W niedzielę odbyły się przedterminowe wybory do podlaskiego sejmiku oraz referendum w sprawie obwodnicy Augustowa. Przeczytać można wypowiedzi specjalistów biadolących nad niską frekwencją wyborczą, wynoszącą 22,35 %. (Frekwencja w referendum była podobna). Jest to "totalna porażka klasy politycznej" - ocenił politolog dr Radosław Markowski. Zdumiewający pogląd. Można raczej dziwić się, że komukolwiek chciało się iść głosować.

System w naszym kraju całą aktywność polityczną ludzi sprowadza do postawienia krzyżyka na kartce i wrzucenia jej do urny. Postulowanym zachowaniem jest też wyrażanie radości z demokracji. I na tym koniec. Nie ma rzeczywistego wyboru. System jest tak skonstruowany, żeby niezależnie od tego kto wygra wybory, bardzo trudno było wprowadzić istotne zmiany, szczególnie jeśli byłyby w interesie ludzi. Najlepszy przykład to referendum w sprawie obwodnicy Augustowa. Po co głosować, skoro decyzję w tej sprawie podejmie jakiś urzędas w Brukseli? Po co głosować, skoro od klik nieusuwalnych urzędników niejednokrotnie więcej zależy niż od wybieranych w wyborach tzw. samorządowców. Po co głosować, skoro Trybunał Konstytucyjny może utrącić każdą "niewłaściwą ustawę"?

Ludzie nie są głupi. Sam nie widzę poważniejszego sensu w braniu udziału w wyborach lokalnych. To, czy ta bądź inna osoba ulokuje swe cielsko za biurkiem, nie ma poważniejszego znaczenia. Gdyby ludzie mogli wybierać, czy podatki trafiające do budżetu władz lokalnych zostaną realnie zmniejszone, czy szkoły zostaną sprywatyzowane (sprywatyzowane, ale nie rozkradzione!), czy 90 % urzędników zostanie zwolniona, to pewnie frekwencja byłaby wyższa.

Inną sprawą są paniczne głosy pojawiające się wówczas, gdy frekwencja w tych, czy innych wyborach jest niska. Wolałbym, nawet za cenę nowej histerii w postępowych mediach, alarmujących że w Polsce nie ma tzw. "społeczeństwa obywatelskiego" (rola pojęcia "społeczeństwo obywatelskie" w propagandzie salonu warta jest osobnego artykułu), żeby głosowało 5 czy 10 % uprawnionych, ale żeby wybierali władze, które mogą i zrobią coś autentycznie pożytecznego dla ludzi, niż żeby frekwencja wynosiła 90%, a do władz trafiali kłamcy, oszuści i złodzieje.