|
Z ostatniej chwili: W Zamościu ścięto czarownicęBłędnym jest przekonanie, jakoby ostatnią czarownicę w Zamościu ścięto 16 maja 1664 r. Jak podaje nasz specjalny wysłannik, wyrok za czary na zamojskiej mieszczce Katarzynie, z pochodzenia Ormiance, został wykonany 15 maja 2010 r. na Rynku Wielkim.
To jedna z największych pomyłek sądowych XXI wieku. W czasach kiedy promy kosmiczne latają z sukcesem na Międzynarodową Stacje Kosmiczną, a potem ich załoga, prawie w komplecie, stawia się w Zamościu by wysłuchać Koncertu Chopina w wykonaniu znakomitego pianisty Karola Radziwonowicza i Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego pod batutą Tadeusza Wicherka, dochodzi w Zamościu do scen bliższych siedemnastemu stuleciu, kiedy to na stosach palono niewiasty uznane za czarownice.
Kto jest odpowiedzialny za tego typu historie? Grupa mniej lub bardziej znanych osób, która dla tego niecnego celu przyjęła nazwę "Trupa Teatralna Zamość". Przypomnimy najważniejsze fakty. Otóż ci osobnicy, zamiłowani w historii Zamościa, wiedzę uzupełnili studiując "Diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656-72" zapisany przez Bazylego Rudomicza i na domiar złego, na pamięć poznali "Legendę o nieszczęsnej Katarzynie" autorstwa Karoliny Zdeb. Ot i scenariusz widowiska gotowy.
Już zbiorowo poddali się wpływom czołowych inkwizytorów i wzięli udział w teatrze grozy, bez żadnej litości. Co więcej, uczynili z tego publiczne widowisko, na które zaprosili nie tylko Bogu ducha winnych mieszkańców "Hetmańskiego Grodu", także licznych, zacnych przyjezdnych, goszczących w Zamościu z okazji uroczystego otwarcia zrewitalizowanych obiektów fortecznych Twierdzy Zamość.
Na oczach zaskoczonej publiki, goszcząc się koszt właściciela restauracji "Muzealna" Piotra Kubiny, nie tylko niewinną Katarzynę, żonę wójta skazali na śmierć, to na dodatek wyrok wykonali. Tragedii Katarzyny nic nie zapowiadało, bowiem w swoim szlachetnym życiu zasługi dla miasta oddała przeogromne. Czy nie można było temu zapobiec?
Jak mogło do tego dojść? Uczynili to za namową zamojskiego magistratu, instancji specjalizującej się w promocji Zamościa. Czego to dla sławy ludzie nie robią! Nawet szlachetną niewiastę pozbawią głowy i na dodatek głośno o tym mówią.
Był spokojny wieczór. Słońce już za horyzontem. W powietrzu jednak wisiało nieszczęście. Czuło się wyraźny niepokój. Niecodzienny hałas, krzyki, ludzie w kostiumach z epoki. Szczęk broni, padały dziwne słowa, duża scena ustawiona na Rynku Wielkim nabierała życia. Czyżby mieszkańcy nie zamierzali spać tej nocy? Co na to straże miejskie?
Nagle wirują światła, a raczej ogień. W mroku można rozpoznać przesłonięte maską twarze. To Grupa Kuglarzy "Utopia". Zapewne jest jakiś wyraźny powód ich obecności. Tajemnica dziwnych postaci wyjaśni się po słowach rycerza z Zamojskiego Bractwa Rycerskiego. Zapowiada on "Sąd nad czarownicami" i o zgrozo, prosi o owacje. "Tego zawżdy nie bywało, aż do owego sądnego dnia". O to - czy winna czy nie wina - kłócą się zbrojni z Zamościa. Warcholstwo w obliczu Wysokiego Trybunału ukarane zostaje wrzuceniem ich do ciemnicy.
