|
Jana Machulskiego "Cztery dwudziestki"Na pytanie czy bliższy jest mu doża wenecki czy niezapomniany kasiarz Kwinto z filmu "Vabank", odpowiada bez chwili namysłu - Kwinto. Ja jestem biedny chłopak z Bałut, dzielnicy Łodzi. Zawsze chciał być aktorem, takim jak aktorzy z amerykańskich filmów.
Można przyjąć, że za credo życiowe Jan Machulski przyjął słowa: "płaćmy złotem miłości za kamienie nienawiści". Ta miłość - jak podkreśla artysta obdarzony ogromną charyzmą - zawsze do niego powraca.
Obok pracy nad filmem, pracy wykładowcy - nadal występuje na scenie i pisze autobiograficzną książkę.
Teresa Madej - Proszę powiedzieć parę słów o swojej książce.
Jan Machulski - Pretekstem jest mój jubileusz. Dałem jej tytuł - "Cztery dwudziestki". To dużo lepiej brzmi niż np. "Moja osiemdziesiątka". Łatwiej mi pracować nad nią, ponieważ podzieliłem swoje życie na cztery części, cztery rozdziały - a więc jak dorastałem, także okres wojny, czas teatru i filmu, i oczywiście moja rola jako wykładowcy/pedagoga także zostanie uwzględniona.
Teresa Madej - Czy na scenie pierwszy odruch jest najlepszy? Pierwsze emocje? Czy próby są potrzebne?
Jan Machulski - Tak, próby są potrzebne. Trzeba przeanalizować, po co to robię, co ja mówię, po co to mówię. W związku z tym - jak to mówię! Trzeba się zastanowić. Potrzebne są analizy.
Teresa Madej - Aktualnie gra pan w filmie Cezarego Albina - "Orkiestra niewidzialnych instrumentów".
Jan Machulski - Gram tam tajemniczą postać - dziadka, obserwującą każdy ruch chłopaka, który pogubił się, zatracił poczucie tego, co w życiu ważne. Przedwczoraj nakręciliśmy scenę, która miała być wczoraj (11.07.). Dwójka aktorów, czyli Wojciech Siemion i ja, zrobiliśmy scenę już naprzód. Tak zaoszczędziliśmy jeden dzień i w ten sposób mam dwa dni wolne.
Kręcę film z kolegami w moim wieku. Na planie filmowym dużo zamieszania, jeden nie może wysiąść z auta, drugi mówi, że mu strzyka. Ja kondycyjnie daję radę, w życiu uprawiałem dużo sportu. Cztery lata grałem w piłkę nożną, biegałem na dziesięć kilometrów i boksowałem.
Teresa Madej - Kiedy i gdzie planuje pan letni odpoczynek?
Jan Machulski - Ja zawsze odpoczywam nad ciepłym morzem. Lata całe jeździłem do Bułgarii. Tam jest taki polski dom z basenem. Jeśli tam nie będzie miejsc w sierpniu, to na pewno w ciepłych krajach, nad polskim morzem jest dla mnie za zimno.
Teresa Madej - To będzie tylko odpoczynek, czy także praca?
Jan Machulski - Trochę popracuję. Chce napisać sztukę na konkurs, jaki ogłosił jeden z teatrów. Muszę napisać, oczywiście pod pseudonimem. Będzie to komedia. Myślę o sztuce na cztery osoby. Rzecz będzie o pani psycholog, do której zgłaszają się ludzie ze swoimi problemami. Ma za zadnie pomóc pewnemu małżeństwu. Będzie dużo zaskakującej zabawy.
Ostatnio napisałem sobie rolę do filmu "Ostatni szeryf". W miasteczku rządzą bandziory, niejaki Kniaź, robi co chce. Burmistrz chciał rozwiązać problem, zastrzelili go, ale nieudolnie. Upłynęło pół roku, wjeżdża pociąg na stację, wynoszą wózek i... kto na wózku? Burmistrz Mat. Wrócił, żeby dokończyć swojego dzieła, czyli udowodnić, że to bandziory i zrobić im wielki proces. Przestępcy sądzą, że jest niegroźny, jeździ na wózku. Śmieją się z niego - on w kapeluszu, z przypiętą gwiazdą szeryfa, siedzi na rynku z pistoletem. Oczekuje, że bandzior Kniaź przyjdzie na spotkanie i będzie się z nim strzelał. Tak jak w westernach.
