|
Andrzej Nowak na pięćdziesiąte urodziny Andrzej Nowak - gitarzysta, kompozytor, lider legendy polskiego hard rocka, zespołu TSA. Od kilku lat równolegle z TSA występuje grając na gitarze i śpiewając w zespole Złe Psy. Wcześniej przez lata związany był również z takimi tuzami polskiego blues-rocka jak Tadeusz Nalepa czy Martyna Jakubowicz. 9 kwietnia 2009 skończył 50 lat. Muzyczne urodziny, koncert Złych Psów - z udziałem zaproszonych muzyków i przyjaciół - miał miejsce 25 kwietnia w "Muzycznej Owczarni" w Jaworkach koło Szczawnicy.
Pięćdziesiąt lat to dobry moment na podsumowania, o co oczywiście zadbaliśmy. Zapraszamy do lektury:
- Niedawno skończyłeś 50 lat, na scenie występujesz już też ponad 30, powiedz ile koncertów zagrałeś?
- Kurcze, powiem szczerze, że nie mam pojęcia. Nigdy na to nie zwracałem uwagi, ale na pewno było tego sporo.
- Masz jeszcze tremę wychodząc na scenę?
- Przed każdym koncertem czuję się tak, jakbym wychodził na scenę pierwszy raz. Nieprawdopodobna trema, dupa mię się trzęsie ze strachu, po kilku minutach to mija, ale na początku stres jest niesamowity. Przed koncertem przeżywam dantejskie sceny.
Najśmieszniejsze jest to, że ludzie tego nie czują i przed koncertem chcą ze mną rozmawiać o interesach, o planach, o koncertach. Ja na nich patrzę i nie wiem o co im chodzi, do mnie ich słowa nie docierają. Patrzę na ruszające się brzęczące gęby, ale ja w ogóle nie wiem co one tam brzęczą.
Ja wiem tylko tyle, że za kilka minut mam wejść na scenę i to przeżywam.
- Jak na człowieka, którego dopada panika, nieźle się prezentujesz na scenie. Dobrze, że strach nie blokuje ci palców i możesz grać.
- /śmiech/ Cierpienie nieprawdopodobne. Oczywiście przed koncertem, bo po koncercie zawsze jestem szczęśliwy, zadowolony, że się udało... po raz kolejny.
- Koncerty, których się wstydzisz, były takie?
- Na każdym koncercie zdarzają się pomyłki, mniejsze lub większe wpadki, ale później się to jakoś wyciąga i ogólne wychodzi to dobrze. Nie przypominam sobie o jakimś szczególnie złym koncercie.
- Jak sobie radzisz z tysiącami kilometrów, które trzeba spędzić w trasach, zawsze z tymi samymi ludźmi?
- Jako kierowca zawodowy w tej chwili /śmiech/ radzę sobie znakomicie. Wożę dwa zespoły - TSA i Złe Psy - i siedzenie za kółkiem jest dla mnie rodzajem azylu. Za kierownicą odpoczywam, odcinam się zupełnie od koncertu, nie interesują mnie wówczas żadne sprawy związane z zespołem czy domem. Jadę i odpoczywam, jestem panem drogi. Tak samo jest w drodze powrotnej.
- A wcześniej, zanim zasiadłeś za kółkiem?
- Powiem tak. Zawsze, począwszy od szkoły podstawowej, siedziałem w ostatniej ławce, jak najdalej od nauczyciela. Nawet to widać na zdjęciach klasowych. I jeśli chodzi o trasy z zespołami, to było podobnie. Zawsze siedziałem na samym końcu autobusu. Tak, bym był jak najdalej, by mnie nie było widać, żebym miał tylko dla siebie taki malutki swój świat.
- Skończyłeś właśnie 50 lat. Jak byś mógł spojrzeć wstecz, na swoje życie, co byś zmienił? Co ci się nie udało?
