|
Pamięci ojca "Bajończyka" z KresówSierżant Bolesław Żukowski był zastępcą oficera łączności 43 pp Legionu Bajończyków, stacjonującego w koszarach w Dubnie na Wołyniu - ziemiach należących do Polski przed 1939 r. Urodzony w 1899 r. w Jarosławiczach na Wołyniu, został zamordowany latem 1943 r. przez banderowców w rodzinnej wsi.
Urodzony w Dubnie na Wołyniu, dziś Ukraina, 82-letni Edward Żukowski, budowlaniec, były wiceszef Okręgowej Dyrekcji Inwestycji w Zamościu, obecnie przewodniczący Wspólnoty Mieszkaniowej, opowiada historię ojca i miasteczka, jakich było kilkaset na Wołyniu.
Inż. Żukowski prezentuje monografię 43 Pułku Strzelców Legionu Bajończyków (z serii "Zarys historii wojennej pułków polskich w kampanii wrześniowej"), w którym ojciec był podoficerem. Historię Bajończyków zna na pamięć z ponad 160 zeszycików, wydanych w ostatnich 20 latach. Kupował w księgarniach, teraz ma abonament.
Spokojne miasteczko
To dawne miasto książąt Ostrogskich. Był ładny zameczek obronny nad Ikwą. Była zapora na tej niedużej rzece i rozlewisko. Na grobli było trzy mosty, na nich śluzy, a na jednej mała elektrownia postawiona przed wojną. Jak wyglądało życie w Dubnie przed wojną? Polacy, Ukraińcy, Żydzi i Czesi razem w jednym miasteczku.
Sztandar Bajończyków ufundowany we Francji (I wojna światowa)
Z Niemcami nie utrzymywaliśmy kontaktu, natomiast z Żydami - było ich w Dubnie najwięcej, Ukraińcami i Czechami to było normalne współżycie. Do 1939 r. nie było żadnych waśni ani konfliktów na tle narodowościowym. Rodziny były dwujęzyczne, język ukraiński się znało, choć z Ukraińcami rozmawiało się po polsku. W I klasie szkoły podstawowej siedziałem w jednej ławce z Ickiem, Żydem, nazwiska nie pamiętam. Tak samo było z Ukraińcami.
Mieszkaliśmy na ulicy Mirogoszczańskiej (kierunek na Mirogoszcze, 9, 10km), w budynku murowanym. Była to własność wdowy po policjancie, zabitym przez Ukraińców. Za odszkodowanie pobudowała budynek na wynajem. Dość ładne mieszkanie, dwa pokoje z kuchnią.
Życie miasteczka determinowało życie 43 pułku strzelców Legionu Bajończyków. Pokazują to dawne fotografie: święto pułku, manewry z ojcem i wizyty w koszarach. W 25 roku powstania, w 1939 r., otrzymał on nazwę 43 pułk Strzelców Legionu Bajończyków.
Sierżant Żukowski
Mój dziadek ze strony ojca pochodził z Jarosławicz, wsi odległej od Dubna 16 km, od Łucka ok. 10 km. Tam urodził się ojciec w 1899 r. W 1918 r. - czy z poboru, czy na ochotnika - nigdy się o tym w domu nie mówiło, ojciec poszedł do wojska. Pierwsze zdjęcia ojca, jakie są w domu, to w stopniu kaprala. Powoli awansował. Był w łączności. Jest zdjęcie ojca w szkole łączności w Krasnymstawie. Stąd my, jadąc do Polski w ramach repatriacji, a trzeba się było określić dokąd chce się jechać - zadeklarowaliśmy Krasnystaw. Mama, która była Ukrainką, znała w Polsce jedno miasto - Krasnystaw. Czasem czytamy, że repatriancki nie wiedzieli dokąd jechać? Przecież w karcie repatriacyjnej wpisywało się miejscowość, do której chce się jechać. Niekoniecznie tam zawozili.
Ojciec, po skończeniu szkoły, zaczął służbę w plutonie łączności 43 pułku piechoty, potem awansował i doszedł do stopnia sierżanta. To była góra awansu. Ojciec miał odejść na emeryturę, może w 1941 lub 1942 r. Tak się jednak nie stało, wybuchła II wojna światowa, a jego zabili banderowcy.
