|
Dużo ma Palikot do zrobieniaMinął już ponad miesiąc od wyborów parlamentarnych. Przez ten czas politycy wszystkich opcji robili wszystko, aby społeczeństwu ostatecznie obrzydzić politykę. Często z dobrym skutkiem.
Przyznam, że ja też postanowiłem sobie dać nieco na wstrzymanie. Nie w pełni, bo jednak należy się interesować bieżącymi wydarzeniami, ale patrzę na nie z większym dystansem. Na przykład średnio mnie obeszły piątkowe zamieszki w stolicy i nie miałem siły bulwersować się na zaproszenie "gości z Niemiec", mających blokować całkowicie legalny marsz. Jeszcze mniej interesuje mnie sprawa "ziobrystów", którzy wiadomo, że albo po pewnym czasie wrócą do PiS-u (jak Polska Plus), albo popadną w polityczny niebyt (jak PJN). Jutrzejszym exposé premiera również się nie denerwuję, bo z góry spodziewam się wszystkiego najgorszego; jak nie w samym przemówieniu, to w późniejszych miesiącach funkcjonowania tego gabinetu. A propos - znają Państwo może jakiś zakład bukmacherski, w którym można obstawić, że rząd w przyszłym roku zlikwiduje ulgę podatkową dla tzw. twórców? Pytam, bo trzeba będzie jakoś zarobić na te wyższe podatki...
Jeśli ktoś obstawił, że pierwszą inicjatywą Ruchu Palikota po wejściu do Sejmu będzie wniosek o usunięcie krzyża z sali plenarnej, to mógł wygrać. Co prawda niezbyt duże pieniądze, bo ugrupowanie skupiające się w swoim działaniu na duperelach nie będzie miało wielu poważniejszych inicjatyw, ale jednak zawsze coś by temu komuś do kieszeni wpadło. Oczywiście osoby zaślepione nienawiścią do wszystkiego, co krzyż symbolizuje, wniosek ochoczo poparły. Z mniej lub bardziej głupich powodów. Część z tych osób jest z gruntu nastawiona negatywnie do Kościoła i poprze wszystko, co w tę instytucję ugodzi bez szczególnego wnikania w sens tych decyzji. W kolejce do odrąbania czeka Konkordat, udział hierarchów kościelnych w uroczystościach państwowych i parę innych rzeczy. Inni próbują bronić tych postulatów starając się je uzasadnić. Z reguły z bardzo marnym skutkiem, bo najtrudniej jest im odpowiedzieć na pytanie dlaczego zdjęcie krzyża z Sejmu jest tak ważne dla Polski, naszej gospodarki etc. Niemniej czasem udaje im się wymyślić odpowiedź i najczęściej brzmi ona mniej-więcej tak: "Trzeba usunąć krzyż, bo gdy posłowie głosują nad poszczególnymi ustawami, to patrzą się na niego i głosują tak, jak chce Kościół". Nie przesadzam, naprawdę takie argumentacje można znaleźć w sieci. Uprzedzam przy tym, że odpowiedzi na pytanie, jakież to ważne dla Polski przepisy należy uchwalić wbrew stanowisku Kościoła, już nie ma.
Każda akcja rodzi reakcję. Nic więc dziwnego, że przeciw postulatowi Ruchu Palikota wiele osób protestuje. Tak się składa, że byłem w Warszawie w dniu inauguracyjnego posiedzenia Sejmu i nawet udałem się wtedy pod parlament. Mogłem więc zobaczyć (co prawda niezbyt liczną) demonstrację w obronie krzyża, a jedna z protestujących pań wręczyła mi ulotkę wzywającą do kontrdziałania wobec posunięć nowego sejmowego ugrupowania.
Ale akurat Sejm nie był moim głównym celem tego dnia, a tylko jednym z wielu. Zrobiłem sobie taką wycieczkę po Warszawie, podczas której uświadomiłem sobie, że jeśli rzeczywiście krzyż zostanie usunięty z Sejmu, to wprawdzie może to być kamień, który wywoła lawinę, ale ta lawina musiałaby być nadzwyczaj mocna. W samej stolicy - i to w ścisłym centrum - są wszak przynajmniej jeszcze dwa miejsca, w których symbole religijne rzekomo "godzą w przestrzeń publiczną". Pierwszym jest Plac Konstytucji, na którym znajduje się krzyż papieski. Symbol, który jest widoczny w telewizji podczas wszystkich obchodów przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Drugim zaś jest Plac Trzech Krzyży, przy którym w dodatku mieści się nawet jedno z ministerstw. Mniemam, że zwłaszcza pierwszy z tych elementów ściska żołądek niejednemu wojującemu ateiście. Pomijam już całą masę pomników w wielu miejscach Polski, które wprost odwołują się do religii, choć upamiętniają wydarzenia ważne dla wszystkich Polaków.
Można być też pewnym, że w ramach uruchomionej lawiny "postępu" przyjdzie kolej na procesje na Boże Ciało, miejskie drogi krzyżowe, piesze pielgrzymki, a na samym końcu na dzwony kościelne, które dla niektórych biją za głośno. U nas zresztą radny Nowakowski zdążył już zwrócić uwagę na to zagadnienie względem konkretnej parafii.
Krzyż wisi również w naszym Ratuszu i to nie tylko w Sali Consulatus, ale i w gabinecie przewodniczącego Rady Miejskiej. Ostatnio zresztą pytałem Jana Wojciecha Matwiejczuka o jego zdanie w tej kwestii. Stanowczo odpowiedział, że jemu krzyż nie przeszkadza i nie słyszał, by wadził któremukolwiek z radnych, choć są wśród nich osoby niewierzące. Można więc u nas pracować nawet przy krzyżu. Ale może w Warszawie diabeł działa mocniej?autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2011-11-17 przeczytano: 3032 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|