No i mamy koniec wakacji. Smutny to fakt przede wszystkim dla uczniów i studentów czekających na "kampanię wrześniową", ale i wielu dorosłych z żalem myśli o tym, że obecne dni - jakkolwiek bardzo ciepłe, żeby nie powiedzieć upalne - są zarazem ostatnimi tak pięknymi. Luźne koszulki niedługo będą zastąpione przez stroje zdecydowanie grubsze, a sprawy, jakimi żyje opinia publiczna, nie będą już dotyczyły suszy. I nie mam tu wcale na myśli referendum, jakie czeka nas w kolejną niedzielę.

Do obrad wrócili na przykład zamojscy radni. Już w tym tygodniu odbywają serię posiedzeń komisji stałych, a w najbliższy poniedziałek czeka ich sesja plenarna. Jednym z omawianych projektów uchwał jest pomysł przekształcenia Ośrodka Sportu i Rekreacji z zakładu budżetowego w jednostkę budżetową. Różnica teoretycznie niewielka, a w praktyce znaczna. Zakład budżetowy ma bowiem do zrealizowania określony poziom przychodów. Środki z miejskiej sakwy nie mogą stanowić tu więcej aniżeli 50 procent całości. OSiR działał tak dotychczas, a pozostałe fundusze pozyskiwał na przykład z wynajmu boisk czy też organizacji obozów sportowych. Co innego jednostka budżetowa. Tu w zasadzie zdobywanie środków z zewnątrz mogłoby wcale nie być wymagane. Podmiot działający na tych zasadach opiera swoją pracę na pieniądzach z miejskiego budżetu, a dochody wypracowane przez jednostkę idą potem do miasta. Tak ma być w przypadku OSiR-u od 1 stycznia 2016 roku.

Czemu to ma służyć? Jak można było usłyszeć między innymi w Radiu Lublin, obecnie "bardziej się opłaca przyjąć obóz z zewnątrz, żeby ktoś zapłacił pieniądze i będzie dochód, niż bez przerwy dla mieszkańców robić jakieś imprezy". To słowa Michała Kowalika z Wydziału Kultury i Sportu Urzędu Miasta Zamość. Zwracam na to szczególną uwagę, bo mówimy o człowieku, który w magistracie pracuje od wielu lat (czyli zaczynał jeszcze za poprzedniej władzy) i który zarazem zna doskonale specyfikę działalności OSiR-u. Wie zatem, że problem zbilansowania kosztów i przychodów tego podmiotu nie jest nowy. A zwiększył się paradoksalnie po oddaniu do użytku nowych "nieosirowskich" obiektów sportowych w Zamościu i jego bezpośrednich okolicach. Przez to zamojskie kluby mając wybór pomiędzy trenowaniem w OSiR-ze a na przykład w Zawadzie czy hali przy Szkole Podstawowej nr 9, nie wybierały pierwszej z tych opcji. Pamiętam, że jeszcze w poprzedniej kadencji RM radni proponowali, aby przyznawanie dotacji miejskich uzależnić od korzystania z obiektów OSiR-u przez kluby. Pomysł nie wszedł w sferę formalną, zresztą wątpię czy byłby on zgodny z prawem. Teraz władza próbuje innej rzeczy. Czy lepszej?

Przyznam, że mam pewne wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że posiadając bazę sportową na naprawdę wysokim poziomie - jak na miasto powiatowe - powinniśmy z tego czerpać korzyści. Stąd fakt organizowania obozów sportowych nie tylko mi nie przeszkadza, ale też nie bardzo dostrzegam sprzeczność, o której mówił Michał Kowalik. Obawiam się, że po przekształceniu OSiR-u w jednostkę budżetową ta sfera będzie traktowana nieco po macoszemu. A to na pewno nie będzie służyło miastu.

Ale być może te obawy są na wyrost. Z pewnością natomiast dysponujemy bardzo dobrze rozwiniętą bazą sportową, z której korzysta wiele osób z Zamościa i okolic. Jednemu z jej obiektów chciałbym poświęcić ostatnią część niniejszego tekstu. Jakiś czas temu czytałem lamenty, że kryta pływalnia świeci pustkami. Tymczasem odwiedzając basen o przeróżnych porach dnia za każdym razem natrafiałem na naprawdę sporą rzeszę adeptów pływania (a przynajmniej pluskania się w wodzie). Często problem stanowiło przepłynięcie pełnej długości niecki rekreacyjnej, bo było w niej pełno zwłaszcza dzieci. Pewien luz pojawiał się dopiero około godziny 21. A lato przecież mamy bardzo ciepłe, skłaniające raczej do przebywania na plaży i korzystania z akwenów otwartych (zalew miejski zresztą również cieszył się powodzeniem).

Jedną uwagę jednak do kierownictwa pływalni skierować niestety muszę. Zauważyłem, że zaskakująco wiele osób korzystających z basenu rekreacyjnego było bez czepków. Pytałem o to w kasie - odpowiedziano mi, że trzeba to zgłaszać ratownikom. Tymczasem od ratowników otrzymałem odpowiedź, że w wakacje przymyka się na to oczy, że część osób zniechęcała się koniecznością pływania w czepku, a w ogóle to niedługo basen czeka 1,5-miesięczna przerwa technologiczna. Nie powiem, w ostatni wtorek sam skorzystałem z możliwości pływania bez czepka i czułem się z tym świetnie fizycznie, lecz psychicznie trochę nieswojo. Sugeruję więc kierownictwu pływalni przemyślenie kwestii: czy aby na pewno czepki są konieczne, skoro teraz w zasadzie wielkiego problemu z ich brakiem nie było, a stosowny fragment regulaminu i tak okazał się martwy? Przecież można sprecyzować ten zapis ograniczając go do basenu rekreacyjnego. A jeśli jednak z jakichś względów pomysł nie jest dobry, to należy chyba wymagać od osób pilnujących jego przestrzegania, aby to robiły.