Ojciec na wojnie
Pamiętam wojnę i wyjazd ojca na front. To był początek września. Pułk wyjechał z Dubna około 2 września. Ojciec radził nam aby nie siedzieć w Dubnie, tylko uciekać na wieś. Ze znajomą ukraińską rodziną Trofimowiczów (żoną Trofimowicza była Polka) - nie mieszkaliśmy obok siebie, ale mieliśmy dobrosąsiedzkie stosunki i razem wyjechaliśmy na wieś.
Okolicznościowa karta ( z ok. 1936 r.) prezentująca Bajończyków w
mundurach: francuskich, kanadyjskich, halerczyków i polskich
43 Pułk Piechoty, w którym służył ojciec, początkowy był dołączony do Armii Pomorze, która miała bronić "korytarza", ale potem przydzielono go do Armii Prusy, zmieniono kierunek jazdy i został przetransportowany do Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie dotarli ok. 6 września 1939 r. Sztab Pułku był w mieście, a 2 bataliony zostały wysunięte na obrzeża miasta. Znam to z mapek i opisów. Na zdjęciu jest dowódca Pułku ppłk. Franciszek Kubicki, odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Był bardzo dobrym dowódcą pułku.
Szczęśliwy powrót z niewoli
W Warszawie ojciec dostał się do niewoli, to był chyba 27 września. Ale z niewoli uciekł. Nie o wszystkim w domu opowiadał, więc nie wiem gdzie go trzymali. Zwierzał się tylko mojej mamie, że w drodze do domu uniknął śmierci z rąk Ukraińców, którzy wyłapywali polskich żołnierzy, oficerów i ich mordowali. Ojciec świetnie znał język ukraiński, zerwał swoje podoficerskie pagony i przedstawił się jako zwykły żołnierz pochodzenia ukraińskiego. To było już na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, niedaleko domu. Wywinął się z tego udając Ukraińca, bo ich puszczano wolno, a Polaków - już wówczas mordowano. Z różnych względów - raz, że byli to Polacy, po to żeby zabrać broń, mundur, w każdym bądź razie - obrabować.
Te morderstwa to nie były dlatego, że im się Polak nie podobał, tylko dlatego, że mu wszystko zabierano. To wiemy też z opisów i relacji. Ja posiadam opracowania ukraińskie gdzie pisze sotenny albo inny dowódca, że "wojskowy oddział wymordował tylu a tylu mieszkańców wsi i zabrał bydło na rzecz naszego oddziału". Chodziło o to, żeby jak najwięcej zrabować, a resztę spalić.
Drewno od stryja Feliksa
Sowieci weszli do Dubna 17 września 1939 r. Do domu ojciec wrócił pod koniec września albo na początku października 1939 r. Życie pod okupacją sowiecką nie wyglądało ciekawie. Ojciec miał zawód elektryka, ale nie było gdzie się zatrudnić. Nie wiem jak przeżyliśmy - ojciec nie pracował, matka nie pracowała. Nie wiem jak to robili, że jadłem śniadanie, obiad i kolację. Miałem ubranie. Oszczędności nie było bo była wymiana pieniędzy, nie było już złotówki, były ruble.
Przed budynkiem Dowództwa 43. p. p. Leg. Baj. - Korpus oficerski
Wiem, że młodszy brat ojca, stryj Feliks, który miał gospodarkę w Jarosławiczach, nam pomagał. Zima 1939/40 była jedną z bardziej ostrych. Jednego dnia zajeżdżają do nas sanie załadowane drzewem. Otóż stryjowi przyśniło się, że my marzniemy, że nie mamy czym palić. Faktycznie, węgla nie było. Nie było też takiego myślenia, żeby coś ukraść, bo całkiem inne było wychowanie, i starszych i dzieci. Więc nikomu z nas do głowy nie przychodziło aby komuś coś zabrać.
