Lubię piątek. To taki fajny dzień tygodnia - zaczyna się weekend, wszystko robi się luźniejsze i skłaniające do relaksu. To pora wysoce niesprzyjająca rozmyślaniom o polityce i sprawach ogólnie dla państwa najważniejszych. Przyznam, że i ja zdecydowałem się spędzić ostatni piątkowy wieczór na bardzo miłej rozmowie z jeszcze milszą osobą i kompletnie nie obchodziły mnie wydarzenia rozgrywające się w stołecznej Prokuraturze Okręgowej. Co jakiś czas patrzyłem tylko na tytułowe witryny portali internetowych i czytałem jednym okiem, że oto dzieją się sensacje, ujawniane są jakieś kompromitujące nagrania i w ogóle rozgrywa się totalny przełom w sprawie Janusza Kaczmarka. Rozmowa prywatna była jednak dla mnie ciekawsza i z tej przyczyny TVN24 włączyłem dopiero po godzinie 23.

Na początku same gadające głowy przetykane z boku ekranu obrazkami z kamer hotelowych. Poseł PiS-u w skowronkach, ludzie opozycji wyraźnie mający ochotę przerwać wywiad. Widać wyraźnie - Kaczmarek zełgał, jest niewiarygodny, a opozycja skompromitowała się opowieściami o pełzającym zamachu stanu i przyrównywaniem obecnych czasów do stanu wojennego. Później reżyser Sylwester Latkowski również dużo łagodniej, niż dnia poprzedniego, wypowiadał się o zatrzymaniu w jego mieszkaniu byłego ministra. Ciekawość wzmagała się we mnie coraz wyraźniej. Wreszcie stacja ową słynną konferencję w prokuraturze powtórzyła.

Co do kłamstwa Kaczmarka - uwypuklono je w stopniu doskonałym. Masowe krętactwa osób jemu podległych i znajomych - również. Kamery nie kłamią, rozmowy też nie. Nie będę zatem na to zwracał uwagi, a skupię się na opakowaniu, które chyba jednak wcale nie jest mało istotne.

"Ten nasz k.... debil" i "facet od odkręcanych śrub w samochodzie", to tylko maleńki fragmencik całości rozmów odbywanych między albo przynajmniej z udziałem najwyższych władz policyjnych lub przedstawiciela biznesu, jakim jest/był Jaromir Netzel. Dodajmy, że ów "facet od śrub" (tak się właśnie przedstawiający) bez ceregieli nakazuje szefowi policji co ma robić, a szef bez chwili wahania zgadza się na wszystko, co od tego rozmówcy usłyszy. Wszyscy oni posługują się grypserą i nawet nie udają, że jest inaczej ("ale ja nie rozumiem tego grypsu"). Przyznam, że większe przerażenie ogarniało mnie nie ze względu na treść, ale właśnie na formę, która przypomniała mi coś, o czym napiszę dalej. Moje nawet najbardziej prywatne rozmowy ze znajomymi są dużo bardziej kulturalne od tych, które odtworzyła prokuratura. Nie wiem czy to ja i moi rozmówcy jesteśmy tak dobrze wychowani, czy nasi notable to zwykłe chamy i dresy, ale żadna z tych opcji specjalnej chluby Polsce nie przynosi.

Przypomnieć jednak chcę, że pierwsze kluczowe nagranie dla losów III RP, czyli rozmowa Michnika z Rywinem, której piątą rocznicę obchodziliśmy 22 lipca, miało formę podobną. W głowach nie mieściło się ludziom, że tak dyskutuje wykształcony historyk, kreujący się na autorytet moralny, ze znanym w świecie producentem filmowym. Tymczasem oni tak mówili (i chyba mówią nadal; aż w taką przemianę nie uwierzę) co dnia. Nie trzeba było chyba lepszego dowodu na upadek elit albo inaczej - na udowodnienie tezy, że elity w naszym kraju po prostu umarły. Później były taśmy z afery starachowickiej, a jeszcze potem akustyczne efekty działalności ochrony Aleksandra Gudzowatego. W nich wszystkich styl wręcz identyczny. Nagrania ostatnie pokazują, że jest coraz gorzej.

Ale nadal jest we mnie taka głupia wiara, że w końcu władzę w Polsce obejmą ludzie, którzy może nawet nie będą wysocy, przystojni i ogólnie dobrze prezentujący się zewnętrznie, ale za to grzeczni i po prostu z kulturą osobistą prezentowaną codziennie, a nie tylko przed kamerami telewizyjnymi, o których zainstalowaniu zostali wcześniej uprzedzeni. Może w końcu się to odmieni.