"Chcemy walczyć o nasz najlepszy i najbezpieczniejszy dla każdego, młodego czy starszego użytkownika skatepark i nie oddamy go tak łatwo bez podstawy" - taką dewizę przyjęli zamojscy skaterzy 30 marca w apelu na jednym z internetowych forów.

Absurdem, czy też pewnym paradoksem można nazwać sytuację, jaka zaistniała 29 marca w jednym z zamojskich publicznych skateparków mieszczącym się przy ul. Promiennej na osiedlu "Promyk". Dla nie wtajemniczonych małe przypomnienie, iż skatepark to specjalny tor przeznaczony do uprawiania sportów extremalnych. W skateparku może znajdować się wiele przeszkód przeznaczonych do nauki trików.

Jak mówi Bartłomiej Kalita - jeden z uczestników zdarzenia - grupka młodych ludzi została wyproszona przez administratora obiektu Pana Leszka Łuczkę z Zarządu Osiedla "Promyk".
"Przychodzimy sobie grupką osób na skatepark i jeździmy sobie. Nagle pan Łuczka wybiega z domu w garniturze, ładnie ubrany i mówi proszę wyjść, bo ja nie mogę zostawić skateparku bez opieki. Odpowiadam, iż wcześniej panu to nie przeszkadzało i zostawiał pan skatepark bez opieki, a my sobie normalnie, kulturalnie jeździliśmy. Poza tym w regulaminie napisano, że Zarząd Osiedla "Promyk" nie bierze odpowiedzialności za kontuzje".

Nasuwa się, więc pytanie, od kiedy można usunąć kogoś z publicznego obiektu, gdy stosuje się do wszystkich zasad zawartych w regulaminie?
Jako argumenty zaistniałej sytuacji p. Łuczka podawał konieczność ważnego służbowego wyjścia oraz "przynależność" użytkowników do skateparku bliżej ich miejsca zamieszkania.
W przypadku,Bartka jest to obiekt na osiedlu "Słoneczny Stok" przy Gimnazjum Nr 2.
Snując swoje wywody zarządca obiektu twierdził, iż każde osiedle ma przydzielony swój skatepark powołując się na prezydenta nie dokumentując tego żadnym stosownym pismem zapewniał, że wie on o zaistniałej sytuacji i się z nią zgadza.

Nieustępliwi skaterzy postanowili jednak nie opuszczać obiektu. Cała eskapada zakończyła się interwencją Straży Miejskiej.
Dlaczego? Z jakiego powodu? Powodu oczywiście brak. Straż miejska zjawiła się na wezwanie p. Łuczki i bez konkretnych argumentów, podania powodów nakazała opuszczenie obiektu.

We wtorek 3 kwietnia miało miejsce spotkanie zainteresowanych stron w Ratuszu z prezydentem Marcinem Zamoyskim, który stwierdził, że pierwszy raz słyszy, aby taka sytuacja miała miejsce. Tym samym przyznał racje skaterom.

Leszek Łuczka pytany w tej sprawie potwierdził zaistniały fakt i to, że miał ważne wyjście tego dnia. Jak mówi po wizycie w Ratuszu:
"Niech się dzieje wola nieba. Będziecie mieli calą dobę otwarte".
Pan Łuczka nie chce mieć już nic wspólnego z tym obiektem.
"Nie będę do tego ręki przykładał, ja tu pilnowałem sprzątałem a teraz nie będę sprzątał nie będę nic robił. Trzeba będzie przekreślić na tablicy z regulaminem Zarząd Osiedla, bo tak dalej być nie może, ja nie będę tutaj na okrągło pilnował porządku i ładu."

Cała sprawa rozwiązana została, więc pomyślnie. Nie odbierajmy młodym ludziom możliwości korzystania z tego, co dla nich zostało stworzone. Sami użytkownicy takich obiektów określają to miejsce jako dom dla skejta, rolkarza i bmxsiarza - to mówi chyba samo za siebie. Miejmy nadzieję, że chłopakom na deskach już nikt nie zakłóci rozrywki.