w tym roku szybkie pożegnanie naszych zespołów z europejskimi pucharami. Ich Leo już nie trenował.
Niezależnie jednak od tego, trzeba się skupić na kolejnych meczach, zwłaszcza w kontekście mistrzostw Europy w naszym kraju, do których zostały niecałe trzy lata. Powstał problem kto poprowadzi polską reprezentację. Do końca obecnych eliminacji zostały jeszcze dwa mecze, a potem czekać nas będzie cała seria spotkań towarzyskich. Logiczne więc jest powołanie szkoleniowca właśnie na te 33 miesiące, oczywiście pod warunkiem dokładnego przemyślenia tej decyzji i wyboru naprawdę najlepszego kandydata. Tymczasem Polski Związek Piłki Nożnej nie po raz pierwszy wykazuje się skrajną ignorancją.
Powołano trenera tymczasowego w osobie Stefana Majewskiego. Ma on poprowadzić drużynę w październikowych pojedynkach z Czechami i Słowacją. Jeśli wyniki będą dobre, to możliwe, że pozostanie on na zajmowanym stanowisku na dłużej, może nawet do samego EURO 2012. Nie wiadomo, co konkretnie termin "dobre" ma oznaczać, a zatem być może nawet porażki różnicą mniej niż trzech bramek prezes Grzegorz Lato za takowe uzna twierdząc, że "na tyle nas obecnie stać". Ostatnio mówił wprawdzie coś o przeprowadzeniu konkursu na selekcjonera, na wzór robionych w Polskim Związku Piłki Siatkowej, ale coś mi się zdaje, że to zwykły pic na wodę. Według mnie należy uznawać to za zagrożenie dla naszej "kopanej".
Nie mam zaufania do Stefana Majewskiego. Jego najlepsze wyniki trenerskie po pierwsze: były jeszcze w poprzednim stuleciu, po drugie: miały miejsce w Amice Wronki i to akurat w czasach, gdy rządził w niej (podobnie jak w całym środowisku piłkarskim) słynny "Fryzjer" więc trzeba brać na to poprawkę, a po trzecie: później Majewski trenował coraz słabsze kluby, niektóre z nich sprowadzając do roli ligowych statystów, jak choćby całkiem niedawno Cracovię. Rozumiem, że ma formalne papiery trenerskie i laptopa, a nawet jestem skłonny uwierzyć, iż jest on tytanem pracy, ale dla mnie to trochę mało. Konieczne są jeszcze sukcesy, a tak się składa, że każdy z innych polskich kandydatów na trenera kadry (może poza Ryszardem Tarasiewiczem) ma większe osiągnięcia szkoleniowe, wszak popularny "Stefek Burczymucha" nie zdobył nawet mistrzostwa Polski! Natomiast ewidentnie widać, że Stefan Majewski był od pewnego czasu szykowany na następcę Beenhakkera. Nie widzę bowiem innego powodu powołania kadry U-23, której został trenerem. Jest to twór kompletnie sztuczny, któremu szuka się rywali na siłę i który nie ma żadnego uzasadnienia szkoleniowego, bo dobry zawodnik w wieku 23 lat powinien już być w pierwszej reprezentacji lub do niej dążyć postawą na ligowych i pucharowych boiskach. Do tego nazwisko Majewskiego ostatnio w mediach przewijało się zaskakująco często i miało się wrażenie, że coś jest szykowane. Dziś już wiemy co.
I właśnie dlatego wielu kibiców w Polsce ma spory dylemat - jaką postawę przyjąć na dwa ostatnie mecze eliminacji do mistrzostw świata? Będziemy grali w nich właściwie tylko o pietruszkę, bo nie wierzę już w awans do baraży o mundial w RPA, a dywagacje o koszyku, z którego będziemy losowani do eliminacji do mistrzostw świata w 2014 roku w Brazylii, uznaję za drugorzędne. Jest jednak groźba, że kadra Majewskiego coś ugra i prezes Lato uzna to za dobry powód, by trenera już nie zmieniać. Jeszcze kilka tygodni temu takie słowa nie przeszłyby mi przez klawiaturę, ale teraz widzę, że nie sposób użyć tu innych wyrazów.
Na forach można przeczytać o organizowanej akcji kibiców. Ma ona polegać na pozostaniu w domach podczas meczu ze Słowacją w Chorzowie. Podawany jest tu przykład Serbii i Bośni, gdzie publiczność zachowała się podobnie, a dziś te kraje poważnie liczą się w walce o wyjazd do RPA, bo zwyczajnie tamte związki piłkarskie "przewietrzono". Wiele osób deklaruje, że dla dobra polskiej piłki w tych dwóch spotkaniach będzie kibicować naszym południowym sąsiadom. Według nich lepiej jest teraz przegrać, ale potem zbudować wszystko od podstaw już z nowym selekcjonerem, niż zwyciężyć i żyć w ułudzie, że kadrą steruje właściwy człowiek. Być może faktycznie to jest metoda?
A może najlepiej będzie w te wieczory wyłączyć telewizor i właśnie na ten czas dowalić sobie nowej roboty lub pójść na spacer? autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2009-09-23 przeczytano: 12967 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|