- Zastanawiałem się już nad tym, bo wiesz, jak mija pięćdziesiątka, to człowiek zaczyna się zastanawiać nad różnymi sprawami. I powiem, że te pięćdziesiąt lat przeżyłem tak intensywnie, z wprost nieprawdopodobnym tempem. Byłem w wielu miejscach, widziałem praktycznie wszystko co chciałem, poznałem tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy ludzi. Już nawet nie wiem, bo ta energia która we mnie siedzi pozwalała mi na prowadzenie takiego, a nie innego trybu życia. Jestem taki, że nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. Tak więc, nie mogę narzekać, nic bym nie zmieniał i dziękuję Panu Bogu za to, że te 50 lat przeżyłem tak pięknie i cudownie.
- A czy Andrzej Nowak w 2009 roku, to ten sam Andrzej Nowak co, powiedzmy, w 1979 roku? Czy pozostały ideały, czy dalej słuchasz tych samych zespołów?
- Mnie się wydaje, że się nic nie zmieniłem. A to jest chyba najważniejsze. Dalej mam te same ideały, dalej mam te same - ulubione - zespoły. Wiadomo, zmieniają się miejsca, zmieniają się nazwiska wokół cienie, dzieją się różne dziwne rzeczy, jednak do mnie nie dociera, że to już minęło 50 lat. I moja kobieta (Justyna - przyp. wald), która jest sporo ode mnie młodsza, mówi często do mnie: mój tatuś tak się nie zachowuje jak ty Andrzejku /śmiech/. No to chyba o czymś to świadczy. Ja chyba wciąż mam te 20, no może dwadzieścia parę lat. Wiadomo, że człowiek myśli już dojrzalej, bo więcej jest problemów, więcej spraw, którymi się trzeba zając. Już przekroczyłem tę barierę - zresztą każdego z nas to czeka - że o pewnych rzeczach trzeba decydować samemu, nikt w życiu nie pomoże, nie wyciągnie ręki na zawołanie, tak jak to bywało jak się było młodszym.
- Powiedziałeś, że nie zmieniły się tobie zapatrywania muzyczne. Wymień więc swoje ulubione zespoły.
- Oczywiście, bezapelacyjnie Led Zeppelin, Motorhead, Grand Funk Railroad, Erick Clapton, Breakout.
- Są to wszystko zespoły, wykonawcy, twojej młodości. Wszyscy zaczynali kilkadziesiąt lat temu. A co z dzisiejszą muzyką?
- Bardziej skupiam się na świeżo-starych produkcjach. Słucham tego, co robią moi starzy idole. I Uważam, że wciąż robią rewelacyjną robotę. Cieszę się jak stare zespoły wracają na scenę, jak grają muzykę taką samą, jak przed kilkunastu laty. W tych samych składach, pod tymi samymi nazwami.
W tej chwili zaobserwowałem, wiadomo nowa muzyka, nowe trendy, że zespoły istnieją rok, dwa, są gwiazdą sezonu i znikają. Znika jeden, drugi, po kolei. Zobacz co się dzieje. Teraz w tej masie, galarecie produkcji nie tylko rockowej, ale całej rozrywkowej, jeśli znajdzie się jeden czy dwóch wykonawców ciekawych, wyróżniających się od innych, to juz zakrawa na cud. Wszystko jest powielane, wszystko jest takie same. Gwiazdy są sezonowe. To są kilkusekundowe przebłyski i na tym się kończy. Zarobił parę złotych, ktoś wsadził je do kieszeni, ktoś się upił, ktoś zrobił skandal, dzięki temu zaistniał i zaraz zniknął.
- Miałeś w swoim życiu różne przygody muzyczne. Okresy gry w TSA, Złych Psach, z Tadeuszem Nalepą, Martyną Jakubowicz. Który wspominasz najlepiej?
- Za najlepszy okres, który najmilej wspominam, uważam początki TSA. To było wtedy, kiedy założyłem zespół, wtedy kiedy ojciec kupił mi pierwszą gitarę. Do dzisiaj pamiętam, że zapłacił za nią sakramentalne 200 zł. Ten okres ukształtował całe moje życie, decyzja o założeniu zespołu. Te osławione trzy litery.
- Zatrzymajmy się na chwilę przy owych literkach. Różnie różni ludzie je rozwijają. Czy to rzeczywiście miało być Tajne Stowarzyszenie Abstynentów?
