Domyślam się, że część z Państwa oburzyła się na powyższy tytuł, ale nic nie poradzę, że bardziej adekwatny nie przyszedł mi do głowy. Znam zresztą teorie, że przybytki, o których napisałem w tytule, wbrew pozorom charakteryzują się sporym porządkiem. Nie wiem, nie sprawdzałem, ale na pewno tak w domach publicznych, jak i w PKP Intercity uprawia się nierząd. W tym drugim przypadku - na zdrowym rozsądku. Do takich wniosków można dojść analizując najbliższe plany rozkładowe spółki w odniesieniu do Zamościa. Na ich widok włosy samoczynnie się jeżą na głowie.

Rzecz to tym bardziej zaskakująca, że teoretycznie na pierwszy rzut oka nasz region powinien się czuć wysoce usatysfakcjonowany. Oto bowiem w rozkładzie jazdy, wchodzącym w życie już 13 grudnia, zapisano aż dwa pociągi dalekobieżne kategorii Inter City jadące do Zamościa: "Antares" - kursujący z Wrocławia przez Jarosław, Horyniec Zdrój, Hrebenne i Bełżec, a także "Siemiradzki" - jadący trasą zajmowaną najpierw przez "Hetmana", a obecnie przez "Światossaka". W dodatku laicy mogą odnieść wrażenie, że spełniają się postulaty miłośników kolei, aby do Zamościa docierał jeden pociąg dzienny i jeden nocny. Można w ciemno przyjąć, że taką argumentację zastosuje przewoźnik wobec swojego pomysłu. Nie będzie to jednak zmieniać faktu, że pomysł ten należy do skrajnie kretyńskich.

Skupmy się po prostu na faktach. Otóż kolejowy dzień w Zamościu (pomijając szynobusy z Lublina) będzie zaczynał się o godzinie 9:44, kiedy to dotrze tu "Antares". 46 minut później jednak skład ten zmieni tablice kierunkowe i jako "Siemiradzki" pojedzie w kierunku Biłgoraja, Stalowej Woli i dalej do Rzeszowa. Następnie "Siemiradzki" powrotny dotrze do Zamościa o 17:48, aby już o 18:15 zostać "Antaresem" i ruszyć na Roztocze. Pierwsze kontrowersje budzi przesunięcie pociągu dziennego z 5 rano na 10 i analogicznie powrotnego z 21:30 na 18. Dojazd do Krakowa po 17, a do Wrocławia po 21 sensu nie ma. Choć prawdę powiedziawszy obecny dojazd do Krakowa na 11 i powrót o 14 to również niezbyt atrakcyjna alternatywa, a po przesunięciu godzin kursowania pociąg IC stałby się dostępny wreszcie także dla mieszkańców regionu spoza Zamościa np. z Hrubieszowa. Tylko skoro do miasta nad Huczwą prowadzą tory w całkiem dobrym stanie, to nie prościej byłoby tam po nich po prostu pociągiem pojechać? Wada następna, o wiele poważniejsza - krótki czas na przejścia składów pociągów (Siemiradzki/Antares i vice versa). Jest on taki wbrew obowiązującym do tej pory wewnętrznym regulaminom spółki, które mówiły o minimalnym czasie trzech godzin na przejścia składów na stacjach zwrotnych. Można w ciemno założyć, że będzie generował często opóźnienia wtórne, co oczywiście będzie powodowało bałagan i irytację podróżnych już na początku podróży. A skoro już o bałaganie mowa, to nadmienię jeszcze tylko, że pociągi dalekobieżne bynajmniej nie będą do Zamościa docierały codziennie, a jedynie w soboty, niedziele, święta, ferie zimowe, długie weekendy oraz od maja do końca września... żebyśmy się chyba nie przyzwyczaili zanadto. Brzmi to absurdalnie, ale same terminy kursowania w rozkładzie zajmują trzy linijki. Aha, taki drobiazg: podczas "bezkoleja" nie jest przewidziana jakakolwiek komunikacja zastępcza.

Zalety takiego zestawienia? Tylko jedna. Drużyny konduktorskie i trakcyjne będą zaczynały i kończyły swoje służby w Rzeszowie idealnie spinając czasy pracy bez konieczności praktykowanego obecnie dowożenia kolejarzy taksówkami do Zamościa. Taktownie chcę przypomnieć, że podobno pociągi uruchamia się dla pasażerów, a nie dla pracowników kolei oraz że taksówka (nawet renomowanej firmy) jest o niebo tańsza od wagonowego składu z lokomotywą spalinową. Jako ciekawostkę mogę dodać, że jeszcze trzy tygodnie temu w rozkładzie jazdy "Siemiradzki" jeździł codziennie. Czyżby zatem dodatkowy pociąg dla wożenia konduktorów skonsumował codzienne kursy składu jadącego przez Biłgoraj?

Czasu na korektę tej góry absurdu jest już naprawdę bardzo niewiele.