|
Rzeźniak straszy!Model (-ka) zwykle kojarzy się z pięknem ciała i stroju, blaskiem urody i światłem reflektorów. A gdyby w świetle reflektorów umieścić stracha na wróble... Czemu nie? - pomyślał Marek Rzeźniak i uczynił go najbardziej rozpoznawalnym motywem swojej twórczości.
Absolwent zamojskiego PLSP i Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom w 1969 roku w pracowni Wacława Taranczewskiego) Strachy maluje już ponad ćwierć wieku, ale jego artystyczna droga rozpoczęła się dużo wcześniej. Jego pierwsze prace nawiązywały do tradycji koloryzmu, czyli nurtu, w którym o nastroju dzieła decyduje nie tematyka, a barwna plama; w którym najważniejszym elementem na płótnie są nie forma i linia, a kolor. Jednak już kilka lat po studiach artysta radykalnie zrywa z koloryzmem, a w jego miejsce pojawia się chłodna tonacja monochromatyczna - błękit i szarość. Jest to malarstwo, w którym dominuje tendencja publicystyczna, gdzie zimne barwy sprzyjają chłodnej refleksji. Powstaje wtedy cykl obrazów inspirowanych ówczesną sytuacją społeczno-polityczną, ale również symboliczne pejzaże kolejowe. Artysta, syn kolejarza, wykręcił pewnie nie jeden numer podczas zabawy przy torach, stąd inspiracja koleją i stąd metaforyczne obrazy szyn ginących gdzieś za horyzontem czy przestawiania zwrotnicy.
Symbolizm, a także rys publicystyczny w malarstwie Rzeźniaka jeszcze większego rozmachu nabierają w kolejnej dekadzie. Oto wprowadzenie stanu wojennego staje się inspiracją do rozpoczęcia rzeczonego cyklu - "Strachy". Tak jak rolnik stawia kukłę z patyków, by odstraszyć wróble i szpaki, tak Rzeźniak maluje Strachy w obawie, że rozdziobią nas kruki, wrony... Tym samym wyraża swój bunt przeciw złu Polski Ludowej.
Sam artysta przyznaje, że jego pierwsze Strachy mają znaczenie symboliczno-narodowe. Pojawiają się tu biało-czerwone barwy przy szarych tłach, uniformy wojskowe; elementy groteski widoczne na przykład w tryptyku "Maskarada". Ale proszę zwrócić uwagę - Strachy nie mają twarzy, w każdym razie nie konkretnych; są pozbawione rysu osobowościowego, mogą być zatem każdym z nas. Każdym, a więc i nikim. Są jak pionki, marionetki zawieszone w nieodgadnionej przestrzeni niczym kafkowski Józef K. To jest metafora zniewolenia człowieka w epoce realnego socjalizmu poprzez eksponowanie bezradności, samotności, zagubienia jednostki, która zatraciła swój indywidualizm. I to jest straszne. Ale te tajemnicze postacie - jak to w sztuce bywa - mają też sens uniwersalny. Manekiny bez oblicza w otoczeniu czerni, szarości, zimnych błękitów wywołują uczucie przygnębienia, pustki i w końcu lęku. Skłaniają do stawiania egzystencjalnych pytań, typu: skąd przychodzimy? kim jesteśmy? dokąd zmierzamy? Prowokują do zastanawiania się nad życiem, a także nad - śmiercią.
Tak było w latach osiemdziesiątych, jednak wraz ze zmianą systemu zmianie uległy problemy zajmujące artystę; zmieniła się więc i natura Stracha. Jego istotą jest teraz - nomen omen - strach o naturę. Zakochany w przyrodzie Roztocza malarz daje wyraz swej trosce o środowisko. To jest znowu malarstwo zaangażowane, ale tym razem nie w sprawy społeczne czy polityczne, a w te - być może najistotniejsze - dotyczące ekologii. Paradoksalnie wyczuwa się tu więcej życia niż na poprzednich obrazach, ale do czasu. Bo między drzewami znów czai się tajemnicza sylwetka. To Strach, który czyha, by poderżnąć korzenie drzewu, od którego przecież wszystko się zaczęło. Rozpoczęła się ludzkość jaką znamy, która tutaj wyobrażona zostaje w postaci strasznego szkodnika w opozycji do życiodajnej przecież natury.
Natura w twórczości Rzeźniaka znajduje swe odzwierciedlenie w cyklu "Odbicia". Okazuje się, że ona także ma dwa oblicza i nie chodzi tylko o to, że daje życie i to życie odbiera. Jej dwulicowość jest bardziej skomplikowana. Oto przyroda odbija się w strumieniu, który jest jej częścią. Powstają dwie strony tej samej substancji, w której ramach są: i rzeczywistość i nadrzeczywistość, świadomość i podświadomość, świat realny i świat odwrócony. Natura robi sztuczkę, by artysta uczynił z niej sztukę.
