|
Marek Włodarczyk: Zeznania komisarza ZawadyMarek Włodarczyk to idealne połączenie gentlemana z wojownikiem. Sylwetka, głos, charyzma, elastyczność, emanująca twardość, humor i pozytywna aura. I właśnie tak powinien wyglądać typowy aktor polski. Niezawodny komisarz Adam Zawada odkryty został dla polskiego filmu dopiero w 2004 roku (z opinii na forum intenetowym).
Teresa Madej - Proszę powiedzieć, co jest ważne w życiu?
Marek Włodarczyk - Nie można zapominać, ze każdy rozpoczynający się dzień, jest pierwszym dniem reszty naszego życia.
Teresa Madej - Aż czy tylko?
Marek Włodarczyk - To fajne uczucie. Jestem panem mojego życia, mojej przyszłości. W związku z tym mogę mieć pretensje tylko do siebie. Staram się być zadowolony z przebiegu dnia. Prowadzę dość intensywny tryb życia. Czasem nie ma czasu na podsumowanie, czasem to podsumowanie następuje o poranku.
Teresa Madej - Czy pan naprawdę przez dziurę w ścianie domu oglądał filmy?
Marek Włodarczyk - To anegdota. Niestety tak nie było. Mieszkaliśmy tam do trzeciego roku mojego życia. Byłem kiedyś tam, dziura istniała, teraz jest zamurowana, choć ślad pozostał.
Teresa Madej - Urodził się pan w tym mieszkaniu?
Marek Włodarczyk - Tak. Mama nie zdążyła do szpitala. Tam gdzie było kino jest drukarnia materiałów pornograficznych. Jak się nazywało? A jak się mogło nazywać w tamtych czasach - kino "Sojuz".
Teresa Madej - Pana pierwszy film obejrzany? Wtedy kina objazdowe pokazywały słynnych "Krzyżaków" i "Wielką ucieczkę".
Marek Włodarczyk - Z "Krzyżakami" się zgadzam. Oglądałem film w kinie "Pionier". Filmów w "Sojuzie" nie oglądałem, czasem zachodziłem tam i ganiałem się z Cyganami. Dzielnica w Łodzi, nazywała się Nowe Złotno i tam niedaleko był cały tabor cygański. Kiedyś porwali mnie na dwa dni i mój ojciec bardzo się martwił. Miałem wtedy trzy lata. To była jesień. Ładna Cyganka rzucała we mnie kasztanami. Ona miała siedem lat. Poszedłem za nią. Najpierw mnie złościła, potem bardzo mi się podobała. Dobrze się tam czułem
Teresa Madej - Proszę powiedzieć czy Niemcy i Polska to były "dwa światy" artystyczne?
Marek Włodarczyk - Jeśli chodzi o środowisko artystyczne, to jest tak, że ludzie żyją podobnie i realizacja filmów odbywa się w podobny sposób. Tylko w Niemczech standard jest trochę wyższy. To wynika z tego, że kino, film to są pieniądze i oni mają ich więcej niż w Polsce. Jeśli chodzi o plan i pracę z ludźmi, to wszyscy, zarówno tam jak i tu - zawsze to podziwiam - tego nie robi się dla pieniędzy, to trzeba lubić. Ludzie wkładają w to serce i trudno im bez tego żyć, jeśli są dłuższy czas bez pracy. Teraz mamy kryzys w branży. Kiedy spotykam ludzi z którymi realizowałem "Kryminalnych" to wspominają ten czas bardzo pozytywnie, jeśli chodzi o atmosferę pracy, produkcję. To trwało przeszło cztery i pół roku. To czas, kiedy ludzie zżyli się z sobą i właściwie z dnia na dzień się skończyło. Tajemnica poliszynela pozostaje, dlaczego to zostało zdjęte.
Teresa Madej - Serial "Kryminalni" spowodował, że zamienił pan Niemcy na Polskę.
Marek Włodarczyk - Do Niemiec wyjechałem w 1981 roku na trzy miesiące i zostałem 22 lata. Do Polski przyjechałem na trzy miesiące, a w tej chwili mija już szósty rok. Co będzie dalej zobaczymy, ale wracam tez powoli na rynek niemiecki. Może wkrótce pojadę realizować niemiecką produkcję na trzy tygodnie. Po zakończeniu "Brzyduli" zrobiłem produkcję w Wiedniu, zdjęcia do drugiej - były w Hiszpanii.
Teresa Madej - Proszę powiedzieć o planach na ten rok w Polsce.
