No i znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości. Mieliśmy niegdyś króla, który znał kilka języków, ale w żadnym nie miał nic do powiedzenia, toteż Michał Korybut Wiśniowiecki nie zapisał się w historii niczym szczególnym poza śmiercią z przyczyn konsumpcyjnych. Teraz mamy szefa Rady Unii Europejskiej z Polski, który nie tylko, że nie ma nic do powiedzenia, ale nawet nie potrafi tego braku przekazać w żadnym języku poza rodzimym. Ale oczywiście desygnowanie Donalda Tuska na wspomniane stanowisko ma być dla nas powodem do dumy.

Tak samo, jak mistrzostwa świata w męskiej siatkówce, które po raz pierwszy są organizowane w naszym kraju i które nie są dostępne w telewizji dla zwykłego śmiertelnika nad Wisłą. Z tego powodu w ostatnią sobotę mieliśmy wręcz nieprawdopodobne show. Po raz pierwszy w historii mistrzostw świata w grach zespołowych mecz otwarcia miał oprawę większą od finału. Inauguracja mistrzostw nastąpiła bowiem przy 60 tysiącach widzów na Stadionie Narodowym w Warszawie, co jest liczbą około pięciokrotnie większą od tej, która zobaczy bój o złoty medal. Do tego było to jedyne spotkanie pokazane w otwartym Polsacie, co oczywiście było obliczone na "efekt dekodera", czyli zachętę dla gawiedzi, aby jednak wykupiła sobie dostęp do transmisji za jedyne 80-100 złotych, w zależności od sieci kablowej. A ponieważ poczułem się obrażony takim traktowaniem przez stację przez wiele lat tytułującą się mecenasem polskiej siatkówki, sobotni wieczór postanowiłem spędzić zupełnie inaczej. Wraz z siostrą wybrałem się na Jazz Fashion, czyli pokaz mody i biżuterii.

Impreza, której w Zamościu dotąd nie było, a której chyba brakowało. Przede wszystkim dlatego, że most przy Bramie Szczebrzeskiej od dawna aż prosił się o zagospodarowanie na tego typu wydarzenia. Po drugie, bo Zamość z modą i szeroko pojętą elegancją dotychczas raczej mało się kojarzył. Jak wyznał prowadzący "iwent" Łukasz Zwolan, choć pomysł pojawił się już dwa lata temu, to tak naprawdę działać zaczęto ledwie trzy tygodnie przed pokazem. Obiektywnie trzeba przyznać, że w paru momentach widać było tę improwizację, ale całość oceniam naprawdę pozytywnie. Przy czym nie ze względu na demonstrowane kostiumy. Mało która kreacja wzbudziła moje uznanie, a już zwłaszcza można tak powiedzieć o kolekcji "Space - specyfic" Agnieszki Nataszy Splewińskiej, najmocniej zresztą reklamowanej i już nagradzanej. Nigdy nie byłem i nie będę fanem strojów pozbawiających kobiet kobiecości, a wspomniany zbiór "wielowarstwowych sylwetek" z pewnością do takich należy. Całości dopełniają ciężki buty rodem z fińskiej grupy metalowej Lordi, w których mało która modelka potrafiła swobodnie przejść po moście.

Ale pani Agnieszko, proszę się nie przejmować - ja się na modzie nie znam. Reszty prezentowanych kolekcji zresztą też nie oceniam jakoś specjalnie wysoko, co pewnie również świadczy o mojej ignorancji w tej dziedzinie. Nie znaczy to jednak, że sobotnią imprezę uważam za pozbawioną jakichkolwiek plusów. Wręcz przeciwnie!

Poza wykorzystaniem mostu przy Bramie Szczebrzeskiej, o czym pisałem wyżej, ogromnie spodobała mi się wykorzystana muzyka. Chodzi mi tu zarówno o wstawki jazzowe, jak i utwory wykorzystane podczas samych pokazów. I tu najwyżej oceniam dzieła odtwarzane w czasie demonstrowania kolekcji Agnieszki Nataszy Splewińskiej oraz Magdy Zabierzowskiej, a szczególnie to drugie. Jeśli ktoś z Państwa orientuje się co to był za utwór, bardzo proszę o wiadomość.

Rzecz druga - był to pokaz kolekcji trzech zamojskich projektantek. Poza Splewińską, były to Gabriela Łuczka i Sonia Kitka. Skoro zatem mamy w mieście osoby, które zajmują się projektowaniem ubiorów, to tym bardziej należy docenić wydarzenie z ostatniej soboty.

No i rzecz trzecia - widzę w tej imprezie potencjał. Jeśli nad kolejną edycją zacznie się myśleć poważnie dużo wcześniej, za rok możemy mieć imprezę naprawdę sporego kalibru. Przynajmniej w regionie. A wtedy nie trzeba będzie wykrętów Polsatu, żeby zachęcić ludzi do przyjścia na most przy Bramie Szczebrzeskiej.