W areszcie u Sowietów
To co pamiętam, Sowieci ojca aresztowali. Któregoś dnia przyszedł znajomy ojca. Potem dopiero dowiedzieliśmy się, że on był z kontrwywiadu wojskowego, z 43 pułku. Ukrywał się i nocował u nas. Przyszła jego żona, spotkali się. Potem odszedł. W nocy zastukała do nas milicja. Zrobili rewizję. Spałem z bratem na tapczanie. Śmiesznie było, bo jak szukali tego człowieka to zajrzeli pod tapczan. Ojca zabrali. Jak wrócił to opowiadał, że pytali o tego człowieka, ale odpowiadał, że widział go ostatni raz jak jechali na wojnę. Jeden z milicjantów wyciągnął pistolet, położył na stół i powiedział, że jak ojciec nie powie - to go zabije. Maltretowali go przez całą noc. Jak go zabierali w nocy to zdążył tylko naciągnąć walonki, był w długich kalesonach i narzucił na siebie kożuch. Jak już rano go wypuścili - ojciec był zapalonym palaczem - to pierwszego napotkanego człowieka poprosił o papierosa. Podejrzenie padło na ojca ale potem się nim nie interesowali.
Przed budynkiem koszar - Pluton Łączności - piąty od lewej siedzi - Bolesław Żukowski
Sowieci wywozili, ale rodzin podoficerskich nie ruszali. Były dwa wyjątki. Rodzina podoficerska Grudzińskich i rodzina Oleśkiewiczów. Oni chcieli się dostać do Polski i przechodzili przez "zieloną granicę". Ruska straż graniczna złapała ich i od razu wywieziono ich na Sybir. Potem ci podoficerowie dostali się do armii Andersa. Oleśkiewiczom udało się opuścić Rosję cała rodziną i trafili do Londynu. Pan Grudziński zginął w Afryce, może pod Tobrukiem. Pani Grudzińska z córką w ramach repatriacji przyjechała do Krasnegostawu (stąd pochodziła) i po wojnie się spotkaliśmy.
Karabin dla Pańskiej Doliny
Wejście Niemców do Dubna w czerwcu 1941 r. zastało nas na Mirogoszczańskiej. Założyli szkoły z językiem nauczania ukraińskim, to 2 klasy mogłem ukończyć. Ojciec utrzymywał dobre stosunki z Ukraińcami, i z Żydami, do tego stopnia dobre, że jak Żydów zamykali w getcie w Dubnie, to przyszedł do ojca Żyd i powiedział: Panie szefie (ojciec był szefem w plutonie łączności) - nas zabierają do getta, więc przenieście się do naszego budynku mieszkalnego. I my przenieśliśmy się z Mirogoszczańskiej, gdzie przeżyliśmy okupację sowiecką, na Koszarową, naprzeciw koszar. Te dobre stosunki nie wynikały z jakiś interesów, bo jako podoficer nie mógł prowadzić żadnych interesów. Jego zajęciem była służba wojskowa. Już podczas okupacji niemieckiej ojciec z synem Trochimowiczów otworzyli produkcję i handel mydłem, ale długo to nie trwało.
Wiem, że ojciec zaangażował się w podziemiu. Powiedział do nas, że jeżeli znajdziemy naboje i broń - to mamy ściągać do domu. Więc ściągaliśmy. Znaleźliśmy karabin, obrzynek i mieliśmy go do spółki: ja, mój brat, Ukrainiec i jeszcze jeden chłopak. Zakopaliśmy go, ale każdy chciał go mieć. Wykopaliśmy i zaraz wrzuciliśmy do nieczynnej studni o głębokości 20 paru metrów. Tego samego dnia powiedziałem ojcu, że w studni jest karabin. Ojciec wziął patyk, przywiązał do sznurka, posadził mnie na nim i spuścił na dół. Wyciągnąłem karabin, a on dostarczył go do Pańskiej Doliny (VI 1943-II 1944 ośrodek samoobrony polskiej na Wołyniu). Skąd ja o tym wiedziałem? Ojciec mówił jak przemycają broń i amunicję do Pańskiej Doliny - furmankami, które miały podwójny kosz, tam wkładano broń.
Mord w Jarosławiczach
Mordy? To zaczęło się z początkiem 1943 r. Docierały do nas pierwsze informacje, że banderowcy mordują Polaków. Ojciec zginął w 1943r., koniec czerwca, początek lipca. Został zamordowany, bo poszedł z pomocą bratu. Któregoś dnia, skoro świt, u nas w domu pojawił się Jacek, mój stryjeczny brat z Jarosławicz. Wpadł do domu i woła do mojego ojca: Stryju, musisz pomóc. Ukraińcy napadli na nas. Ja uciekłem. Ojciec niewiele myśląc, powiedział: Idziemy. Ojciec z Jackiem zebrali się i poszli.