Marek Włodarczyk - Zaczynam program i będzie mnie można oglądać w "Dwójce". To program paradokumentalny na temat spraw kryminalnych, czyli ostatnie pięćdziesiąt lat kryminalistyki w Polsce. Wystąpię jako narrator podsumowujący te sprawy. Dosyć ciekawy. Materiał nie będzie z anonimowymi twarzami, wszyscy są na wizji - sprawcy, świadkowie - już po latach oczywiście. Zobaczymy jakie będzie podsumowanie polskiego sądownictwa.
Teresa Madej - Powróćmy do 1982 roku. Otrzymał pan angaż do Teatru Narodowego i nie mógł pan powrócić z Niemiec, bo wprowadzono stan wojenny w Polsce. Czy tak było?
Marek Włodarczyk - Tak. Wrócić mogłem, ale po co? Żeby chodzić po ulicy? Przez pięć lat nic się nie działo. Teatry były zamknięte, w telewizji występowali oficerowie WP. Pamiętam moją ostatnią rozmowę z ojcem, który powiedział - nie wracaj, przeczekaj. Nie byłem sam, byłem z aktorką Grażyną Dyląg, która wtedy była moją partnerką życiową.
Teresa Madej - Żoną?
Marek Włodarczyk - Nie, ja nigdy nie byłem żonaty.
Teresa Madej - Nie był pan nigdy żonaty? Przeczytałam, że pani Grażyna była pana pierwszą żoną. Teraz jest druga. Czy już jest? (przyp. autora - nie udało mi się ustalić, czy rozmówca mówił prawdę).
Marek Włodarczyk - Miała być ale... Obiecałem, już parę razy obiecywałem... Grażyna też była aktorką Teatru Narodowego. Ja pracowałem w Teatrze im. St. Jaracza. Zaangażowałem się do Teatru Narodowego z powodu Grażyny. Rzeczywistość stanu wojennego zastała nas w Niemczech i musieliśmy się w niej odnaleźć. Nie było łatwo, bo nic nie jest łatwo. Już jako student chciałem z tej komuny wyjechać. Zaraz po studiach wyjechałem do Ameryki i tam chciałem zostać. Byłem osiem miesięcy. Uczucia do pięknej Polki przeważyły, wróciłem.
Teresa Madej - Czy to z tą samą piękną Polką wyjechał pan do Niemiec?
Marek Włodarczyk - Nie. Ta piękna Polka okazała się niewierna. Też była artystką.
Teresa Madej - Jakie były początki w Niemczech?
Marek Włodarczyk - Grażyna (przyp. autora - mama Izy Miko), która była bardzo przebojową osobą o niesamowitej urodzie została modelką. Nie znaliśmy języka, nie było mowy o pracy w naszym zawodzie. Ja za to odkurzałem dom. Potem trafiłem do warsztatu samochodowego, choć pojęcia o samochodach nie miałem. Po pół roku robiłem już wszystko z samochodem. Pieniądze były i to duże. Po roku zostałem wspólnikiem warsztatu. Zostawiłem to i poszedłem do teatru. Na początku był tylko Berlin. Przejechać przez "dederowską" zonę to było
ryzyko.
Pierwszy mój wyjazd z Berlina to rok 1984 - na Korsykę. Byłem "zamknięty" ale tego nie odczuwałem. Berlin Zachodni był tak wolnym światem, że tej separacji się nie odczuwało.
Potem poznałem ludzi i trafiłem do Hansa Theater w Berlinie. Związałem się z nim na siedem przedstawień. W tym czasie miałem także debiut filmowy w Niemczech. Zagrałem rosyjskiego oficera u boku Jacklin Bisset, w której się zakochałem. To było wyjście na "głębokie wody", bo to Hollywood.
Teresa Madej - Owocny był ten pobyt w Niemczech.
Marek Włodarczyk - W naszym zawodzie jest tak, że język jest podstawą. Mówiłem po niemiecku ale z akcentem. Mój okres niemiecki to ponad sto produkcji, duże doświadczenie. Mówili - Marek gdybyś ty mówił po niemiecku to byś miał tyle pracy, że byś nie wyrabiał. Mając lat prawie pięćdziesiąt pojawiłem się w Polsce. Tu mówię bez akcentu. To był rok 2003. Wziąłem udział w castingu, miałem grać glinę, ale przeważyło na korzyść Jerzego Radziłowicza. Może dobrze.
Teresa Madej - Za rok trafił pan do "Kryminalnych".
