|
Ewa Uryga: śpiewam o życiuKoncertem "Życie jesteś chwilą" w ramach X Triduum Caecilianym w Katedrze Zamojskiej - Ewa Uryga oczarowała zamościan. Kiedy słynna wokalistka po zejściu z chóru pojawiła się wśród słuchaczy - chętnie przystała na rozmowę (20.11.).
- Moja babcia miała na imię Cecylia. Miała przepiękny głos, ale niestety, nie została śpiewaczką, bo była dziewiątym dzieckiem w rodzinie, i jak to dawniej - nie było jej dane kształcić swego talentu ze względów rodzinnych - mówiła Ewa Uryga.
- Staje się jasne, skąd się wziął głos, talent, miłość do śpiewu i sentyment do św. Cecylii. Ewa Uryga podpowiada - Tak, prawdopodobnie po babce.
* * *
- Jak to się dzieje, że w pani jest "cztery w jednym"?
Ewa Uryga - Ach. To długa historia. Wybór był, ale po drodze działy się dziwne, różne rzeczy, gdzie rezygnowałam, potem znowu wracałam do śpiewu - bo też miałam osiągnięcia w sporcie, i to dosyć długo trwało zanim to się ustabilizowało. Dopiero teraz mam wewnętrzne wrażenie, odczucie może, że teraz, od tego momentu zaczyna się ten czas, gdzie ja rzeczywiście poważnie zaczęłam traktować muzykę.
- Miałam wrażenie, że to stało się w Zamościu kilkanaście lat temu?
Ewa Uryga - Były pewne osiągnięcia jazzowe. Ja nigdy nie zapomnę Zamościa, bo to był Międzynarodowy Festiwal, w którym brało udział mnóstwo fajnych ludzi z różnych krajów. Wtedy moje dziecko miało dwa miesiące - właśnie to wspominałam. Ja wtedy dostałam II nagrodę. Dzisiaj moje dziecko ma 21 lat. To było wielkie przeżycie.
- Co się wtedy zdarzyło?
Ewa Uryga - To było wielkie przeżycie. To się zdarzyło to, co wraca w tej chwili. I to jest ciekawe. Ja tam wykonywałam utwór "Consideration", który wcześniej wykonywała Mahalia Jackson, która przewróciła mój świat muzyczny do góry nogami. I do niej wracam w tej chwili. Od dziesięciu lat przygotowuję projekt jej poświęcony. Tym razem bardzo poważnie bo na skalę polsko-amerykańską. Ogromnie trudne są przygotowania, pozyskiwanie pieniążków - bo są takie czasy, z kulturą jest jak jest, ale ja twardo walczę i bronię, bo mamy tutaj możliwość promocji naszego kraju za granicą. To jest dla mnie bardzo istotne.
- Słuchacze byli niezwykle zbudowani wykonanym przez panią i muzyków koncertem "Życie, jesteś chwilą".
Ewa Uryga - To jest kolejny materiał na płytę. Tam jeszcze zabrakło wiolonczeli, bo jest wiolonczela w tym składzie. I myślę, że w jakimś czasie na pewno to uwiecznię na płycie, która będzie nosiła dokładnie ten tytuł "Życie, jesteś chwilą". Jestem zafascynowana, "przyjaźnię się" z Małą Tereską (od Dzieciątka Jezus - przyp. autora). Od sześciu lat jestem w świeckim zakonie karmelitańskim. To są moi duchowi przyjaciele. Powiem, że w tym trudnym życiu na pewno bym sobie nie poradziła bez tego wsparcia. I szczerze powiem, że podziwiam ludzi, rozumiem i absolutnie nie jestem w stanie oceniać nikogo, kto sobie nie radzi w życiu - jeśli nie podpiera się Bogiem i miłością, i tą siłą, która płynie od Boga. Dlatego, że naprawdę życie jest zbyt ciężkie, a człowiek jest tak słaby.
- Życie jest zbyt krótkie, aby je zmarnować. Pani koncert to wyjątkowe uniesienia duchowe.
Ewa Uryga - Jest krótkie, i to widzimy coraz bardziej. Czas ucieka nam bardzo szybko. Wykonuję ten koncert po raz któryś, piąty czy szósty i rzeczywiście - ja to czuje, że nagle dzieje się - jakby ktoś prowadził mój głos i szczerze powiedziawszy - ja zaczynam za nim postępować. Także nie do końca - w tym momencie, kiedy mówię i zaraz po zakończeniu koncertu - właściwie połowy rzeczy nie pamiętam, co było wykonane. Nie jestem w stanie przywołać tego, to się dzieje niezależnie ode mnie.
- Zapewniam, że jako słuchacze odczuliśmy wyjątkowość chwili. Jak zaczęło się pani śpiewanie?