Manewry Plutonu Łączności - na łące - pierwszy od prawej Bolesław Żukowski
Matka potem powiedziała, że ojciec po drodze miał zajrzeć do samoobrony Pańska Dolina. Leżała od nas, od drogi Dubno-Jarosławicze, jakieś 2, 3 km boczną drogą. Miał zabrać ze sobą paru ludzi z bronią i pójść do Jarosławicz. Nieszczęście polegało na tym, że w tym czasie banderowcy napadli na Pańską Dolinę. To był kolejny napad na Pańską Dolinę i tak jak poprzednio bez powodzenia, ale nieszczęście w tym, że ojciec nie zawrócił i poszedł jednak do Jarosławicz.
Ojciec miał przy sobie mały pistolet, "szóstkę", model damski. Ojciec nie wrócił. Słuch po nim zaginął. Minął tydzień, miesiąc, 2 miesiące, 3 miesiące. Znajomi pocieszali matkę, że ojciec pewnie poszedł do samoobrony, że chciał się dostać do Centralnej Polski, z racji tej, że wiedział, gdzie jest zakopana broń. Ojciec, wycofywał się we wrześniu 1939 r. z wojskiem do Wisły, z pełnym uzbrojeniem plutonu łączności, radiostacją na dwóch kółkach, motocyklem. To wszystko potem zakopano owinięte płaszcze i koce wojskowe. Tak pocieszano matkę.
Ojca banderowcy zastrzelili
Pewne, że ojciec został zamordowany, stało się jesienią. Ktoś dał znać, że z Jarosławicz jedna pani chce rozmawiać z moją matką. Ta kobieta mieszkała w Jarosławiczach i uniknęła śmierci, uciekając przed banderowcami. Opowiedziała, w jaki sposób ojciec zginął. Ojca banderowcy zastrzelili, natomiast Jacka, chłopca 15, 16-letniego zabili kijami. Pamiętam, jak matka wróciła spłakana i nam to wszystko opowiedziała.
Ostatnie Święto Pułku - 25 lipca 1938 r. - od prawej siedzi dowódca Pułku ppłk. Franciszek Kubicki
To był dla mnie ciężki okres, kiedy rozchodzą się drogi kolegów - razem chodziliśmy do szkoły, razem po jabłka, cudze jabłka. Potem to się zmieniło, bo on do mnie mówi: "Polska mordo". Ja do niego: Co to znaczy? I wtedy okazało się, kto to jest Ukrainiec. Dzieci w domu słuchały odpowiednich rozmów. Rozmawialiśmy z kolegami Ukraińcami, że przecież mordują Polaków. A oni odpowiadali - Nie, mordują, bo najpierw Polacy w Chełmskim wymordowali Ukraińców, i teraz tu przyszli ci Ukraińcy i w odwecie mordują Polaków.
* * *
43 Pułk Strzelców Legionu Bajończyków (43 pp) - oddział piechoty Armii Polskiej we Francji i Wojska Polskiego II RP stacjonował w garnizonie Dubno. Wywodził swój rodowód od Legionu Bajończyków, pierwszej polskiej formacji wojskowej we Francji, w czasie I wojny światowej. W czerwcu 1918 resztki Bajończyków wcielone zostały do 1 Pułku Strzelców Polskich sformowanego w Loval i Mayenne. We wrześniu 1919 pułk przemianowany został na 43 pułk strzelców kresowych, a dziesięć lat później na 43 pułk piechoty Legionu Bajończyków. Walczył m.in. pod Komarowem (1920 r.). W kampanii wrześniowej 1939 walczył w składzie macierzystej 13 Dywizji Piechoty, także pod Tomaszowem Lubelskim. Za kampanię został odznaczony orderem Virtuti Militari.
autor / źródło: oprac. Teresa Madej, fot. archiwum Edwarda Żukowskiego. dodano: 2013-10-17 przeczytano: 17502 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|