Opowieść, ma interesujący początek. Okazuje się, że stary facet chce popełnić samobójstwo w szpitalu. Ratują go, dyrektor szpitala - dopytuje: panie burmistrzu, co pan chciał zrobić? Przyjeżdża syn, sądzi, że ojciec "zgłupiał". Bohater na to - ja jestem aktorem, nie mogę chodzić, co ja będę w życiu robił?
Ja napisałem taki scenariusz, to tak trochę autobiograficznie, niczym Julek (syn Jana - Juliusz Machulski - przyp. autora). Facet na wózku jest głównym bohaterem. Wszystkim wydaje się bezbronny, a on pomalutku wszystkich bandziorów "ucisza". Obraz kończy się sceną - pusta przestrzeń, główny bohater idzie szosą, i jest napis: "Tak czyszcząc małe miasteczka dojedziemy i do stolicy". Taka jest puenta.
Teresa Madej - Gdzie i kiedy będzie to zaprezentowane?
Jan Machulski - Teraz szukam 2 mln żeby sfinansować mój projekt. Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki zapewniał mnie podczas Jubileuszu, że ogłosi mecenat Łodzi nad moim filmem i znajdzie te pieniądze w mieście, że każdy mieszkaniec da 50 złotych, bym mógł nakręcić "Ostatniego szeryfa".
Teresa Madej - Jeśli ruszy kampania, proszę nas poinformować, rzucimy hasło na naszym portalu i podamy konto bankowe produkcji "Ostatniego szeryfa".
Jan Machulski - To nic nowego, może znajdzie się sponsor strategiczny. Wojciech Fibak współprodukował kiedyś "Psy 2. Ostatnia krew". Kiedy mój syn nakręcił "Vabank", to Leonard Pietraszek powiedział do niego: Przyznaj się Julek, tatuś ci nakręcił ten film, w znaczeniu - sfinansował.
Teresa Madej - Co zatem słychać u pana Juliusza?
Jan Machulski - Julek skończył film pt.: "Ile waży koń trojański?". Jest to komedia romantyczna.
Teresa Madej - Mówimy o filmach. A co słychać u Jana Machulskiego, aktora teatralnego?
Jan Machulski - Żeby zupełnie nie stracić kontaktu z graniem w teatrze, bo już nie mam teatru, to napisałem sztukę, na trzy osoby, pt.: "Niebezpieczne zabawy". Dziewczyna - Agnieszka Zduńczyk, i dwóch facetów - ja i młody chłopak. Gra go mój wychowanek Marcin Miercikowski. Polonia zakochała się w nas, jeździmy - byliśmy w dwudziestu pięciu stolicach, trzy tygodnie w Australii, graliśmy w Afryce Południowej, trzy tygodnie w Los Angeles. Po przedstawieniu rozmowy, dyskusje. Proponujemy trzy zakończenia sztuki, publiczność wybiera w czasie dyskusji, a my mamy zakończenie przygotowane, ale tak kierujemy dyskusją, że niby to od nich wyszło, że trzeba to zmienić, by wyszło ciekawiej.
Ostatnio odwiedziliśmy Wiedeń, Berlin, Kolonię. Piękne były te dalekie wyjazdy, tam inaczej bym nie pojechał. W Australii występowaliśmy w czterech miastach, wozili nas, pokazywali wieloryby pływające, kangury, biegały obok nas. Teraz czekamy na realizację kontraktu z Nową Zelandią, może się uda. Daleka podróż, ale te wyjazdy bardzo mnie wzbogacają.
Grając kiedyś kardynała Wyszyńskiego zjechałem dwadzieścia siedem miast w Anglii. Mieszkaliśmy wówczas u ludzi, bo na hotele nie było pieniędzy. Staliśmy po spektaklu, niczym na targu niewolnicy, a ludzie wybierali - pan śpi u mnie, a pan śpi u mnie.
