|
Zebrała się rada rozumnychWpaja się nam, że rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja to święto demokracji. Co roku słyszymy pompatyczne przemówienia, w których podkreśla się, że 221 lat temu Polacy odważyli się przeprowadzić bardzo poważną reformę, która uporządkowała państwo i zlikwidowała kilka istotnych wad ówczesnego ustroju. W rzeczywistości reforma została przeprowadzona nie do końca z literą ówcześnie obowiązującego prawa i choć generalnie była słuszna, to nazywanie jej demokratyczną jest pewnym nadużyciem.
Ale skoro "nasza młoda demokracja" potrzebuje takiego mitu, to niech on trwa. Szczególnie szkodliwy nie jest. Zwłaszcza jeśli się przyjrzymy jakości funkcjonowania naszego państwa. Przykład świeży, bo z ubiegłego tygodnia, czyli nauka skierowana do społeczeństwa o metodach działania złodziei luksusowych samochodów. Akurat nie chodzi mi o luksusowość daewoo espero, bo w naszym kraju kradło się i kradnie generalnie wszystko (w 1998 roku najwięcej skradziono fiatów 126p). Polacy dowiedzieli się natomiast, że istnieją złodzieje, którzy nie tylko nie zabierają skradzionego auta, ale ograniczają się do strzału z broni z tłumikiem w głowę właściciela pojazdu, który z niego akurat wysiada na osiedlowym parkingu. Zamiast samochodu zabierają zaś łuskę z odpalonego pocisku i skutecznie ukrywają się przed organami ścigania przez 14 lat. Tych, którzy uważają, że tej bajeczki Naród już nie łyknie, muszę zawieść. Spotkałem osoby, które w taką wersję zabójstwa generała Papały wierzą bez zastrzeżeń. Nie spotkałem za to zakładu bukmacherskiego, który odważy się obstawić, że w ciągu dwóch lat "Patyk" się powiesi. Szkoda, bo mam akurat parę groszy do zainwestowania. Czuję, że byłby to pewniejszy zysk od obligacji Skarbu Państwa.
Nie to jednak będzie stanowić meritum mojego dzisiejszego tekstu, a wydarzenie z poprzedniej środy. Tego dnia bowiem odbyła się kwietniowa sesja Rady Powiatu Zamojskiego. Byłem na jej posiedzeniu po raz drugi w życiu. Nie powiem, że była to wyprawa bezowocna, bo na tym spotkaniu przyjęto kilkanaście istotnych projektów uchwał, z których da się napisać kilka artykułów. Niemniej ogół tego co się działo, mówiąc wprost, przyprawił mnie o głębokie zniesmaczenie.
Może mam trochę wypaczony gust, bo byłem na wielu sesjach naszej Rady Miejskiej, gdzie jednak zaszczepiono mi pewien obraz tego, jak powinny wyglądać takie posiedzenia. Tam wszystko przebiega sprawnie, niezbędne procedury są ograniczone do minimum, a choć obrady trwają czasem nawet i 5 godzin, to rzadko kiedy jest naprawdę nudno.
Ale powiat rządzi się osobnymi prawami. Sesja zaczyna się zawsze od ustnego przedstawienia przez starostę sprawozdania z działań zarządu powiatu. Nie wiem na ile starosta stara się głośno i wyraźnie czytać ten długi dokument (efekt ani głośny, ani wyraźny nie jest), ale wiem, że nie słucha go praktycznie nikt. Jedni rozmawiają, inni grzebią w uchu, jeszcze inni w swoich laptopach, a są też tacy, którzy po prostu jedzą wtedy stojące w szklankach słone paluszki. Następnie odbywa się cała seria głosowań, która przebiega po prostu strasznie. Najpierw - z mównicy - odczytywany jest projekt danej uchwały (a ostatnio głosowano ich aż 24), potem - również z mównicy, do której wszak trzeba podejść - przewodniczący poszczególnych komisji po kolei wypowiadają sakramentalne "Opinia komisji pozytywna", później przewodniczący gremium "otwiera dyskusję", do której nie ma chętnych, a na końcu przeprowadza się głosowanie. Ta ostatnia czynność odbywa się mechanicznie. Najczęściej wszyscy są za danym projektem, ewentualnie kilka osób wstrzymuje się od głosu. W ubiegłym tygodniu zdarzył się ktoś, kto był w pewnej sprawie przeciw. Powiem wprost: stawiam tezę, że większość radnych nawet nie wie za czym konkretnie głosuje i nie stara się bardziej wgłębić w temat. Na Radzie Miejskiej często padają pytania nawet o drobne sformułowania w danym dokumencie i widać, że projekty uchwał są przez rajców czytane. Tutaj mam wrażenie, że wielu radnych albo takiej lektury nie dokonuje, albo nie jest ona po prostu dla nich zrozumiała.
Dyskusje - powtórzmy: z mównicy - odbywają się tylko wtedy, gdy radni mają coś na dany temat do powiedzenia z własnych obserwacji. Na ostatnich dwóch sesjach taką kwestią było bezrobocie w regionie. Statystyki pokazują, że jego poziom jest coraz wyższy, a Powiatowy Urząd Pracy ma na walkę z nim coraz mniej funduszy. Stało się to podstawą do opracowania specjalnego stanowiska Rady Powiatu, w którym wezwano rząd oraz władze wojewódzkie do podjęcia "skutecznych działań, adekwatnych do przedstawionego problemu". Dyskusja zaś polegała na tym, że dwóch radnych stwierdziło, iż przedstawiony projekt jest za łagodny. Bezrobocie nie jest bowiem "niepokojące", lecz "dramatyczne" i "zatrważające". Ich wniosek zyskał jednogłośne poparcie.
I tak minęły prawie trzy godziny. Gdyby wyjąć z tego to wszystko, co Radzie Miejskiej zajmuje najwyżej pół godziny, tutaj uzyskalibyśmy najwyżej 15 minut konstruktywnej pracy. W sumie zatem posiedzenie Rady Powiatu mogłoby trwać trzy kwadranse. Bez szkody dla nikogo.
Wierzę, że władze powiatu zamojskiego składają się z ludzi fachowych i rzetelnych. O niektórych z nich, jak na przykład o sekretarzu Jerzym Zawadzkim, mogę powiedzieć, że wiem to nawet na pewno. Przewodniczący Rady Kazimierz Mielnicki również stara się dobrze prowadzić obrady i żałuje, że ma tak kiepskich współtowarzyszy. Apeluję jednak, by te posiedzenia odbywały się prężniej, a przede wszystkim by radni zaczęli dobrze wykonywać swoje obowiązki. Czytając prasę wyborcy prędko zorientują się kto się stara, a kto tylko zjada słone paluszki.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2012-05-03 przeczytano: 3199 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|