- Tak, choć były i inne nazwy. W początkowym okresie, jeszcze jak graliśmy bez Machela i bez Piekarczyka, było to Tajne Stowarzyszenie Antychrystów. Kiedyś słyszałem, ze jest to Tajne Stowarzyszenie Antykomunistów.
- Pozostając jeszcze przy TSA. W tym roku obchodzicie trzydziestolecie.
- Tak, w tym roku zespół ma trzydziestolecie, ale czy je będzie obchodził, tego nie wiadomo, bo nie wszyscy chcą pamiętać, że zespół powstał wcześniej niż w 1981 roku. TSA powstało w 1979 roku. Zespół założył Andrzej Nowak. W pierwszym składzie grali: Tomasz Zatwarnicki, Zdzisław Wiatr (teraźniejszy profesor ASP w Krakowie - przyp. wald) i Andrzej Nowak.
- Słyszałem, że Andrzej Nowak nie zaczynał jednak od gry na gitarze...
- Tak, zaczynałem na instrumentach klawiszowych, ale to nie był jeszcze zespół TSA. Już pomysł o założeniu TSA powstawał w mojej głowie, już byłem po szkołach muzycznych i pojęcie o nutach i grze miałem. Jednak na początku chciałem zostać klawiszowcem, moim idolem był John Lord (klawiszowiec Deep Purple - przyp. wald), nigdy niedościgniony przez nikogo. Potem jak mi ojciec kupił gitarę zacząłem na niej grać, zacząłem słuchać bardzo dużo muzyki, bardzo dużo zespołów gitarowych. Słuchałem Breakout, Klan, The Gun z ich słynną piosenka "Wyścig z diabłem".
Z Tomkiem Zatwarnickim graliśmy godzinami, całymi nocami, i wtedy powstał pomysł o założeniu TSA.
- Czy od małego chciałeś zostać muzykiem?
- Od małego to się chciało zostać wszystkim. Urodziłem się w rodzinie mundurowej- lotniczej, wojskowej i kolejowej, więc wiadomo, że chciałem zostać i żołnierzem, i lotnikiem, i strażakiem. Oczywiście zawsze chciałem być najsilniejszy na podwórku czy w klasie i to mi się chyba najbardziej w życiu udawało /śmiech/. Ale żeby zostać muzykiem, o tym nigdy nie marzyłem.
- To w takim razie kiedy postanowiłeś, że jednak zostaniesz muzykiem? W szkole podstawowej, średniej?
- Nie, nawet jak chodziłem do szkoły muzycznej, to nie myślałem o tym, by być muzykiem. Później chyba na moją decyzję wpływ miały długie włosy, był to czas hippisowski. Wyjazdy do Częstochowy na zloty hippisów, wspólne granie na gitarach, ten cały styl życia, chodzenie na koncerty, poznawanie ludzi. Na koncertach zacząłem poznawać muzyków. Kiedyś poznałem Apostolisa Anthimosa (gitarzysta SBB - przyp. wald) i w pewnym momencie Apostolis powiedział mi: Nowak, ty musisz grac na gitarze. I dał mi kostkę - talizman - którą mam do dzisiaj. I może takie przypadki, dziwne przypadki, zadecydowały o tym, że zostałem muzykiem. Ja stale powtarzam, że światem rządzą przypadki, tym bardziej karierą.
- Ale to, że Złe Psy grają na koncertach nowe piosenki, TSA nie, chyba nie jest dziełem przypadku?
- Złe Psy mają w tej chwili przygotowany materiał na nową płytę. Praktycznie możemy wchodzić do studia. Skąd to się bierze? To jest jak z kobietą. Jak jesteś z kobietą i czujesz, że jesteś potrzebny, czujesz, że cię kocha, to wiadomo, że jesteś twórczy, przedsiębiorczy. Chcesz żyć, dajesz z siebie wszystko. A jeżeli czujesz, że jest stagnacja, przyzwyczajenie, to wiadomo jak jest. Przecież nikt nikomu na siłę nie będzie mówił że cię kocha. Ja bym tak nie mógł, mi takie słowa by przez gardło nie przeszły. Jestem szczerym do bólu facetem.
