|
Ludowiec z krwi i kościArtykuł sponsorowany - Komitet Wyborczy PSL
Miączyn, małą wieś w powiecie zamojskim, gdzie od urodzenia mieszka Arkadiusz Bratkowski, dzieli od Brukseli, stolicy Unii Europejskiej 1600 km. Z Arkadiuszem Bratkowskim, Posłem do Parlamentu Europejskiego od 2011 r., kandydatem Nr 1 z listy Polskiego Stronnictwa Lubelskiego w tegorocznych wyborach rozmawiam o drodze życiowej, jaką przebył chłopak z Zamojszczyzny.
- Znalazł się Pan się wśród postaci, których biogramy zaprezentowane zostały w Materiałach z konferencji naukowej pt.: "Zamojszczyzna w służbie Polsce. Ludzie - Myśli - Czyny", wydanych przez Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne w 2009 r. Pana sylwetka została dookreślona jako wzorzec ludowca. Jak to się stało, że urzekły Pana idee Polskiego Stronnictwa Ludowego?
Arkadiusz Bratkowski: Uważałem, że skoro pochodzę ze wsi to moje miejsce jest w partii ludowej. Do Związku Młodzieży Wiejskiej zapisałem się w 1982 r., członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego zostałem w 1983 r. Może mocą sprawczą był Wincenty Witos... On potrafił wokół siebie gromadzić tłumy ludzi... Jednak przede wszystkim widziałem problemy wsi, w tamtych latach zaniedbanej ekonomicznie i kulturowo.
- Jednak wszystko zaczęło się od rodzinnego domu. Jaki on był?
Arkadiusz Bratkowski: Mój ojciec był pracownikiem kolei. Mama zajmowała się domem i niespełna 3 hektarowym gospodarstwem rolnym. Na wsi mieszkam od zawsze i cieszę się, że moja droga życiowa zaczęła się tutaj i ciągle trwa poprzez wieś. To ma dla mnie ogromną wartość. Na wsi najbardziej można odczuć przywiązanie do tradycji, kultury ludowej i wartości chrześcijańskich. Ukierunkował mnie dom rodzinny. Ojciec był dla mnie wzorem rzetelności i pracowitości. Pracując na kolei nie rozumiał co to znaczy spóźnić się, być nieprzygotowanym do pracy czy też pracować w brudnym mundurze. Zawsze też starał się pomagać innym. Mama była otwarta na ludzi i szczerze zainteresowana moim postępami w nauce. To ona chodziła na moje wywiadówki i odpowiadała za dyscyplinę. Oboje rodzice przykładali dużą wagę do wychowania nas na dobrych Polaków. Siłą rzeczy, już w moim domu, w dużej części obowiązki związane z wychowaniem dzieci spadły na moją żonę.
- Kim chciał Pan być jako mały chłopiec z Miączyna? Strażakiem, a może pilotem?
Arkadiusz Bratkowski: W szkole podstawowej byłem - tak oceniam - dobrym sportowcem. Zawsze reprezentowałem szkołę na zawodach w piłce nożnej i w lekkoatletyce. Chciałem być sportowcem. Moim idolem był Włodzimierz Lubański. Dużo też jeździłem na rowerze. Gdy rozpoczynał się Wyścig Pokoju - dzisiaj już tego młodzi ludzie nie pamiętają - dla nas to były wielkie przeżycia, a Ryszard Szurkowski był dla nas niedoścignionym ideałem kolarza. Takim marzeniem, a może raczej celem było pójście do szkoły średniej w Zamościu. Stało się inaczej. Podjąłem naukę w Szczebrzeszynie, a później był Lublin. Tak się w moim życiu złożyło, że w szkole, w której chciałem pobierać naukę - podjąłem pracę jako nauczyciel zawodu po ukończeniu Pedagogicznego Studium Technicznego. To był Zespół Szkół Mechanicznych w Zamościu.
- Kiedy zaczęła się Pana działalność społeczna?
Arkadiusz Bratkowski: Zawsze chciałem od życia coś więcej. Już w PST w Lublinie zacząłem się udzielać w harcerstwie. To była służba, była możliwość pomocy swoim kolegom i koleżankom, drugiemu człowiekowi. Po rozpoczęciu pracy w Zamościu uznałem, że czas na aktywność w Związku Młodzieży Wiejskiej, który został reaktywowany w czasie stanu wojennego. Tak mi zostało do dzisiaj. ZMW kształtował moje przygotowanie do pracy z ludźmi i dla ludzi. Byłem opiekunem szkolnego Koła ZMW w Zespole Szkół Mechanicznych. Związek Młodzieży Wiejskiej miał na celu zaoferować młodym ludziom coś więcej niż nauka i ciężka praca w polu wraz z rodzicami. Dzisiaj realia są zupełnie inne. Uznaliśmy, że tym młodym ludziom, mieszkańcom wsi - także coś się należy od życia. Upowszechnialiśmy czytelnictwo, organizowaliśmy kluby kultury, wystawialiśmy sztuki teatralne. Młodzież zjeżdżała się do szkół, spotkała się ze swoimi rówieśnikami, otwierała się na świat, podróżowała za granicę. Pokazywaliśmy, że w grupie zawsze jest łatwiej, że współdziałanie daje lepsze wyniki. To działalność w ZMW nauczyła mnie pracy na rzecz drugiego człowieka.
- Był Pan również zaangażowanym działaczem sportowym.