Marek Rzeźniak zawsze podkreśla, że jego twórczość, inspirowana roztoczańską przyrodą, to nie jest naturalizm. On nie odrywa się od natury, ale też jej nie naśladuje. Mówi: "Artyzm wynika z relacji pomiędzy mną a naturą. Nie chodzi o to, aby naturę tylko rejestrować, odtwarzać, trzeba transformować, przetwarzać poprzez osobowość".
Osobowość artysty w obrazie natury znajduje swój wyraz w postaci ognia. Filozofowie greccy ogień uważali za jeden z czterech pierwiastków wszechświata wraz z wodą, powietrzem i ziemią. Marek Rzeźniak myśl filozofów postanowił utrwalić w cyklu "Żywioły". Ale tu znów zjawisko fizyczne jest tylko punktem wyjścia; reszta dzieje się na płótnie. Płótno płonie, ogień szaleje, ale artysta nie daje mu się rozprzestrzenić, ograniczając go - dość ryzykownie zresztą - drewnianymi ramami. To niespotykana dotąd w twórczości Rzeźniaka ekspresja i radykalna zmiana tonacji. Z filozoficznych zimnych zieleni, szarości, błękitów na palącą, pełną pasji czerwień. Ochłodę dla tak rozpalonych emocji przynoszą kolejne żywioły. Powietrze artysta wyobraża za pomocą nieba, chmur, obłoków. Woda i ziemia czekają jeszcze na swe portrety w tym cyklu.
Tymczasem malarz wciąż nie pozostaje wolny od strachów. Ale już nie nęka go młodzieńczy bunt, ani egzystencjalne dylematy. Rzeźniak postraszył sumienia, by w ostatnich latach kompletnie odmienić klimat swych obrazów. Maluje pejzaże kolorowe, ciepłe, radosne; snopy zbóż, pogodne niebo, prześwity słońca - to jest atmosfera lata i hedonistyczny nastrój. A Strachy? To wciąż jacyś tajemniczy agenci, ale teraz bardziej przypominają agentów z niebios. Wciąż nie są osobowe, nie mają płci ani konkretnych twarzy. Ale teraz strach to niczym anioł stróż chroniący piękna tej ziemi. W "Lecie w Szurze" buszuje w zbożu jak gentleman we fraku lub dama w szykownym kostiumie. Jest w każdym razie z innego wymiaru i jest postacią pozytywną. Kto jednak wie, co czai się za nim?
Malarstwo Rzeźniaka, choć w ostatnich latach pogodne i optymistyczne, wciąż ukrywa nutkę niepokoju, odcień zagrożenia. I w tym między innymi tkwi jego walor. Rzeźniak nigdy nie malował dosłownie i całe szczęście. Bo po co obrazować przyrodę Roztocza, skoro można ją zobaczyć w naturze? Ocalić od zapomnienia? Można; ale malarzowi chodzi o to, żeby ją przedstawić w sposób metaforyczny. Twórczość to ma być kreacja, a nie odtwarzanie; zgłębianie tego, co duchowe, a nie rejestracja tylko tego, co zmysłowe. Jego pejzaże to nie jest naturalizm, ale żywioły to nie jest czysty abstrakcjonizm.
Nie łatwo jest pisać o jego sztuce, bo nie jest jednolity, nie daje się zamknąć w żadnym konkretnym nurcie. Można tu dostrzec wpływy Cezanne'a i innych postimpresjonistów, ale Rzeźniak wyraźnie woli być artystą osobnym. Stąd wciąż więcej nie niż tak.
Tym, co łączy jego dzieła na przestrzeni lat pozostaje motyw stracha i inspiracja naturą, a także kolor, który zawsze niesie ze sobą określone treści, jest symbolem. Poza tym nie ma tu prostych toposów, nie ma bezpośrednich aluzji. Ale nie jest też tak, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka, że pozostaje tylko wrażenie. Rzeźniak mówi, że lubi naturę i wolne przestrzenie. I te przestrzenie zostawia - dla myśli - na swoich płótnach. To jest malarstwo syntetyczne, wymagające od odbiorcy zaangażowania, filozoficzne, a i nie wolne od dreszczu emocji...
Obrazy Marka Rzeźniaka, od tych z wczesnych lat siedemdziesiątych po najnowsze, można oglądać w Galerii "Szur", dwa kilometry za Krasnobrodem. Ale uwaga! - do galerii prowadzą strachy.
Tekst w wersji pierwotnej ukazał się w "Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym".autor / źródło: Anna Jawor dodano: 2008-12-31 przeczytano: 17090 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|