|
Dać świadectwo - "7 km od Jerozolimy"Historyczny, pierwszy w Polsce pokaz dramatu włoskiego w reżyserii Claudio Malaponti "7 km od Jerozolimy" odbył się w sobotę (16.02.) w kinie "Stylowy" w Zamościu, w ramach XIII Międzynarodowych Dni Filmu Religijnego "SACROFILM".
W premierowym seansie udział wzięli: Claudio Melaponti - reżyser, Alessandro Etrusco - odtwórca roli Jezusa Chrystusa, włoski producent filmu, dyrektor "Film festiwalu popoli e religioni" z Terni (Włochy) - partner zagraniczny festiwalu oraz ks. Wiesław Mokrzycki - inicjator festiwalu i Andrzej Bubeła - dyrektor kina "Stylowy".
Prezentację filmu poprzedziło wprowadzenie dokonane przez reżysera Claudio Melaponti. Film powstał na podstawie książki Pino Farinottiego - pisarza, dziennikarza i krytyka filmowego. Jak się okazuje niełatwa była droga twórców do "Emaus". Minęło pięć lat zanim twórcy zrealizowali swoje dzieło. Reżyser usłyszał o książce i przez dłuższy czas bezskutecznie poszukiwał jej w księgarniach. Potem pojawił się problem z dobraniem aktora, który fizjonomią przypominałby Jezusa. Z czasem zabrakło funduszy na sfinansowanie produkcji. Sprawy ułożyły się pomyślnie: książka niespodziewanie z regału upadła pod nogi reżysera w księgarni, aktor zdumiewająco przypominający Jezusa pojawił się z długimi włosami, w tunice i w sandałach w studio, a rząd Syrii wsparł finansowo produkcję.
Odczytano to wszystko jako znak bożej interwencji i w ciągu pięciu miesięcy udało się film zrealizować. Produkcje tego filmu naznaczyło wiele zbiegów okoliczności, ale jak wiadomo wszystko ma jakiś boży plan.
Claudio Melapontii napełnił film przeżyciami, emocjami kluczowymi. Zaprosił widzów do przeżycia bardzo emocjonalnego spotkania z Jezusem Chrystusem.
Film "7 km od Jerozolimy" jest filmem o reprezentancie "naszych czasów". Może tylko jego status społeczny jest nieco wyższy niż przeciętny. Wykształcony czterdziestolatek poświęcił się karierze zawodowej. Wie wszystko o kampaniach reklamowych ale niewiele o swojej rodzinie. Zatraca się w realizacji samego siebie i zostaje ... bez rodziny i pieniędzy.
Cudem ocaleje z wypadku i nieoczekiwanie otrzyma bilet do Ziemi Świętej. Kiedy nic nie zatrzymuje go w jego mieście rusza w podróż, która odmieni życie jego i jemu bliskich.
Tak jak przed prawie dwoma tysiącami lat na drodze do Emaus, 7 km od Jerozolimy uczniom objawił się Chrystus Zmartwychwstały, tak również Aleksandrowi, głównemu bohaterowi ukazuje się postać znana z wyobrażeń chrześcijańskich. Bohater filmu nie od razu uwierzy, musi mieć dowody.
Wędrowiec zna jego imię i myśli. Informuje bohatera, że chciał by się na tej drodze znalazł. Widzowie maja okazję poznać bliżej Aleksandra - reżyser cofa czas i poznajemy "prawdziwe życie" bohatera i jego relacje międzyludzkie.
Pomimo życiowego kryzysu kieruje się zasadami. Utracił pracę, kiedy nie zdecydował się na reklamę foteli w zestawieniu z Ostatnią Wieczerzą - uznając to za bluźnierstwo. Stara się pomóc przyjacielowi ale nie znajduje zrozumienia u innych. Wszędzie panuje egoizm i brak zainteresowania potrzebami drugiego człowieka.
Taka postawa głównego bohatera zyskuje w widzu przychylność, właściwie od pierwszych scen widz w jakiś sposób utożsamia się z bohaterem. Tę sympatię zaskarbi sobie Aleksander podjęciem pomocy koledze, wsparciem chorej przyjaciółki i opiniami dla prezenterki telewizyjnej.
Uświadomiwszy sobie, że napotykany wędrowiec jest Jezusem Chrystusem rozpoczyna niecodzienny dialog. Taki dialog niewypowiedziany jest w każdym z nas. Ta rozmowa jest brzemienna w skutkach - zaskakujące i pełne znaczenia myśli bohatera, pytania, które drążą do głębi. Odpowiedzi nie tylko demaskują hipokryzję współczesnego człowieka. Odkrywają sens autentycznego chrześcijańskiego życia, a to odkrycie poraża, że można się zmienić, wrócić do normalności, znaleźć równowagę.
Przed rozstaniem z Jezusem Chrystusem Aleksander pyta czy może o tym co go spotkało opowiedzieć innym. Uzyskuje odpowiedź twierdzącą i na koniec Jezus dopowiada - "Jedni uwierzą, inni nie, tak jak zawsze. Nie jestem wirtualny. Jestem z krwi i kości".
Podróż do Świętej Ziemi zmienia bohatera. Odnajduje w sobie dobro, w życiu sens. Zostały jeszcze pytania bez odpowiedzi i padły odpowiedzi, które trudno zaakceptować, bo wymagają od nas głębokiego zrozumienia. Uwierzył, ale ciągle potrzebuje kolejnego znaku na Jego istnienie.
Po zakończeniu seansu rozległy się długie brawa. Zamojska publiczność przyjęła film bardzo dobrze. Film spójny, ciepły, oglądany z ogromnym zainteresowaniem. Twórcy filmu chcieli się podzielić z widzem dobrem, ważnym przesłaniem i to się udało.
* * *
Ale my z uporem maniaka ciągle potrzebujemy dowodów, że Jezus Chrystus żył, że istnieje Bóg.
"Drogi nasze codziennie wiodą do Emaus -
Zbyt ciężko Cię rozpoznać i ciężko uwierzyć -
Żeś zawsze jest kaleką, starcem lub nędzarzem
uporczywym, natrętnym i tragicznie biednym".
Może droga do Emaus przed każdym z nas, niekoniecznie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Może doświadczamy jej, tylko, podobnie jak bohater "7 km od Jerozolimy" nie wierzymy w spotkanie z Jezusem Chrystusem, kiedy Go nie dotkniemy?
Bo Jezus kroczy u boku ludzkości na drogach świata, chociaż ludzkość wcale nie zdaje sobie z tego sprawy, zajęta swoimi problemami. Na drodze pełnej pytań, niepokojów, a nieraz także bolesnych rozczarowań, Boski Wędrowiec nadal przyłącza się do nas i dalej nam towarzyszy... do "Emaus". Pytanie - czy go rozpoznajemy? autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2008-02-18 przeczytano: 3486 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|