Zaledwie kilka tygodni temu opublikowaliśmy na naszych łamach artykuł poświęcony aktualnej sytuacji w walce o przywrócenie kolei pasażerskiej do Hrubieszowa, a już zaszła potrzeba stworzenia kolejnego tekstu. Kierując się zmodyfikowanymi zapisami planu zrównoważonego rozwoju publicznego transportu zbiorowego w zakresie sieci komunikacyjnej w międzywojewódzkich i międzynarodowych przewozach pasażerskich w transporcie kolejowym, wysłaliśmy zapytanie do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa o możliwość przedłużenia do miasta nad Huczwą już od czerwca pociągu "Matejko", obecnie docierającego do stacji Zamość Wschód. Nie tylko zresztą my, gdyż sprawą zainteresowali się również Sławomir Zawiślak i Jarosław Sachajko. Parlamentarzystom resort jeszcze nie odpowiedział, ale nam już tak. Odpowiedź datowana na 6 lutego spowodowała jednak co najmniej głębokie zdziwienie.

Stało się tak głównie dlatego, że z miejsca odnieśliśmy wrażenie, iż niemal identyczne pismo wysłano do nas zaledwie przed miesiącem, a jego nadawcą była spółka PKP Intercity SA. Podobnie resort zawiadamiał nas, że trudność stanowią "niekorzystne godziny przyjazdów i odjazdów ze stacji Hrubieszów Miasto". Kwestia, którą nieraz pokazywaliśmy, że jest całkowicie bezprzedmiotowa, gdyż obecny rozkład jazdy "Matejki" jest do optymalnego bardzo zbliżony. Podobnie wygląda sprawa z przewidywanym przez spółkę, a powielonym przez resort, "znacznym wzrostem deficytu połączenia", którego nie zrównoważy wzrost potoków pasażerskich. Każdy może sobie oszacować skalę tej podwyżki kosztów. Wynikają one z podliczenia dodatkowych opłat na rzecz PKP PLK - w skali roku wynosiłyby maksymalnie 103 tysiące złotych dla odcinka Zamość Wschód - Hrubieszów Miasto. Owszem, trzeba do tego jeszcze doliczyć dodatkowe zużycie materiałów eksploatacyjnych (jak spalone paliwo). Niemniej z zestawienia wynika, że wystarczyłoby codziennie zaledwie dwóch pasażerów na trasie Hrubieszów - Kraków, a koszty na rzecz zarządcy infrastruktury zwróciłyby się spółce perfekcyjnie. Każdy kolejny pasażer stanowiłby dla PKP IC zwrot części kosztów eksploatacyjnych. Warto przy tym zastanowić się, z jakiego powodu spółka nie obawiała się "znacznego wzrostu kosztów" w przypadku uruchomienia pociągu TLK "Kociewie", który lokomotywa spalinowa musi ciągnąć na ponad 300 km trasy z Gdyni do Gorzowa?

Nie jest także rzeczą przemawiającą za pozostawianiem Ziemi Hrubieszowskiej bez kolejowych połączeń pasażerskich dedykowanie lokomotyw SU160 i zmodernizowanych wagonów na trasę wyłącznie do Zamościa. Nawet w omawianym piśmie ministerstwo przyznaje, że do tego wystarczyłaby zgoda wyrażona przez Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Co więcej, praktyka pokazuje, że takie precedensy już występowały. Wystarczy tu przywołać przykład pociągów TLK "Kociewie" i TLK "Moniuszko", obsługiwanych lokomotywami spalinowymi na trasach odpowiednio Gdynia Główna - Gorzów Wielkopolski i Piła Główna - Szczecin Główny. Oba połączenia obsługują obecnie lokomotywy pierwotnie dedykowane do obsługi trasy Gdynia Główna - Hel. CUPT zaś stosowne zgody wydało w ciągu zaledwie dwóch tygodni od złożenia wniosku. Jak zatem widać, wystarczy po prostu chcieć.

Ogółem w piśmie z ministerstwa zaskakująco często widać zwyczajne zasłanianie się od odpowiedzialności sformułowaniami "spółka zwróciła uwagę" czy "spółka dokonała analizy". Nie widać, żeby resort w jakikolwiek sposób twierdzenia spółki próbował weryfikować. Po raz kolejny organizator przewozów zadowolił się informacjami usprawiedliwiającymi brak podjęcia działań przez ich wykonawcę. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację pomiędzy Urzędem Marszałkowskim Województwa Lubelskiego a Przewozami Regionalnymi, gdzie organizator przewozów patrzy ich zleceniobiorcy na ręce szczególnie.

Nie ukrywam, że jest to postawa wysoce niepokojąca również w kontekście przyszłości. Co prawda ministerstwo przyznaje, że odcinek do Hrubieszowa został ujęty w planie transportowym, niemniej nie musi to wcale oznaczać, że pociągi nad Huczwę pojadą już w grudniu. Zacytujmy dosłownie ten fragment: "połączenie to w przyszłości będzie brane pod uwagę w przypadku wzrostu limitu dotacji do przewozów międzywojewódzkich w kolejnych latach". Teoretycznie zatem wystarczy, że PKP IC po "braniu pod uwagę" trasy do Hrubieszowa ponownie stwierdzi, że "niedasię", a ministerstwo rozłoży ręce i grzecznie temu przytaknie, usłużnie kopiując cokolwiek przewoźnik wymyśli. Tyle dobrego, że już w przyszłym roku zacznie się w naszym kraju wyborczy maraton.