Wszczyna zdarzenie człowiek uczony i oświecony, "po akademijach" - sam Wojciech Łosiewicz jako Bazylii Rudomicz, i snuje opowieść prawie jak z powieści Henryka Sienkiewicza. Prawda jest bowiem taka, że to genialny noblista zasięgał wiedzy w 1910 roku, studiując dzienniki spisane przez Rudomicza. Bazyli vel Wojciech naświetla tło historyczne ważkich dziejów - poczynając od 1648 roku. Mówi o obronie twierdzy przed Bogdanem Chmielnickim i przed Karolem Gustawem, który przybył pod Zamość z wielką armią szwedzką, także o bohaterskiej obronie "Drugiej po Jasnej Górze".
Pada także nazwisko znanej rodziny ormiańskiej Bielenkowiczów. Poznajemy ich zasługi dla miasta i społeczności. Wreszcie dowiadujemy się o licznych nieszczęściach, które miasto nawiedziły po odejściu wroga, a na które nie ma wytłumaczenia. Z wywodu wynika także, że wszelkiemu złu winne są czarownice. By temu zaradzić - w Zamościu zebrał się Wysoki Trybunał, by je osądzić i wydać wyrok za bezecne ich czyny. Przewodniczy mu sędzia połączonych sądów Szornel Jerzy, w którą to postać wcielił się powszechnie szanowany Piotr Hildebrand. Jego obecność w składzie nie daje szans "skarżonej o czary". Towarzyszy mu chorąży bracławski Hieronim Żaboklicki, "pies na czarownice", czyli Jacek K. Danel.
Wysoki Trybunał, zachowując pozory sprawiedliwości, wzywa do złożenia oskarżenia przez Andrzeja Abreka juniora. Jakub Zwolak, niejako zawodowy aktor, wylicza wszystkie przewinienia Katarzyny i nic dziwnego, że głos jeży się wszystkim na głowie - same okropieństwa. Wyrok skazujący jest coraz bliżej.
Na nic zdała się mowa obrończa dumnej Ormianki. Staropolskim tekstem stara się Katarzyna wstrząsnąć - obsadzona przez piszącą te słowa - nie tylko Wysokim Trybunałem, Jaśnie Oświeconym Janem "Sobiepanem" Zamoyskim, całym dworem z udziałem pary z ZPiT "Zamojszczyzna" - Małgorzaty Oleszczuk i Artura Sowińskiego, ale i opinią publiczną. Wszystko na marne - "Bo nie ma już sprawiedliwości, a Najjaśniejsza Rzeczypospolita na stosach płonie".
Próbę ratowania żony podejmuje skruszony wójt Maciej, choć Leszkowi Sobusiowi w głowie zamąciła już inna białogłowa. Nie pomagają szlochy ani rozpacz mieszczek: Piernikowej - Jadwigi Kozłowskiej i Mikołajowej Szewcowej, Marii Rzeźniak, los Katarzyny zdaje się być przesądzony.
Sędzia Szornel/Hildebrand utwierdzony w przekonaniu o winie Katarzyny przez oskarżyciela Abreka/Zwolaka, chorążego Żaboklickiego/Danela a także, co wydaje się najbardziej dziwne, przez Rudomicza/Łosiewicza, co z Ormianami trzymał i na terenie dzielnicy ormiańskiej zamieszkiwał - wydaje wyrok - Katarzyna winna wszelkich zbrodni. Za te bezbożności czeka tylko jedna kara, spalenie na stosie.
Nieszczęsna Ormianka, pomówiona o czary przez sąsiadki poddane torturom, nie rezygnuje z walki o swoją cześć i życie. Zanosi błagalne prośby do Jaśnie Wielmożnego "Pana na Zamościu". Najczulsze struny porusza, powołując się na swoje liczne zasługi dla grodu i zaszczyty, których dostąpiła. Uprasza o litość - wydaje się - bezskutecznie.
A jednak. Głos zabiera sam Jaśnie Oświecony w osobie Macieja Jedlińskiego. Czyżby serce Ordynata nie było z kamienia? A może to zasługa Marii Kazimiery, w tej roli Barbara Kolbus, towarzyszącej mężowi podczas tragicznej rozprawy? Nadzieje na ułaskawienie płonnymi się okazały, Katarzyna pójdzie na stos! Jednak nie. "Sobiepan" łagodzi karę, Katarzyna straci głowę pod katowskim toporem.
