Choć początek roku stał w Polsce pod znakiem rządowego trzęsienia ziemi zwanego rekonstrukcją, dla Kornelii Wróblewskiej było to pierwsze zetknięcie się z hejtem. Nie tym ze strony przeciwników politycznych, bo ten jest oczywisty jak brak upałów w styczniu, lecz własnego elektoratu.

Pochodząca spod Międzyrzeca Podlaskiego - absolwentka teologii - deputowana .Nowoczesnej w ubiegłym tygodniu szumnie wróciła do pracy po urodzeniu córeczki. Świeżo upieczona mama zebrała ze wszystkich stron politycznej barykady gratulacje, a sama posłanka chwaliła się zdjęciami w towarzystwie uśmiechniętego nowego i zamyślonego starego kierownictwa partii. Pisała też o publicznym karmieniu piersią nawiązując do papieża Franciszka, który nie tylko na to zezwolił, ale nawet chwalił. Jednakże nie to stanowiło główne wydarzenie posiedzenia Sejmu, lecz pierwsze czytanie ustaw dotyczących aborcji. Projekt pierwszy - obywatelski - zakładał liberalizację istniejącego prawa. Drugi zaś opiera się na czymś dokładnie przeciwnym. I tylko on przeszedł głosowanie sejmowe, choć skierowanie projektu obywatelskiego do prac na forum komisji poparła nawet część posłów PiS-u, w tym Jarosław Kaczyński.

Stało się tak dlatego, że w głosowaniu nie wzięli udziału niektórzy deputowani opozycyjni. W tym gronie znalazła się właśnie Kornelia Wróblewska. Krótko później na swoim profilu na popularnym portalu społecznościowym najpierw zamieściła w sumie niezbyt pasujący do sprawy cytat z Tadeusza Boya-Żeleńskiego, a potem oświadczenie o treści: "Przepraszam wszystkich, których obraziłam i zawiodłam nie wzięciem udziału w głosowaniu w punkcie liberalizującym prawo aborcyjne w Polsce. NIE zagłosowałam przeciwko temu projektowi. Jednocześnie stanęłam w obronie praw kobiet stanowczo odrzucając projekt zaostrzający prawo aborcyjne. Rozumiem, że to za mało. Bardzo mi przykro z tego powodu". Na swoją zgubę.

"No dziękuje łaskawa pani, a teraz jeszcze łaskawie powinnaś sama się wykopać na polityczny śmietnik, bo tam jest twoje miejsce", "Głupota tej dziuni plasuje ją między planktonem a tosterem", "Pani nie rozumie i nie zrozumie a my przy kolejnych wyborach nie damy Pani więcej czasu na brak zrozumienia społeczeństwa. Wstyd! I w nosie mamy gdzie i kiedy chce Pani karmić dziecko!", "Niestety, zawiodła Pani zaufanie Polskich kobiet i sprowadziła je do poziomu na którym pis je chce mieć: nierozumnych i rozpłodowych macior!", "Przykro ci będzie jak następny twój płód będzie uszkodzony. Ciężko oczywiście" - to tylko kilka komentarzy z całej listy naprawdę solidnego pokazu kultury, taktu i inteligencji twardego elektoratu partii z kropką. Wypowiedzi, w których dziecko posłanki było nazywane "bachorem", już Państwu oszczędzę. Podobnie jak sugestii, że Kornelia Wróblewska podjęła decyzję przeciwko własnej córce. A to tylko komentarze pod wspomnianym oświadczeniem. Pod kolejnymi wpisami posłanki również pojawiło się mnóstwo opinii na podobnym poziomie.

Można oczywiście mówić, że poseł ma reprezentować wyborców, a swoje sumienie zostawiać w kościele. Można twierdzić, że parlamentarzysta ma głosować, a nie unikać podejmowania decyzji (acz głosując w tej sprawie przeciw posłanka raczej elektoratu by nie udobruchała). Można uważać, że głosując za przyjęciem projektu ustawy do dalszych prac w komisjach w żaden sposób nie postępuje się w sprzeczności z wyznawanym światopoglądem. Niemniej ogrom nienawiści, jaki znalazłem wśród ludzi samych siebie uważających za elitę społeczeństwa (lepszą, nieomamioną programem 500+ przeciw któremu nieraz występowała sama Kornelia Wróblewska), bardzo mnie zaskoczył. I na miejscu pani poseł na pewno zastanowiłbym się czy aby na pewno chcę ten elektorat wciąż reprezentować.