Każdemu należy dać szansę na początku działalności. Często potrzebne to jest nawet po pierwszej lub drugiej wpadce, jeśli oczywiście widać, że błądzący ma dobre intencje, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Kiedy jednak podejmowane są kolejne działania wywołujące u innych odruch łapania się za głowy, trzeba poważnie zredukować swoje podejście do podmiotu popełniającego "wielbłądy", jak mawia Jan Tomaszewski.

Przy czym o ile wcześniejsze wpadki były dziełem współpracowników obecnego prezydenta Zamościa, który potem po prostu próbował je wybielić, to pod najnowszą Andrzej Wnuk podpisuje się własnym imieniem i nazwiskiem. A przynajmniej tak w ostatni poniedziałek ogłosił jego rzecznik, Marek Gajewski. Kolejnym przedsięwzięciem, które - mówiąc delikatnie - nie do końca się naszemu włodarzowi udało, jest przemeblowanie sali Consulatus.

Mówiąc w największym skrócie: prezydium Rady Miasta nie będzie już znajdowało się na podeście, lecz w jej centrum - dużo bliżej reszty radnych. Urzędnicy ratuszowi zajmują teraz miejsca po każdej z trzech stron wspomnianej grupy. Pojawiła się też inna zasadnicza nowość: podest wraz z mównicą, znajdujące się z prawej strony patrząc od strony prezydium, zajmować teraz będą dziennikarze i mieszkańcy przybyli na sesję RM. To wszystko, wraz z nowościami dekoratorskimi w postaci nowych zasłon, dywanu oraz farby na grzejnikach, kosztowało niemal 100 tysięcy złotych. Na taki wydatek zgodzili się radni (zresztą ja też sensu remontu jako takiego nie kwestionuję), którzy jednak o konkretnych planach zmian nie zostali poinformowani. Ten trud na swoje barki wziął osobiście Andrzej Wnuk.

Skąd pomysł na tak radykalne przemeblowanie? Jak dowodził rzecznik Gajewski, na pracę dziennikarzy mieli się uskarżać sami radni. Nie wymienił żadnych nazwisk ani nawet nazw klubów, ale uparcie twierdził, że prezydent tą decyzją wychodzi naprzeciw oczekiwaniom Rady Miasta. Ogłosił za to, że od tej pory wprowadzony zostaje zwyczaj zgodnie z którym po otwarciu obrad RM dziennikarze będą mogli przez pięć minut chodzić po sali i robić zdjęcia, ale po tym czasie zostaną wyproszeni za barierkę i będą mogli przebywać tylko w wyznaczonej strefie. Wyłącznie tam będą mogły być też ustawione kamery i inne sprzęty do nagrywania. Złamanie tych zasad skutkować będzie wpierw reprymendą od Straży Miejskiej, a następnie wyproszeniem z miejsca obrad.

Drodzy Państwo... Gdyby prezydent Zamościa nie był wcześniej dziennikarzem, mógłbym jeszcze jego koncepcję usprawiedliwić zwyczajną niewiedzą. Ale Andrzej Wnuk był dziennikarzem przez wiele lat, a tym samym mogę zaryzykować twierdzenie, że zrobił swoim dawnym kolegom po fachu po prostu na złość. Nie chodzi mi wcale o umiejscowienie nas wraz z innymi zwykłymi mieszkańcami miasta, bo to żadna ujma przecież, ale o pozbawienie podestu wszelkich stolików, za wyjątkiem mównicy. Przez to mównica stała się jedynym miejscem, gdzie można robić notatki, z czego zresztą podczas poniedziałkowej sesji skrzętnie korzystała redaktor Hereta. O tym, że przy okazji dziennikarze zostali zmuszeni do wychodzenia do bufetu po zwykłą wodę mineralną, nawet nie warto wspominać.

Na koniec jeszcze jedno. Będąc na wielu sesjach Rady Miasta nieraz byłem świadkiem jak tylko interwencja dziennikarza, który w porę podszedł do któregoś z radnych, aby zwrócić uwagę na konkretną rzecz, ratowała całe gremium od kompromitacji. Nie chwaląc się, niekiedy sam byłem tym dziennikarzem, o czym prezydent na pewno wie. I z góry oświadczam, że dla dobra mojego miasta nie zawaham się złamać obowiązujących od teraz reguł. Najwyżej Straż Miejska mnie wyrzuci.