Ewa Uryga - Zdradzę pewną tajemnicę, że jako 13-latka zaczynałam od muzyki klasycznej i miałam koloraturę. I potem zaczęłam grać w piłkę ręczną, bo stwierdziłam, że śpiewanie jest nudne. Grałam tak dwa lata. Potem zamieniłam na koszykówkę i tutaj się pojawiła kadra Polski, lista juniorów i poważny dylemat. Trener bardzo tego nie lubił, kiedy śpiewałam bo bał się, że któregoś dnia odejdę - a chciał mnie przerzucić na wyczynowe trenowanie. Niemniej, jak poszłam do technikum - uwaga - elektrycznego, i tu się zadziała dziwna rzecz. Bo tam był zespół i był przystojny gitarzysta. Ja nie chciałam śpiewać, powiedziałam, że przyjdę zobaczyć co się dzieje na próbie. I piknęło mi serce. Jak to Pan dziwnie prowadzi, niesamowicie - powiedziałabym. I tu zaczął się poważny rozłam.
- Wszystko przez to "piknięcie" serca?
Ewa Uryga - Tak, bo zaczęłam chodzić na próby i zaczęły się konkursy, kolejne szczebelki: Telewizyjne Studio Debiutów, potem były festiwale, nagrody. I kolejny rozłam. Będąc na studiach - wróciłam do koszykówki - po obejrzeniu meczu. Powrócił sentyment i wylądowałam na AZS na Uniwersytecie. To była III liga i wiedziałam, że to nie jest wyczyn. Ale mam za sobą drugie miejsce w tańcach na lodzie, i bardzo wiele dziwnych rzeczy - np. choreografia taneczna. To jest nie do okiełznania. Chciałabym to wszystko kiedyś wykorzystać, i jeszcze nie tracę nadziei...
- A co z tą miłością do przystojnego gitarzysty?
Ewa Uryga - To była miłość platoniczna. Potem - mówiąc tak po prostu - niestety, koleżanka mi go odbiła. Ja to bardzo przeżyłam i ze trzy piosenki z tego powodu powstały. Trzeba było odreagować.
- Zawsze jest coś po coś...
Ewa Uryga - Tak, właśnie. Ktoś mi kiedyś tak pięknie powiedział, kiedy opowiadałam, że przeżywam piękne miłości, często niezrealizowane. Ale co to znaczy niezrealizowana miłość? Ktoś mówi: A o czym ty byś śpiewała, gdybyś nie przeżywała? Właściwie - słuszna uwaga, bo człowiek wtedy jest wiarygodny jak dotyka tego, o czym śpiewa. Śpiewamy o życiu, o przeżyciach duchowych czy miłosnych. Zresztą te miłosne mają dużo wspólnego z duchowymi. Ja bym powiedziała, że z tego to wychodzi, że jak człowiek zaczyna tego doznawać to jest taka głębia, że wow!
- Pani Ewo, dzisiaj w Katedrze było wow!
Ewa Uryga - To chyba było to!
- A co z elektryką?
Ewa Uryga - To było rzeczywiście całe pięcioletnie technikum elektryczne w Bytomiu, bo tam się urodziłam. Zrobiłam dyplom. To były "wyłączniki wysokich napięć" - taki tytuł miała praca. A potem to już były studia muzyczne w Katowicach.
- Cieszę się, że mogliśmy ponownie posłuchać pani w Zamościu.
Ewa Uryga - Dziękuję. To jeszcze na koniec. Powiem jedną rzecz, dla kontrastu do tego, co dzisiaj było. Około półtora roku temu zupełnie traciłam głos. To był efekt choroby kręgosłupa, słabłam fizycznie. I chciałam tylko powiedzieć, że to kolejny cud - Pan przywrócił mi głos. To są fakty, to się dzieje, bo mogłam z tego nie wyjść, albo wyjść z utratą głosu, i wtedy nigdy bym nie zaśpiewała czegoś takiego. Ci, którzy to pamiętają, bo mam świadków na to - to jest naprawdę autentyk, mówią, że to jest niesamowite zdarzenie. Schorzenie było przewlekłe, traciłam siłę, która jest potrzebna do śpiewania, bo to musi iść od środka, tak jak w sporcie.
* * *
Ewa Uryga podpisywała jeszcze programy X Triduum Caecilianum i przyjmowała gratulacje, także od Tadeusza Wicherka, dyrektora i dyrygenta Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego. Muzycy rozmawiali o swoich pomysłach i projektach - Ewa Uryga o "Negro Spirituals", które to połączenie uważa za "ocean" możliwości, a Tadeusz Wicherek o projekcie "Night Rider Symphony", czyli klasyce na rockowo, "odjazdowej" muzyce, zagranej przez "Namysłowiaków" i muzyków grupy Night Rider na Rynku Wielkim w Zamościu.
Ewa Uryga zdradziła jeszcze jedną tajemnicę. Wymyśliła sobie organizację "Classic Jazz Festival". Festiwal miał odbywać się w Spale, ale... Może w Zamościu? - pytam artystkę. - Musi być wsparcie Miasta, wszystkich - dla tego typu przedsięwzięć - podkreśliła pani Ewa. - Powiem inaczej - musi być sala - uzupełnił Tadeusz Wicherek. - Tak, to jest podstawa - podsumowała rozmowę Ewa Uryga.
Zamość onLine jest patronem medialnym X Triduum Caecilianum
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2013-11-24 przeczytano: 16661 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|