Za nami ostatnia kolejka rozgrywek IV ligi lubelskiej w tym roku. Fundacja KS Hetman Zamość rundę jesienną zakończyła na drugim miejscu w tabeli, o czym przesądził niedzielny blamaż na własnym (miejskim gwoli ścisłości) stadionie z Chełmianką 0:4. Pięć punktów straty do lidera z Chełma wprawdzie o niczym jeszcze nie przesądza, ale biorąc pod uwagę fakt, że przed sezonem zamojscy działacze otwarcie mówili o awansie do III ligi, pewien niedosyt pozostał. A runda wiosenna wcale łatwiejsza być nie musi.

Przyznam, że nie oglądałem ostatnich meczów Hetmana w Zamościu, ale do września byłem praktycznie na każdym spotkaniu. Scenariusz każdego był praktycznie identyczny. Hetman prowadził najpóźniej po niespełna półgodzinie, a następnie konsekwentnie grał swoje z rzadka pozwalając rywalowi zbliżyć się do bramki gospodarzy. Jeśli więc mimo wszystko nasz zespół nie prowadzi w tabeli, stanowi to chyba dowód na znaczne rozwarstwienie poziomu gry uczestników tych rozgrywek. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo Zamość jest z pewnością bogatszym ośrodkiem od Piszczaca, Milanowa czy Włodawy. Można się spodziewać, że i wiosną mecze Hetmana będą wyglądały podobnie. Oby analogia nie wystąpiła jedynie w przypadku pojedynków z Chełmianką i Kryształem Werbkowice.

Chciałbym jednak przypomnieć, że Fundacja KS Hetman Zamość powstała z myślą o kontynuowaniu tradycji macierzystego Klubu Sportowego "Hetman", który swój ostatni mecz zagrał przed siedmioma laty. Mimo usilnych starań propagandowych poprzedniej władzy AMSPN "Hetman" nie był pojmowany jako przedłużenie KS-u przez większość kibiców. Mówiąc szczerze, skoro obecny twór przejął miejsce po AMSPN-ie, to i jego na logikę trudno tak postrzegać, ale nie będę się czepiał. Na pewno zamojscy piłkarze na mój doping mogą liczyć. Jednakże pamiętać należy, że nie tylko Hetman Zamość był polskim klubem, którego przerosło powstałe zadłużenie i który musi zaczynać z dużo niższego pułapu, niż kończył.

Tak jak pokolenie moich rodziców wychowywało się na Górniku Zabrze z Lubańskim czy Legii Warszawa z Deyną, tak pokolenie moje wychowywało się na Widzewie Łódź. Wprawdzie w latach 90-tych ubiegłego wieku nie był to ten Widzew z Bońkiem, Młynarczykiem, Surlitem, Wragą, czy Piętą, kiedy to ogrywał w pucharach Juventus z Liverpoolem, ale w tamtych czasach nie było drużyny bardziej dominującej w rodzimej lidze. Wtedy grali w niej chociażby Woźniak, Bogusz, Bajor, Michalczuk (często jedyny obcokrajowiec, który i tak czuł się Polakiem i w końcu dostał nasz paszport), Miąszkiewicz, Majak, Wojtala, Wyciszkiewicz, Siadaczka, Dembiński czy też oczywiście ówczesny idol nastolatków (acz akurat niekoniecznie mój) - Marek Citko, dzięki któremu Polacy usłyszeli o Ruchu Światło-Życie. Do dziś pamiętam, jak czekałem na weekend, aby w TVP Polonia obejrzeć kolejny mecz piłkarzy Widzewa. Ci seryjnie wygrywali w kraju i nawet raz awansowali do Ligi Mistrzów nie dając plamy w żadnym występie. Tyle, że tamte sukcesy były bardzo na kredyt, więc po kilku latach Widzew z hukiem spadł z ligi i nie pogrążył się w otchłani tylko dzięki wpływom Zbigniewa Bońka.

Potem przyszedł Sylwester Cacek, który teoretycznie wskrzesił klub, ale nie tak dawno Widzew ponownie upadł. Tym razem musiał zacząć kilka klas niżej, jako drużyna zarządzana przez kibiców-pasjonatów na zdrowych zasadach. A ponieważ ŁKS-owi wcale lepiej się nie wiodło, w tym sezonie mieliśmy pierwsze od dawna derby Łodzi - na szczeblu trzecioligowym. Do tego Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew niedługo otrzyma od miasta nowy stadion, na który czekał już w zasadzie dwie dekady. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ów nowiutki Widzew... już jest zadłużony! Jak podaje portal Weszło, dług sięga około 280 tysięcy złotych, a wkrótce może być nawet dwukrotnie większy. A wszystko rzekomo przez niedawno wyrzuconego prezesa. Wprawdzie doniesieniom zaprzecza strona widzewtomy.net, ale zacytowane przez nią "wiarygodne źródło" daje powody do optymizmu wyłącznie zatwardziałym optymistom: "Liczby te są zawyżone, a do tego deficyt jest stale zmniejszany. Nie odwrotnie. Pomagają w tym osoby, które chcą mocniej zaangażować się w pracę dla Widzewa i niedługo efekty ich działań będą widoczne". Czyli klub, choć działa od niedawna, to zadłużenie zrobić zdążył, a bliżej nieokreślone osoby dopiero "chcą mocniej zaangażować się w pracę dla Widzewa". W zasadzie kopiuj-wklej z tego, co kibice RTS-u słyszeli stale od pana Cacka.

Wspominam o tym niejako ku przestrodze. Zamojscy kibice również byli przecież mamieni w poprzednich latach informacjami, że w KS-ie wszystko zmierza ku dobremu, aż wyszło na jaw, że zadłużenie grubo przekracza milion złotych. Potem co chwilę objawiali się różni dobroczyńcy rzekomo zainteresowani odbudową Hetmana, ale jakoś równie szybko znikali. AMSPN "Hetman" też nie był klubem, w którym się przelewało, acz większych zagrożeń dla jego istnienia z tego co wiem nie było. Mam głęboką nadzieję, że Fundacja KS Hetman Zamość działa na zupełnie zdrowych zasadach, zresztą na starcie sezonu pisałem już, że klub podjął szereg działań na rzecz pozyskiwania środków na funkcjonowanie zespołu. Niemniej jeśli za jakiś czas okaże się, że obecnie budowany twór również boryka się z coraz większymi długami, to ich koszt będzie dużo większy, niż wszyscy sądzą. Będzie nim bowiem utrata zaufania do całego zamojskiego środowiska sportowego.