Wybory parlamentarne A.D. 2015 w Polsce przeszły do historii. Wygrało Prawo i Sprawiedliwość z bardzo dużą przewagą nad Platformą Obywatelską, Kukizem'15, Nowoczesną Ryszarda Petru i Polskim Stronnictwem Ludowym. Reszta partii do Sejmu nie weszła, większość w obu izbach parlamentu zdobył PiS, a premierem ma być Beata Szydło. Wyniki głosowania u jednych wzbudziły przyspieszone bicie serca, łzy w oczach i skłonność do bicia braw, a u drugich wzbudziły przyspieszone bicie serca, łzy w oczach i skłonność do upicia się z rozpaczy. Uczucia więc to nader skrajne, tak więc można powiedzieć, że emocji te wybory wzbudziły naprawdę mnóstwo.

Niektórzy musieli więc odreagować. W tym także media publiczne. Tak się składa, że w poniedziałkowe popołudnie słuchałem radiowej Trójki, która bardzo się starała, żeby wyniki wyborów przedstawić jako tragedię całego kraju. Szczególnie rozczulił mnie materiał w audycji "Zapraszamy do Trójki", w którym poinformowano, że "60 procent młodych ludzi zagłosowało na partie prawicowe". Prawicowe, czyli PiS, Kukiza i Korwina, co kolejne autorytety komentowały jako wielkie zagrożenie dla Polski. Najbardziej wygłupił się politolog Radosław Markowski, który ogłosił, że "młodzi tak zagłosowali, bo w taki sposób są wychowywani". I wymienił tu jednym ciągiem rodzinę, szkołę i Kościół. Przekomicznie to wyglądało i w zasadzie można powiedzieć, że rolę żartownisiów do niedzieli pełnili politycy, a od poniedziałku ich rolę przejęli tak zwani eksperci.

Co nie znaczy, że do niedzieli było nudno. Przeciwnie, na przykład ostatniego dnia kampanii wiedzą historyczną na poziomie Macieja Stuhra popisała się pani premier, która stwierdziła, że zwycięstwo PiS-u cofnie Polskę o 500 lat. Wiem, że dzisiaj modniej jest historii nie znać i pleść androny o przywiązywaniu dzieci do tarcz pod Cedynią, ale jednak wypadałoby wiedzieć, że przed 500 laty Rzeczpospolita rozciągała się znacznie bardziej niż obecnie i miała akurat swój Złoty Wiek. A podczas wieczoru wyborczego popis dała Barbara Nowacka. Szefowa Zjednoczonej Lewicy, komentując klęskę swej listy, pocieszała zebranych i namawiała ich do dalszej walki co chwilę używając słowa "razem". A tak się składa, że jeszcze bardziej lewicowa Partia Razem, która nie dostała się na listy firmowane przez Leszka Millera, Janusza Palikota, Joannę Senyszyn czy Kazimierę Szczukę, paradoksalnie najbardziej przyczyniła się do rozbicia lewicowego elektoratu i tym samym wygonienia z Sejmu ZL-ewu.

A co na zamojskim podwórku? Tu zmiany jeszcze większe, bo w naszym okręgu PiS zdobył aż osiem mandatów, PO dwa, a po jednym zgarnęli "kukizowcy" i ludowcy. Dotychczas rządzący stracili tu mnóstwo na rzecz Prawa i Sprawiedliwości, dlatego w Sejmie nie zobaczymy już ani długoletniego posła Mariusza Grada, ani spadochroniarza z Ruchu Palikota, czyli Marka Poznańskiego, zaś ledwo co dostał się tam Stanisław Żmijan. W zamian, poza oczywiście grupą "pierwszaków" z PiS-u w postaci na przykład Teresy Hałas, nową twarzą w niższej izbie parlamentu będzie "jedynka" od Pawła Kukiza, czyli Jarosław Sachajko. Nie zamierzam niczego odbierać temu człowiekowi, bo na pewno istnieje grupa osób, która go dobrze zna i ceni, co przełożyło się na oddanie na niego głosu. Niemniej nie oszukujmy się - to nie była postać znana szerszej publiczności, zatem końcowy sukces był przede wszystkim efektem umieszczenia jej na pierwszym miejscu listy Kukiz'15. W tym kontekście to chyba jednak nie Mariusz Grad jest największym przegranym wyborów w naszym okręgu, lecz osoba, którą obwołano liderem listy Pawła Kukiza po raz pierwszy - jak się okazało przedwcześnie. A coś mi się zdaje, że Kukiz'15 odegra w nowym Sejmie rolę zdecydowanie większą od Ruchu Palikota w minionej kadencji.