A zespół nie jest fabryką młotków, chyba że inni tak to widzą, że się robi piosenki na zawołanie. Jeśli nie zaistnieje normalna atmosfera twórcza, koleżeńska - bo muzyka to jest coś więcej niż rzemiosło, muzyka to jest uczucie - to do twórczości nigdy nie dojdzie. A jeśli dojdzie, to będzie sztuczne, podłe, kłamliwe i chamskie. I pod taką płytą Nowak się nie podpisze. Oczywiście cały czas mam nadzieję, mam marzenie, że coś się zmieni i nagramy piękną płytę.
- Co byś poradził młodym gitarzystom, by osiągnęli to co ty, by stali się wirtuozami gitary?
- Nie przesadzaj, ja nie jestem żadnym wirtuozem i nigdy się za takiego nie poczuwałem. U niektórych grają same palce, ale z tego niewiele wynika. Trzeba myśleć. Dwa dźwięki można zagrać na milion sposobów, a tylko jedne z tego miliona dotrze do odbiorcy. Muzyka to jest uczucie i zależnie od tego, jak traktujesz instrument, co myślisz w trakcie przekazywania dźwięku słuchaczowi, jest to albo piękne, albo złe. Zawsze jak gram, staram się nie pokazywać, że jestem wirtuozem. W ogóle nie wiem co ja zagrałem, ale to dopiero przychodzi z czasem. Nie myśle o tym co gram, po prostu odlatuję w trakcie, przeżywam pełny kosmos. Palce same chodzą po gryfie. Ale to przychodzi z czasem. Przed laty próbowałem grać na harmonijce. Ćwiczę i ćwiczę i nic. I kiedyś śp. Ryszrad Skibiński (zmarły w 1983 roku rewelacyjny harmonijkarz Kasy Chorych - przyp. wald) przy nagrywaniu ze mną płyty Martyny Jakubowicz ("Maquillage" wydana w 1984 roku - przyp. wald) mówi: słuchaj Andrzej, ty ćwiczysz i ćwiczysz i ch... z tego wychodzi. Musisz poczekać aż zaskoczysz. Jak zaskoczysz, to wtedy dopiero zagrasz. Ja to sobie przemyślałem wtedy i rzeczywiście przyszedł później taki czas, że ni z tego, ni z owego zaskoczyłem.
Oprócz bycia rzemieślnikiem trzeba mieć jeszcze to coś. Ja gitary nie traktuje tylko jako instrument, ja sobie z nią rozmawiam. Sam sobie je robię, przestałem oddawać do lutników. Gitarę trzeba samemu robić, samemu o nią dbać, regulować, poznać ją od A do Z i dopiero wtedy jest się gitarzystą.
- Gitara to nie jedyna twoja pasja. Dużo czasu spędzasz na motorach.
- Bardzo dużo, to jest moje życie. Ja nie mówię: drugie życie, to jest moje życie. Motocykle, moje towarzystwo, moi bracia z Road Runners.
Prawdziwy motocyklista musi przy motorze robić. Tak samo jak gitarzysta przy gitarze. Sam robię wszystko, i remont silnika, i remont skrzyni, wszystko. I z gitarą jest podobnie. Na ostatnim koncercie grałem na gitarze przez siebie zrobionej. Oczywiście nazwałem ją imieniem mojego ukochanego i najbardziej rock'n'rollowego psa w Polsce, który opuścił mnie przeżywszy 18 lat. Mowa oczywiście o Pinii. Gitara - model Pinia.
- I na zakończenie powiedz, gdybyś musiał z czegoś zrezygnować, odrzucić gitarę lub odrzucić motory, co byś wybrał?
- Nie zrezygnowałbym z niczego! Walczyłbym do końca, aż bym padł. Nie zejdę z pola bitwy, nigdy się nie poddaję. Będę grał i będę motocyklistą, nie ma tak, że z czegoś zrezygnuję.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Andrzejem Nowakiem rozmawiał Waldemar Brzyski. autor / źródło: wald dodano: 2009-05-01 przeczytano: 17902 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|