Arkadiusz Bratkowski: Z czasem odszedłem ze szkoły do Zarządu Wojewódzkiego ZMW, gdzie pełniłem funkcję sekretarza Zarządu. Przeszedłem wszystkie szczeble i zostałem przewodniczącym ZW ZMW. Byłem także na szczeblu krajowym dość mocno umocowanym w strukturach ZMW. Z ZMW trafiłem do LZS, gdzie byłem urzędującym szefem Rady Wojewódzkiej Zrzeszenia LZS województwa zamojskiego. To było połączenie pracy na rzecz człowieka i dawanie impulsów sportowych. Proszę zauważyć, że LZS to instytucja, która wychowała bardzo dużo olimpijczyków. Trzeba było docierać do tych małych środowisk aby ich motywować do uprawiania sportu. Dawało mi to dużą satysfakcję.
- W jaki sposób wpłynął na Pana życie czas transformacji? Widział Pan siebie jako polityka czy raczej samorządowca?
Arkadiusz Bratkowski: W tamtym czasie nie myślałem o sobie jako polityku. To nie był ku temu czas, bardziej myślałem o pracy na rzecz drugiego człowieka. W zasadzie zawsze byłem blisko młodzieży, na niej skupiałem największą uwagę. W 1990 r. zostałem chyba jednym z młodszych wiceprzewodniczących Rady Gminy Miączyn. Trzy lata później, po wyborach samorządowych, zostałem przewodniczącym Zamojskiego Sejmiku Samorządowego. Był to samorząd województwa zamojskiego. Dodam, że był to czas ważny i dla samorządu i dla kraju, ponieważ rozpoczęła się gorąca dyskusja o zmianie granic w naszym kraju jeśli chodzi o województwa. Byłem wówczas członkiem Prezydium Krajowego Sejmiku. Uznaliśmy, że likwidacja województw to jest zły kierunek. Zabiegaliśmy aby władza była w gminie, żeby obywatel mógł załatwiać wszystkie sprawy na poziomie gminy. Niestety, przegraliśmy tę batalię, powstało 16 dużych województw. Podczas wyborów zostałem radnym Sejmiku i zostałem wybrany Marszałkiem Województwa Lubelskiego.
- Jakie wówczas towarzyszyły Panu uczucia gdy stanął pan przed tak dużym wyzwaniem?
Arkadiusz Bratkowski: Pochodzę z małego środowiska, a Zamojszczyzna to teren typowo rolniczy/wiejski. Natomiast Lublin to duże miasto, akademickie i przemysłowe. Kiedy zostałem gospodarzem województwa to z jednej strony była radość i satysfakcja, że Zamojszczyzna ma swojego człowieka na szerszym forum, ale z drugiej strony obawy, czy potrafię tworzyć/organizować to duże województwo powstałe z czterech mniejszych. Należało to województwo zintegrować aby ludzie czuli, że mieszkają w województwie lubelskim. I myślę, że to się udało. Pierwsze moje działania polegały na gromadzeniu wokół urzędu osób opiniotwórczych. Poprosiłem rektorów uczelni lubelskich o zaangażowanie się w tę integrację naszego województwa. Byliśmy nawet pionierami w skali kraju. Byliśmy trzecim województwem, który stworzył strategię, dokument, który pozwalał korzystać z pieniędzy przedakcesyjnych. Byliśmy pierwszym województwem, które odważyło się stworzyć swoje przedstawicielstwo w Brukseli. To był akt odwagi z mojej strony, pomimo oporów polityków z opozycji, którzy mówili, że to "rozbiór Polski" , że "do tego nie można dopuścić". Jako marszałek uznałem, że skoro nasz kierunek to jest zbliżenie się do Unii, skoro mamy przystąpić do Unii - to dobrze jest mieć tę wiedzę bezpośrednio z Brukseli, np. na czym polega to członkostwo w UE? To także była duża satysfakcja. To dawało sygnał, że Polska jest gotowa. Informacja o naszym przedstawicielstwie została odnotowana w Brukseli, przez Niemców i Francuzów. To był też sygnał, że urząd marszałkowski, marszałek to są gospodarze województwa. Ciężko było wytłumaczyć ludziom, że wojewoda jest urzędnikiem premiera, a gospodarzem terenu jest samorząd województwa.
- Idea społeczeństwa obywatelskiego była nam jeszcze obca. Jak Pan dzisiaj ocenia Polaków pod tym kątem?
Arkadiusz Bratkowski: Najlepszym kryterium oceny Polaków jako społeczeństwa w pełni demokratycznego są wybory. W Polsce wybory są powszechne, równe, bezpośrednie a głosowanie jest tajne, jeśli mówimy o wyborach czy to samorządowych, parlamentarnych czy do Parlamentu Europejskiego. Każdy obywatel ma prawo zdecydować za siebie. To jest element mocnej demokracji. Jesteśmy przecież wolnym krajem.
- Dobrze jest, jeśli wyborca sam wkłada trochę wysiłku aby poznać kandydatów, na których zagłosuje.
Arkadiusz Bratkowski: Tak, ale jest tu też rola komitetów wyborczych czy kandydatów, żeby mogli się zaprezentować. Z perspektywy moich doświadczeń w kandydowaniu uważam, że nie zawsze ci, którzy się pięknie promują - później realizują swoje postulaty, zadania, czyli programy wyborcze. Niektórym udaje się przekłamać społeczeństwo podczas kampanii wyborczej. Takie jest ryzyko demokracji. Każdy wyborca jest odpowiedzialny za oddany głos.
- Dziękuję za rozmowę.
Arkadiusz Bratkowski: Dziękuję bardzo.
Artykuł sponsorowany - Komitet Wyborczy PSL
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2014-05-07 przeczytano: 11530 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|