Marek Włodarczyk - Miałem przykre doświadczenia z polskim castingiem, bo raz powiedziano mi, że ta rola już jest i ja zrezygnowałem z niemieckiej produkcji, potem odwołano - to takie nieprofesjonalne. Byłem przyzwyczajony do innych standardów. Teraz już się przyzwyczaiłem do polskich. Jest różnie, ale jest okey. Zaproszono mnie na casting na podstawie materiałów z "Gliny" i moich materiałów filmowych. Akurat wyjeżdżałem z moimi chłopakami na narty do Austrii i proszono, abym jutro był w Polsce. Ja powiedziałem - jutro to ja jestem w Austrii. Mogę przyjechać za dwa tygodnie. Postawiłem na swoim, bo miałem za sobą trzy castingi, gdzie był ogromny bałagan. Jeżeli startuje się do głównej roli to obowiązują inne zasady. Po trzech dniach usłyszałem w telefonie, że tę mam rolę. Tak zaczęła się moja przygoda z "Kryminalnymi".
Teresa Madej - Jak pan ocenia tę rolę? Była ważna? Bo to był znakomity serial.
Marek Włodarczyk - To była pierwsza moja główna rola w Polsce i to po latach. Cieszyłem się bardzo. Dużo pracowałem, byłem dziesięć godzin na planie, przychodziłem do domu i pięć godzin siedziałem nad scenariuszem i przerabiałem dialogi, które były czasem drętwe. Szukałem logiki w tym wszystkim. Później zaprzyjaźniłem się ze wszystkimi reżyserami i było dobrze, choć na początku mówiono, że "Niemiec" przyjechał i się mądrzy. To była główna rola i chciałem się dobrze "sprzedać". Bardzo się pilnowałem. Przy czterdziestym odcinku pojawia się rutyna, ale nigdy tak tego nie traktowałem. Na planie zawsze miałem swój kierunek i go realizowałem. Byłem dosyć kontrowersyjny - czasem spięcia na planie, później dochodziło do porozumienia. Były to kłótnie kreatywne. W przypadku "Brzyduli" już nie dyskutowałem, ponieważ na moich barkach nie spoczywała taka odpowiedzialność, jak w przypadku "Kryminalnych".
Teresa Madej - Porozmawiajmy jeszcze o życiu prywatnym.
Marek Włodarczyk - Jest bardzo skomplikowane. Żyję cały czas na dwóch biegunach, to się nie zmienia, a teraz staje się męczące. Może się zdeklaruję. Tylko nie wiem gdzie (hahaha).
Teresa Madej - Czy myślał pan o tym, by stanąć po drugiej stronie kamery?
Marek Włodarczyk - Był taki moment. Jednak z tej strony mi lepiej pasuje. Chyba, że znalazłbym jakiś temat, czego szukam jako aktor, przyszły reżyser, może producent - bo takie plany też są. Jestem w kontakcie z moim przyjacielem. Til Schweiger, znany z filmu "Bandyta", uhonorowany w Gdyni, odnosi niesamowite sukcesy jako aktor, reżyser i producent w Niemczech. Zobaczymy. Nic nie jest jeszcze skonkretyzowane.
Teresa Madej - To jakie jest to życie? Fajne?
Marek Włodarczyk - Ja jestem optymistą i staram się budzić z uśmiechem, choć jestem słaby, jak każdy człowiek. Przed nikim już się nie odkrywam, kiedyś było inaczej. Jest niebezpieczne w dzisiejszym świecie, żeby się "obnażać" do końca. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli wyglądasz na silnego, a wewnętrznie jesteś kruchy, to masz prze.... Obracam się w takim środowisku, gdzie konkurencja jest silna. Trzeba sobie dawać radę.
Teresa Madej - A ja myślę, że pan nie musi niczego udowadniać.
Marek Włodarczyk - Ja? Całe życie...
Teresa Madej - Ostatnio zagrał pan w filmie Mariusza Pujszo nadinspektora. Jak do tego doszło?
Marek Włodarczyk - Spotkaliśmy się prywatnie, mamy podobne poczucie humoru. Zagrałem u Mariusza jego przełożonego. To remake "Różowej pantery". Było dużo ciekawych scen. Jak to wyjdzie, to zobaczymy. Zapraszam na premierę "Komisarz Blond i wszystko jasne".
Teresa Madej - Dziękuję serdecznie za rozmowę. autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2010-02-14 przeczytano: 17324 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|