Teresa Madej - Jakie to były lata?
Jan Machulski - To był rok 1988. Grałem to trzysta razy, były przepiękne rozmowy o kardynale, o Polsce. Z "generałem Andersem" także byłem w Londynie. Teraz wyszedł film o Andersie. Tam także gram starego Andersa, który pisze swoje pamiętniki. Młodego Andersa gra fajny aktor z Teatru Narodowego. Dostaliśmy za ten film medale.
Teresa Madej - Role, w które pan się wciela, to ogromne bogactwo charakterologiczne.
Jan Machulski -Tak, tak. Coś tam przechodzi na człowieka. "Płaćmy złotem miłości za kamienie nienawiści" - mówił kardynał Wyszyński. Ile on pięknych rzeczy powiedział. Także generał Anders, który mówił o Polsce i niewoli sowieckiej. Znał mechanizm niewoli sowieckiej, rozmów ze Stalinem, ponieważ siedział wiele lat. Wielki Polak to był. Wielki. Mawiał - dwa razy byłem bliski zawału, raz po Jałcie, a drugi raz, jak mi Churchill krzyczał - niech pan zabierze te swoje wojsko, bo mi już jest niepotrzebne.
Teresa Madej - Ta znajomość osoby generała Andersa, to z roli, czy pan pogłębiał wiedzę o generale dla potrzeb roli?
Jan Machulski - Wyszła książka - "Bez ostatniego rozdziału" i na jej podstawie zrobiłem adaptację. Spotykałem się z pana Ireną, żoną Andersa i mówię, powiedz mi więcej o generale. A pani Irena na to - on o wszystkim ze mną nie rozmawiał, raz tylko powiedział - "dwa razy byłem bliski zawału, po Jałcie, kiedy Polskę "sprzedali" i drugi raz, powtórzyła słowa Churchilla - "pan zabierze te swoje wojska", na co gen. pdpowiedział: "szkoda, że pan mi tego przed Monte Cassino nie powiedział!"
Te właśnie słowa pozyskałem prywatnie z rozmowy, tym kończyliśmy swoje przedstawienie.
Teresa Madej - Co jest najważniejsze na scenie?
Jan Machulski - Pamiętam - wielki stół, Makbet wstawał i mówił - widzę ten sztylet. Kurcze, jakie to było wrażenie, nic nie potrzebowałem, tylko fajnych aktorów, którzy to mówią. Najważniejszy jest aktor. Może być jeden, ten co słucha i ten co mówi. To jest podstawa teatru. Wielka dekoracja na nic, jeśli nie ma aktorów. Szkoda. Nadają te seriale, coś tam mówią, pierwszy odcinek - przejście z kuchni do pokoju, drugi - ktoś obudził się w sypialni. To smutne jest. Musi być aktor, który ma coś do powiedzenia.
Pytają mnie - niech pan powie, kto to jest aktor? Jednym zdaniem. Aktor, to jest ten, który pokazuje to, czego bez niego nigdy nie zobaczysz! Szaman jakiś. Coś ma, czego szkoła nie nauczy. Tak wybierałem tych swoich studentów/aktorów, osobowości. Wiersz, to każdy może powiedzieć, ale jak powiedział - to jest najważniejsze. Wie jak to zrobić i po co, np. na planie dzieciak płacze, muszę go uspokoić. Pytanie: jak ja mam to zrobić, żebym był wiarygodny, tzn. żeby dzieciak przestał płakać.
Teresa Madej - Wtedy ten dzieciak staje się widzem, albo go aktor przekona, albo nie.
Jan Machulski - O to właśnie chodzi na scenie, przekonać widza.
Teresa Madej - Dziękuję serdeczne za poświęcony nam czas. Dziękuję za złożoną deklarację przyjazdu do Zamościa.
Jan Machulski - Dziękuję mieszkańcom Zamościa, że chcą mnie upamiętnić w swoim mieście! autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2008-07-21 przeczytano: 14049 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|