Nie zdzierżyła tego nieszczęsna. Jedyne co może zrobić to rzucić klątwę na "pałac, skąd nie wyszła sprawiedliwość" i przepowiedzieć nie tylko rychłą śmierć Ordynata, ale także ulokowanie siedziby sądu w rezydencji Zamoyskich. Strasznie brzmiały prorocze słowa i o dreszcze przyprawiały, także publiczność, która wdzierać się zaczęła na obrady Wysokiego Trybunału. Musiał interweniować sam Bazyli Rudomicz.
Jeszcze scena rozgrzeszenia Katarzyny, którego dokonał mnich Jerzy Tyburski. Tylko on jeden otwarcie stanął za niesprawiedliwie osądzoną. I już wszystko w mocnych rękach miejskiego kata, Piotra Maciąga, który dzierży ten urząd od lat. Formuje się orszak, Katarzyny strzeże rycerstwo. Słychać tylko płacz współwinnych i werble młodego dobosza Sebastiana Dziwury ze Szkoły Muzycznej.
Specjalnie wyszykowany plac, pień i ostatnie chwile pogodzonej ze śmiercią Ormianki. Wybacza katowi zbrodnię, której na niej dokona. Płaci sowicie srebrną monetą by zrobił to sprawnie, by nie cierpiała. Głucho uderza topór, spada głowa. Kiedy rycerze zabierają zwłoki z publicznego widoku, z mroków sceny na plan pierwszy wychodzi Chór "Rezonans" i rozlegają się żałobne pienia - "Misericordias Domini", potęgujące nastrój wydarzenia.
I nagle w oczach wszystkich widoczne przerażenie. W podcieniach ulicy Ormiańskiej "pojawia się szczupła, drobna postać ubrana w białą pelerynę". W ręku ściska pęk ziół. Nie może być wątpliwości, to duch nieszczęsnej Katarzyny. Powolnym krokiem przechodzi pod schody ratusza, wspina się wyżej, zawraca do miejsca egzekucji i zbliża się do miejsca, gdzie obradował Wysoki Trybunał.
Opowieść o dalszych losach rodu Zamoyskich i pojawiającym się duchu Ormianki ściętej za czary barwnie kontynuuje Bazyli Rudomicz. I pyta zebranych - czy długo jeszcze dusza Katarzyny nie zazna spokoju? Stawia śmiałą tezę. Może dopiero wtedy, kiedy sąd wyprowadzi się z pałacu? A może kiedy sądy w kraju zaczną wydawać sprawiedliwe wyroki?
Ale to nie koniec historii. Życie pisze jej dalszy ciąg. Jak się dowiadujemy ze źródeł dobrze poinformowanych, spadkobiercy nieszczęsnej Katarzyny Bielenkowiczowej noszą się z zamiarem zaskarżenia wyroku zamojskiego Wysokiego Trybunału do Trybunału Europejskiego w Strasburgu. O ile nam wiadomo, mają od prawie sześciu lat swojego człowieka w Parlamencie Europejskim w Brukseli.
Jeśli wygrają sprawę, co praktycznie jest przesądzone, to potomkowie rodu Zamoyskich będą musieli zastawić swoje dobra by wypłacić wysokie odszkodowanie. Wygrana jest o tyle pewna, że odbył się jedynie proces poszlakowy i na podstawie zeznań innych niewiast uznanych za czarownice, uzyskanych pod wpływem tortur, wyrok na Katarzynie wykonano.
Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialnych za zamieszanie jest więcej. Mówi się o Muzeum Zamojskim, Liceum Plastycznym, Zamojskim Domu Kultury i Młodzieżowym Domu Kultury oraz Walerym Semeniuku i Agnieszce Dudek. Nie bez wpływu był udział OSiR i UM Zamość. Ciekawe, jakie jeszcze fakty kryją się za zasłoną majowej nocy?
Brrr. Nie chcieliby Państwo być w skórze tych, którzy za to odpowiadają. Mamy nadzieję, że niecodzienna historia zostanie jak najszybciej wyjaśniona, a winni tego dramatu staną przed niezawisłym sądem, usytuowanym być może już w nowym budynku. Będziemy strać się informować Państwa na bieżąco o przebiegu tej mrożącej krew w żyłach sprawy. autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2010-05-24 przeczytano: 14352 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|